Mój raport na temat kamieni milowych będzie raczej nietypowy, bo gry, od których większość przedmówców zaczynała swoją przygodę z planszówkami, znajdą się u mnie pod koniec. A to dlatego, że mój kontakt z grami zaczął się jakieś 60 lat temu. Zaczął się zresztą od gier karcianych. A to dlatego, że przez kilkanaście lat żyłem w rodzinie wielopokoleniowej, w której gry w karty były stałą rozrywką. Grano w brydża, kierki, pokera, remibrydża, tysiąca, garibaldkę i być może jeszcze jakieś inne tradycyjne gry. Karty były intensywnie używane, więc się zużywały, a zużytymi taliami bawiły się dzieci tzn. ja i mój o rok młodszy brat. Oczywiście najpierw graliśmy w gry dziecinne (wojna, świnka, oszukaniec itp.), a dopiero później nauczyliśmy się grać w poważniejsze gry karciane. Dorośli grywali też w domino, młynka, halmę, a nawet chińczyka czyli gier było w domu na te czasy całkiem sporo. Oprócz wymienionych już planszówek były jeszcze "beczułki" czyli chyba jeszcze przedwojenne bingo, później miałem jeszcze różne gry "roll and move", m.in. wyścigi kolarskie i motocyklowe.
Za pierwszy kamień milowy muszę chyba jednak uznać
Szachy
Nie były dotychczas wymienione, bo akurat w szachy u mnie w domu się nie grało. Ja nauczyłem się grać z książki "ABC szachisty". Na tyle mnie ta gra wciągnęła, że zacząłem czytać rubrykę szachową, zamieszczaną w sobotnim numerze Expressu Wieczornego. A były tam również zadania typu "mat w dwóch posunięciach". I właśnie nad jednym takim zadaniem spędziłem chyba kilkanaście godzin. Niestety bez efektu. Ze zniecierpliwieniem czekałem więc na następną sobotę, by poznać rozwiązanie zadania i z wściekłością przeczytałem, że w treści zadania był błąd, bo mat jest w trzech posunięciach. Zniechęciło mnie to trochę do szachów, a do "problemistyki" szachowej definitywnie.
Następnie (był to początek lat 70-tych XX wieku) przyszedł etap samoróbek, za sprawą dwóch książek - "Przewodnika gier" i "50 gier na kolorowych planszach" oraz dzięki artykułom, zawierającym wszystkie informacje, niezbędne do samodzielnego wykonania gry, ukazującym się od czasu do czasu w różnych tygodnikach. M.in. w ten sposób poznałem dość starą już wtedy, bo pochodzącą z roku 1962 grę Formula 1, o której więcej będzie dalej.
Kolejnym kamieniem milowym był jednak
Brydż
Grałem w brydża sporo na początku studiów, brałem nawet udział w turniejach. Niestety okazało się, że nie mam do tej gry predyspozycji, ponieważ nie dość, że nie paliłem, to w dodatku zapach dymu mi przeszkadzał. Wprawdzie wtedy pewne ograniczenia dla palaczy zaczęły być w turniejach wprowadzane, ale polegały one początkowo na tym, że palić można było tylko co drugie rozdanie, a nie przez cały czas.
Oczywiście grami wciąż się interesowałem i gdy znalazłem w gazecie ogłoszenie o sprzedaży
Monopoly
natychmiast kupiłem tę grę, o której wcześniej tylko słyszałem. Okazało się, że słyszałem o niej nie tylko ja, więc gdy pochwaliłem się znajomym, że mam ją w posiadaniu, po jakimś czasie powstała inicjatywa, by zorganizować Sekcję Gier Logicznych w ramach działalności klubu studenckiego Amplitron. Oprócz Monopoly graliśmy tam również w moje i nie tylko moje samoróbki. Szukałem też kontaktu z innymi warszawskimi środowiskami graczy i w ten sposób trafiłem na pokaz gry
Szachy heksagonalne
Obowiązywało wtedy hasło "Polak potrafi" więc choć grę wymyślił mieszkaniec Londynu ale jednak z pochodzenia Polak, to gra została dobrze przyjęta i wkrótce zorganizowane zostały nieoficjalne mistrzostwa Warszawy, w których udało mi się zająć trzecie miejsce, dzięki czemu we wrześniu 1978 pojechałem na pierwszy w historii szachów heksagonalnych międzynarodowy mecz Anglia-Polska. Teraz taki wyjazd nie robi na nikim wrażenia, ale wtedy, żeby dostać paszport, musiałem mieć zgodę Wojskowej Komendy Uzupełnień i przyjść do biura paszportowego z dwoma żyrantami, zobowiązującymi się zapłacić za moje studia, gdybym z zagranicy nie wrócił. Jak już w Londynie byłem, to oczywiście postanowiłem kupić kilka gier i tak stałem się posiadaczem gry
Ryzyko
która natychmiast stała się przebojem w Amplitronie.
Muszę się teraz trochę cofnąć w czasie, bo kolejną grą, którą mogę uznać za kamień milowy, był
Mastermind
wydany w Polsce chyba w roku 1977 przez Krajową Agencję Wydawniczą. Była to chyba jedyna gra na zagranicznej licencji (oprócz szachów heksagonalnych) wydana w PRLu w latach 70-tych.
Mastermind był dla mnie kamieniem milowym przede wszystkim dlatego, że to była pierwsza gra komputerowa, w jaką grałem w roku 1978. Może w tym miejscu ktoś uznać, że to bzdura, bo nie było jeszcze wtedy w Polsce komputerów, a przynajmniej nie było takich komputerów, z którymi można było grać, bo dane do komputera wprowadzało się na dziurkowanej taśmie albo kartach perforowanych i nie było jeszcze wtedy gier komputerowych, może poza ping-pongiem. To prawda - gier komputerowych w Polsce wtedy nie było, więc program grający w Masterminda sam musiałem napisać. I faktycznie został wprowadzony do pamięci komputera na kartach perforowanych. Ale komputer, z którego korzystałem, znajdujący się w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku, miał na Politechnice terminal, wyposażony w dalekopis. I na tym dalekopisie można było on-line grać w mój program. Nawiasem mówiąc dopiero po latach dowiedziałem się, że opracowany przeze mnie algorytm, zapewniający rozwiązanie w maksymalnie 5 strzałach, oparty był na tej samej koncepcji, którą dwa lata wcześniej opublikował Donald Knuth.
Za następny kamień milowy mogę uznać grę
Grand Prix
czyli pierwszą wydaną grę, której byłem współautorem. Pomysł oparty był na wspomnianej wcześniej grze Formula 1 ale wprowadziliśmy sporo ulepszeń, przede wszystkim modularną planszę, co w roku 1984 było nowością chyba na skalę światową.
Kolejny kamień milowy będzie nietypowy. Nie dlatego, że to jakaś nieznana gra. Wprost przeciwnie, już kilka osób ją na swojej liście wymieniło. Nietypowe jest to, że gra
Talizman, znana w Polsce bardziej jako Magia i miecz
to jedna z najgorszych gier w które grałem. (Żona przywiozła mi ją z USA, bo sam ją o to prosiłem, więc to moja wina, a nie jej.) Talizman uważam za kamień milowy, ponieważ dzięki tej grze zrozumiałem, że moja (z punktu widzenia gracza) negatywna ocena jakiejś gry może być całkowicie sprzeczna z wynikami sprzedaży tej gry przez moją hurtownię.
Mój post jest już bardzo długi, więc na koniec wspomnę jeszcze o jednej grze, od której wiele osób zaczynało, a w którą ja nigdy nie grałem.
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
Mam na myśli
Eurobusiness
który w pewnym okresie był grą, która w mojej hurtowni najlepiej się sprzedawała. Było to w czasach, gdy było trudno o krajową spedycję, więc raz na miesiąc jechał specjalnie do mnie z Bielska-Białej Polonez Truck, wioząc 500 egzemplarzy gry.