Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Tutaj można dyskutować na tematy ogólnie związane z grami planszowymi, nie powiązane z konkretnym tytułem.
Awatar użytkownika
Bruno
Posty: 2022
Rejestracja: 27 lip 2017, 19:13
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 1498 times
Been thanked: 1151 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: Bruno »

Odkopię temat, choć widzę, że drogi większości forumowiczów były dość podobne. Ja też nie jestem wyjątkiem, co najwyżej - z racji peselu - edycje poszczególnych tytułów będą wcześniejsze.

1. Fortuna (odpowiednik późniejszych na polskim rynku Monopoly czy Eurobusiness, oczywiście wzorowany na tym pierwszym) - pięknie, jak na późnopeerelowskie czasy, wydana gra o robieniu interesów :wink: Czas wczesnej podstawówki i moment zetknięcia się z czymś innym niż szachy/warcaby/chińczyk.

2. Master Mind, ten sam okres, gra, która wtedy wydawała mi się szalenie trudna!

3. Magia i miecz (1. edycja) - prezent od kolegi w późnej podstawówce. Ten tytuł katowałem ze znajomymi i solo na cztery ręce :wink: (gdy brakło chętnych), miałem wszystkie dodatki, także te z czasopisma MiM. Srogi kvlt, jak mawiają w pewnych kręgach melomanów. Stąd też mój awatar. Ta gra otworzyła przede mną świat fantasy, a nieco później, w czasach liceum, poniekąd wprowadziła w gry RPG. W 1992 lub 93 r. zaczęło się bowiem ukazywać czasopismo MiM, którego pierwszy numer kupiłem tylko ze względu na tytuł (!) i początkowo byłem nawet rozczarowany, że opisuje jakieś inne gry niż MiM, i to takie, w które gra się bez pięknych komponentów, a jedynie z ołówkiem i kostką :lol:

3.5. Mniej więcej w tym samym czasie (późna podstawówka/liceum) zacząłem też zbierać mnóstwo gier Encore, Sfery, Ertrobu i in., z których na pewno warto wymienić Labirynt Śmierci - mój pierwszy tytuł 'true solo' - taki Mage Knight dla nastolatka z tzw. pokolenia X :mrgreen:

(potem długa przerwa od planszówek w późnym liceum [tu trochę RPG] i całe studia)

4. Kolejka - poznana już sporo po studiach, moja pierwsza 'nowoczesna' planszówka, a jednocześnie mój come back do grania. Kupiłem w zasadzie od razu, a potem w samym wydawnictwie dorwałem trudno wtedy dostępny dodatek: Ogonek. Wciąż jednak było to granie okazjonalne, de facto poza 'geekostwem'.

5. Terraformacja Marsa - kolejny prezent od znajomych, kiedy już zacząłem wkraczać w to hobby (czyli nie tylko kupować gry, ale też zarejestrowałem się na forum, zacząłem śledzić planszówkowe jutuby itd.). Bardzo przyjemna rozgrywka, z budowaniem swojego silnika i możliwością punktowania na 100 różnych sposobów, sprawiły, że przez długi czas w gronie moich bliskich ta gra najczęściej lądowała na stole.

6. Mage Knight - mój Święty Graal wśród planszówek. Opus Magnum gier dla takich jak ja sierot po Magii i Mieczu i Labiryncie Śmierci, oczekujących rozwoju postaci i przygód w świecie fantasy, a jednocześnie spaczonych już potrzebą optymalizacji wykształconą w grach euro. Ponadto zakupiony w doskonałym momencie, bo na miesiąc przed pierwszym lock-downem, dzięki czemu przetrwałem ten trudny czas w świetnej formie umysłowej i doskonałym stanie ducha :mrgreen:

7. c.d.n. :?:
Jesteś szczęśliwym posiadaczem np. Gloomhaven? Masz więc egzemplarz tej gry, a nie jej kopię. To znacząca różnica ;-)
Druga edycja GWT: pacholęta wznoszą domy w krainie My little pony.
Kupię kryształy many ze starej edycji Mage Knighta!
Sloth
Posty: 388
Rejestracja: 03 mar 2020, 14:08
Has thanked: 83 times
Been thanked: 76 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: Sloth »

Od zawsze w domu grane było w karciany tysiąc. Tysiące rozgrywek przez te wszystkie lata.
Oczywiście szachy i warcaby.
W latach 90-tych karciany doomtrooper i dark eden.
Potem wiele lat nic. Pc plus później konsola.
Kilka lat temu zakupiłem Wyspę, chciałam pograć głównie z córką, początkowo grali wszyscy :)
Potem Drako, jakże ja uwielbiam tą grę, tylko na chwilę obecną nie bardzo już mam z kim zagrać po paru setkach rozgrywek z lepsza połową i córką ☹
Następnie epidemia, na początku mnóstwo zabawy potem słabiej ale dała motywację do brnięcia dalej.
Karciany Anioł Śmierci dał odczucie rzezi, gdzie mogłem pograć solo więc poszedłem dalej.
Ostatnio moja pierwsza przygodówka Waste Knights II zapoczątkowała chęć zabawy w tej kategorii.
Awatar użytkownika
nimsarn
Posty: 309
Rejestracja: 04 lis 2005, 16:54
Lokalizacja: Z buszu! W centrum Zielonej Góry
Has thanked: 509 times
Been thanked: 176 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: nimsarn »

Trochę rodzinnie przygnębiający ciąg dalszy:

Pierwsza gra rozłożona w klubie i złożona bez rozegrania z powodu braku zainteresowania wśród klubowiczów: Onward to Venus;
Pierwsza gra, w której się zakochałem (platonicznie) i nie zdołałem kupić: Vanuatu;
Pierwsza gra, w którą tylko syn chce grać: Alchemicy
Pierwsza gra, której nie chciałem a dostałem na urodziny od klubowiczów: Anachrony;
Pierwsza gra, którą zdobyłem drogą wymiany: Pangea;
Pierwsza gra (prezent dla syna) nie polubiona przez żonę: Newton;
Pierwsza gra rozpakowana i nigdy nie rozegrana: Dakota
cdn...

Jak widać dziś mam doła... Może jutro z niego wyjdę :S
Awatar użytkownika
dispe
Posty: 349
Rejestracja: 03 gru 2019, 12:42
Lokalizacja: WWA
Has thanked: 271 times
Been thanked: 109 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: dispe »

Oczywiście Magia i Miecz około 1990 roku. Ostatnio takie coś znalazłem u rodziców w albumie:
Spoiler:
Awatar użytkownika
japanczyk
Moderator
Posty: 11002
Rejestracja: 26 gru 2018, 08:19
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 3371 times
Been thanked: 3252 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: japanczyk »

nimsarn pisze: 06 wrz 2021, 07:35
A pierwsza gra któa wywołała uśmiech na twojej twarzy? Pierwsza gra z któej się ucieszyłeś, że dostałeś? ;-)


Dziwie sie, że sie tu jeszcze nie wypowiadałem :D

Gra, która mnie wciągnęła w hobby: Smallworld Podziemia/Ogórdek
Wczesniej miałem Talismana, Munchkina, Scrabble... Ot, gry planszowe. Okazało się jednak, że są fajnym spososem spędzania czasu z nową dziewczyną, a kupno Ogródka, Smallworld, Szklanego Szlaku, Troyes i chyab Ekspedycji na Czarnym piątku wyzwoliło we mnie tę iskrę chęci poznawania czegoś nowego

Gra, która sprawiła, że wciągnąłem się w KSa... cóż, tak się złożyło, ze wraz z pierwszym KSem - Tainted Grail, od razu wciagnalem sie w ten świat
Okazało się, że przegapiłem Black Rose Wars (smutek!), Wild Assent (smutek!), Horizon Zero Dawn (szczęście!), Batman GCCC (wtedy popatrzyłem na cene i pomyslalem, ze trzbe abyc szlaonym zeby tyle wydac na gre :P) i szukalem coraz to nowych projektów - zaraz za TG, poszło Chai, Valor & Villany, Vindication itd.

Gra, która sprawiła, że zacząłem odwiedzać klubokawiarnie (Kawadzieścia) - Architekci Zachodniego Królestwa. Namurenai (z którym gram do dzisiaj) szukał graczy w Kawadzieścia do grania - a ja szukałem miejsca do grania. Myślę, że gdyby nie kombinacja tego tytułu, plus bardzo fajnego podejścia Namu do tłumaczenia, to nie wiem czy miałbym chęć wracać do Kawy ;-) po kilku kolejnych spotkaniach stałem się w miarę stałym bywalcem ;D
Awatar użytkownika
XLR8
Posty: 1683
Rejestracja: 16 lis 2020, 18:11
Has thanked: 280 times
Been thanked: 881 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: XLR8 »

Największym kamieniem milowym było dla mnie założenie własnej grupy. Wcześniej bujaliśmy się po różnych tworach czy eventach, ale w sporej większości były to fatalne doświadczenia. Nigdy nie wiedzieliśmy w co będziemy grać, ilu ludzi się pojawi i czy nie zostaniemy wystawieni do wiatru. Ciężko zliczyć ile razy umawialiśmy się na konkretną grę na 4, a finalnie graliśmy 6 godzin w banga kościanego, bo ktoś zaprosił dziewczynę i nie było alternatywy na 5 graczy.

Obecnie w grupie mamy kilka osób, które przed nami znały tylko kolejkę czy scrabble, a po dwóch miesiącach grali w TTA czy Gaję jak równy z równym :)
Awatar użytkownika
nimsarn
Posty: 309
Rejestracja: 04 lis 2005, 16:54
Lokalizacja: Z buszu! W centrum Zielonej Góry
Has thanked: 509 times
Been thanked: 176 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: nimsarn »

japanczyk pisze: 06 wrz 2021, 08:18
nimsarn pisze: 06 wrz 2021, 07:35
A pierwsza gra któa wywołała uśmiech na twojej twarzy? Pierwsza gra z któej się ucieszyłeś, że dostałeś? ;-)
Na to odpowiedziałem w pierwszej części.
A swoją drogą, oprócz wymienionego Anachrony, to nie pamiętam kiedy zrobiono mi planszówkową-miłą-niespodziankę -widocznie za bardzo się staram trzymać rękę na pulsie :|
Awatar użytkownika
rav126
Posty: 796
Rejestracja: 27 paź 2010, 00:56
Has thanked: 408 times
Been thanked: 505 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: rav126 »

Moją pierwszą prawdziwą planszówką (pomijając jakieś gry typu roll and move, czy eurobiznes) było Przekleństwo Mumii, w bodajże 1992r. Totalne ameri - chodziło się po planszy w formie piramidy 3D, zagrywało karty na innych, walczyło z potworami (albo im uciekało), a to wszystko przy pomocy kości K12 i karty postaci ze statystykami. Zmuszałem moje siostry do grania w tę grę, bo mimo, że była losowa, to na tamte czasy była bardzo ciekawa, jednak moje siostry nie podzielały mojego entuzjazmu ;)
Natomiast przygoda z nowoczesnymi grami planszowymi zaczęła się w 2008r. kiedy po zagraniu w Jungle Speed na jednej z imprez harcerskich było WOW! To gry mogą być takie ekscytujące? Kupiłem, po przeszukaniu neta, Fasolki i.. Wiochmena :D Fasolki to był totalny hit! Wiochmen trochę przekombinowany.
Później Carcassonne, i co jakiś czas jakaś gra wpadała do kolekcji, ale nie było tego szczególnie dużo - nie za bardzo miałem kogo namówić na gry i poświęcałem się innym hobby.
W 2016r dostałem od szwagra Cywilizację Poprzez Wieki. Okazało się szybko, że whisky + wąska ława + duża gra = szukanie elementów na podłodze. Zrobiłem sobie nakładkę na ławę, która obecnie nie jest już zdejmowana (dorobiłem blat ;) ).
Potem to już poleciało lawinowo - a zauroczenie grami Pfistera i dłuższymi grami od Great Western Trail i Tzolkina.
Jednym z kamieni milowych był na pewno udział w pierwszym konwencie - Planszówki pod ziemią w kopalni Guido w 2018r. :)
Nie kupuję zbyt często na wspieraczkach, ale pierwszą grą, która mnie do tego przekonała była Valhalla
W tym roku zacząłem malować figurki.
No a ostatnim z kamieni milowych było... sprzedanie po raz pierwszy jakichkolwiek gier z kolekcji :lol:
Elemenek
Posty: 375
Rejestracja: 27 wrz 2016, 16:29
Lokalizacja: Cracovia
Has thanked: 31 times
Been thanked: 107 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: Elemenek »

Nie pamietam w jaka gre zagralem pierwszy raz, wogole sie nie interesowalem tym segmentem rozrywki. W szkole podstawowej bawilem sie (bawilem - nie gralem) Labiryntem Smierci.

Na studiach w okolicy 2009/2010 kolega pokazal gre Sabotazysta oraz Sukcesorzy zaswiecila mi sie lampka ze gry to moze byc cos zupelnie innego niz warcaby i zwykle karty.

W okolicach 2014 roku aby zabic czas w pracy znalazlem na YT kanaly o planszowkach. Sluchalem sobie co tam madre glowy mowily bo ile mozna sluchac muzyki. Temat stal sie interesujacy, a ze bylem wtedy na studiach doktoranckich szukalem czegos co pokrywalo by sie z moimi zainteresowaniami i nie bylo by ksiazka. Tak trafilem na gre Rok 1863. Pamietam ze kupilem zestaw 3 gier wlasnie ow Rok 1863, Przepustka, Pieklo Okopow. Spodobalo mi sie zwlaszcza Przepustka i Rok 1863, jednak chyba bardziej z racji tematu.

Jakis czas pozniej na wspomianym YT trafilem na gre Robinson Crusoe. Piekne grafiki, roznorakie komponenty i obietnica przygody. Decyzja byla jedna: zakup. Byla to moja 2-3 gra w zyciu i nie wiedzialem ze jest trudna, a instrukcje nie nalezy do idealnych :) Mimo to zrozumialem zasady, nie przerazila mnie ich zlozonosc i na tej grze nauczylem sie czytac i rozumiec instrukcje.

Pozniej juz poszlo, coraz wiecej czytalem, ogladalem i gralem. Teraz gry, ktore wprowadzaly mnie na nowe etapy:

Eldritch Horror - ameri moga byc fajne i ciekawe, dodatkowo przez EH poznalem H.P. Lovecrafta.

Descent 2ED - aplikacja to nie jest planszowkowe swietokradztwo i naprawde wynosi gry na inny poziom doznania.

Terraformacja Marsa - czasem warto ulec temu hypowi i zaufac w ciemno opinii ogolu, bo gra jest swietna.

Zamki Burgundii - w natloku nowosci, nalezy pamietac o starych dobrych klasykach, bo sa rewelacyjne gry o ktorych z racji ze maja juz swoje lata malo slychac, a sa idealne w swojej kategorii. Dodatkowo brzydota czesto malo znaczy przy miodnosci jaka oferuje mechanika.
Awatar użytkownika
BOLLO
Posty: 5268
Rejestracja: 24 mar 2020, 23:39
Lokalizacja: Bielawa
Has thanked: 1080 times
Been thanked: 1694 times
Kontakt:

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: BOLLO »

W sumie to mógłbym odesłać was to poczytania mojej historii i gier jakie mnie do tego hobby porwały tutaj:
viewtopic.php?f=64&t=69808&hilit=moja+historia

Ale myślę że każda z nich zasługuje na krótki opis.

1) Gry karciane. To były najczęściej u mnie wyciągane gry. Graliśmy głównie w Remika i Tysiąca, czasem w pokera. Ale już wtedy rodzice uczyli mnie szacunku do gier i jak się zachowywać przy stole.

2) Szachy. Teraz powiedziałbym że to była moja pierwsze gra figurkowa :-). Trudna i nie wybaczała błędów ale dawała wiele radości jak sięudało zrobić roszadę lub szacha-mata. Jak na swój wiek to nawet dobrze mi szło to przegrywanie :-)

3) Mastermind. Powiem wam że ta gra bardzo ale to bardzo mi się podobała. Te grzybki które co turę były wtykane przez współgracza...czekałeś czy się pojawi biały czy czarny. Mega emocje.

4) SuperGłowa aka Scrabble. Jak już pisałem w mojej historii nie byliśmy majętni to też rodzice często kupowali "zamienniki" gier. Gra naprawdę dobra i ile było śmiechu za dziecka jak ktoś ułożył słowo typu "pierd", "kupa".

5) Obcy. Tu już wchodzimy na teren prawdziwych planszówek. Ta gra gdzie zbierałem ekwipunek, chodziłem po korytarzach postaciami z filmu to było coś. Pamiętam że ta gra wywierała na mnie mega wielkie emocje. Żałuje że ją sprzedałem bo z sentymentu bym do niej wracał. Być może wykonam P&P własnej wersji.

6) Magia i Miecz. Moja pierwsza gra przygodowa która wręcz na tamte czasy ociekała fabułą. Pomimo że wszystko oprócz planszy było szaro-bure to gra była epicka. Dziesiątki partii i mega wspomnienia.

7) Grunwald 1410. Jejciu uleż ja razy w to grałem i NIGDY się nie nudziłem. Wojennik byłby ze mnie dumny. Jestem szczęśliwy że swój egzemplarz mam i kiedyś być może jeszcze w niego zagram aby sobie przypomnieć zasady i jak to było.

8 ) Magic The Gathering. Moja jedna z najlepszych gier w jakie mi było zagrać. Ja już się świetnie bawiłem przy składaniu talii tak naprawdę. Kombinowaniu, czytaniem meta światowego, ciągłe testy nawet sam ze sobą....szkoda że jej losy tak się potoczyły. Ja nawet nie musiałem w nią grać ;-) Wystarczyło mi obcowanie z klaserami i ciągła rozkmina co za co wsadzić do decku. Pamiętam masę pięknych wspomnień i opowiadań chłopaków którzy jeździli po świecie by grywać w MTG na wszelakich turniejach. Mase świetnych osób z nieistniejącego już forum MTG News oraz tych życzliwych z Poltergeist. Napisałem sporo artykułów które nawet ukazywały się w gazetach. No fajne czasy były nie ma co.

9) Wyprawa do Eldorado. Pierwsza kupiona gra w Empiku od której to wszystko się zaczęło jeżeli chodzi o aktualny stan rzeczy. Mega strzał w dziesiątkę. Do tej pory gra nie schodzi ze stołu.

10) Każda kolejna gra którą mam w kolekcji. Ta świeża i ta stara, ta nowa i ta używana, ta dobra i ta średnia, ta ograna i ta w folii....wszystkie je lubie i doceniam. Na każdą czekam i każdej daję szansę.

Planszówki to jednak naprawdę fajne hobby :mrgreen:
Awatar użytkownika
Yuri
Posty: 2758
Rejestracja: 21 gru 2018, 09:58
Has thanked: 327 times
Been thanked: 1256 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: Yuri »

BOLLO pisze: 05 paź 2021, 15:37 ...
5) Obcy. Tu już wchodzimy na teren prawdziwych planszówek. Ta gra gdzie zbierałem ekwipunek, chodziłem po korytarzach postaciami z filmu to było coś. Pamiętam że ta gra wywierała na mnie mega wielkie emocje. Żałuje że ją sprzedałem bo z sentymentu bym do niej wracał. Być może wykonam P&P własnej wersji.
...
Mam sporą kolekcje starych gier i mam też OBCEGO oczywiście. Jeżeli kiedykolwiek chciałbyś zagrać to z przyjemnością Ci wyślę kurierem, pograsz i odeślesz. Jedyny koszt to pokrywasz sobie wysyłkę :roll: :wink:

EDIT: Jakbyś do "Magii i Miecz" miał sentyment to mam i 1ed i 2ed, oczywiście z wszystkimi dodatkami, (nawet takimi które 18 lat temu fanowsko drukowaliśmy na Forum MiMa i są totalnie nie do znalezienia/kupienia już), oraz komplet "Magicznego Miecza". Zasady te same jak z OBCYM w razie czego :)

p.s. dodatek z Predatorem jest w porządku, koniecznie zagraj z nim
Ostatnio zmieniony 05 paź 2021, 21:23 przez Yuri, łącznie zmieniany 2 razy.
Moja kolekcja: https://boardgamegeek.com/collection/user/Yuri1984
RABATY, gdyby ktoś potrzebował: Portal = 15%, Mepel.pl = 5%, Planszomania.pl = 2%
Chcesz się zrewanżować kawą ? Zapraszam >>> https://www.buymeacoffee.com/yuri4891
Elemenek
Posty: 375
Rejestracja: 27 wrz 2016, 16:29
Lokalizacja: Cracovia
Has thanked: 31 times
Been thanked: 107 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: Elemenek »

Spoiler:
BOLLO jak bedziesz gral to pamietaj ze jest fanowskie rozszerzenie Predator.
Gdzies slyszalem plotke, ze autor myslal nad odswiezeniem czy 2ed, jednak sprawy licencyjne przekreslily te ambicje. Mamy za to naszego rodzimego Nemesis'a. Pieknie historia sie potoczyla.
Awatar użytkownika
wrojka
Posty: 465
Rejestracja: 10 cze 2018, 00:00
Lokalizacja: Gdańsk Wrzeszcz
Has thanked: 229 times
Been thanked: 213 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: wrojka »

Blood Rage - Pierwsze zetknięcie się z modern boardgamingiem. Nie jakieś wytarte Monopoly, stary Catan czy Scrabble. Blood Rage pokazał mi świeży standard planszówek, gdzie faktycznie ma się możliwość decydowania i wpływania na to co dzieje się w grze. Zachwyt nad figurkami i grafikami na kartach.Wrażenie jakie wtedy wywarł na mnie jest nie do powtórzenia.

Root -> Szarlatani z Pasikurowic - Swoiste przejście mentalne, że szukając dobrej gry nie wystarczy patrzeć na ocenę na BGG i jakość komponentów (a Root obie te rzeczy posiada), ale także na ciężkość tytułu. To, że oglądamy playthrough i wszyscy się świetnie bawią, nie oznacza że nasza grupka też tak to odbierze. Do dziś uważam Roota za najlepszy asymetryczny area control, ale pożegnałem się z fizyczną wersją. Szarlatani (po dokupieniu kapsli na znaczniki) stali się najpopularniejszą grą. Nawet rozważałem kupno drugiej kopii i dodatków by móc grać w max 9-10 osób.
Awatar użytkownika
MichalStajszczak
Posty: 9464
Rejestracja: 31 sty 2005, 19:42
Lokalizacja: Warszawa
Has thanked: 507 times
Been thanked: 1445 times
Kontakt:

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: MichalStajszczak »

Mój raport na temat kamieni milowych będzie raczej nietypowy, bo gry, od których większość przedmówców zaczynała swoją przygodę z planszówkami, znajdą się u mnie pod koniec. A to dlatego, że mój kontakt z grami zaczął się jakieś 60 lat temu. Zaczął się zresztą od gier karcianych. A to dlatego, że przez kilkanaście lat żyłem w rodzinie wielopokoleniowej, w której gry w karty były stałą rozrywką. Grano w brydża, kierki, pokera, remibrydża, tysiąca, garibaldkę i być może jeszcze jakieś inne tradycyjne gry. Karty były intensywnie używane, więc się zużywały, a zużytymi taliami bawiły się dzieci tzn. ja i mój o rok młodszy brat. Oczywiście najpierw graliśmy w gry dziecinne (wojna, świnka, oszukaniec itp.), a dopiero później nauczyliśmy się grać w poważniejsze gry karciane. Dorośli grywali też w domino, młynka, halmę, a nawet chińczyka czyli gier było w domu na te czasy całkiem sporo. Oprócz wymienionych już planszówek były jeszcze "beczułki" czyli chyba jeszcze przedwojenne bingo, później miałem jeszcze różne gry "roll and move", m.in. wyścigi kolarskie i motocyklowe.
Za pierwszy kamień milowy muszę chyba jednak uznać
Szachy
Nie były dotychczas wymienione, bo akurat w szachy u mnie w domu się nie grało. Ja nauczyłem się grać z książki "ABC szachisty". Na tyle mnie ta gra wciągnęła, że zacząłem czytać rubrykę szachową, zamieszczaną w sobotnim numerze Expressu Wieczornego. A były tam również zadania typu "mat w dwóch posunięciach". I właśnie nad jednym takim zadaniem spędziłem chyba kilkanaście godzin. Niestety bez efektu. Ze zniecierpliwieniem czekałem więc na następną sobotę, by poznać rozwiązanie zadania i z wściekłością przeczytałem, że w treści zadania był błąd, bo mat jest w trzech posunięciach. Zniechęciło mnie to trochę do szachów, a do "problemistyki" szachowej definitywnie.
Następnie (był to początek lat 70-tych XX wieku) przyszedł etap samoróbek, za sprawą dwóch książek - "Przewodnika gier" i "50 gier na kolorowych planszach" oraz dzięki artykułom, zawierającym wszystkie informacje, niezbędne do samodzielnego wykonania gry, ukazującym się od czasu do czasu w różnych tygodnikach. M.in. w ten sposób poznałem dość starą już wtedy, bo pochodzącą z roku 1962 grę Formula 1, o której więcej będzie dalej.
Kolejnym kamieniem milowym był jednak
Brydż
Grałem w brydża sporo na początku studiów, brałem nawet udział w turniejach. Niestety okazało się, że nie mam do tej gry predyspozycji, ponieważ nie dość, że nie paliłem, to w dodatku zapach dymu mi przeszkadzał. Wprawdzie wtedy pewne ograniczenia dla palaczy zaczęły być w turniejach wprowadzane, ale polegały one początkowo na tym, że palić można było tylko co drugie rozdanie, a nie przez cały czas.
Oczywiście grami wciąż się interesowałem i gdy znalazłem w gazecie ogłoszenie o sprzedaży
Monopoly
natychmiast kupiłem tę grę, o której wcześniej tylko słyszałem. Okazało się, że słyszałem o niej nie tylko ja, więc gdy pochwaliłem się znajomym, że mam ją w posiadaniu, po jakimś czasie powstała inicjatywa, by zorganizować Sekcję Gier Logicznych w ramach działalności klubu studenckiego Amplitron. Oprócz Monopoly graliśmy tam również w moje i nie tylko moje samoróbki. Szukałem też kontaktu z innymi warszawskimi środowiskami graczy i w ten sposób trafiłem na pokaz gry
Szachy heksagonalne
Obowiązywało wtedy hasło "Polak potrafi" więc choć grę wymyślił mieszkaniec Londynu ale jednak z pochodzenia Polak, to gra została dobrze przyjęta i wkrótce zorganizowane zostały nieoficjalne mistrzostwa Warszawy, w których udało mi się zająć trzecie miejsce, dzięki czemu we wrześniu 1978 pojechałem na pierwszy w historii szachów heksagonalnych międzynarodowy mecz Anglia-Polska. Teraz taki wyjazd nie robi na nikim wrażenia, ale wtedy, żeby dostać paszport, musiałem mieć zgodę Wojskowej Komendy Uzupełnień i przyjść do biura paszportowego z dwoma żyrantami, zobowiązującymi się zapłacić za moje studia, gdybym z zagranicy nie wrócił. Jak już w Londynie byłem, to oczywiście postanowiłem kupić kilka gier i tak stałem się posiadaczem gry
Ryzyko
która natychmiast stała się przebojem w Amplitronie.
Muszę się teraz trochę cofnąć w czasie, bo kolejną grą, którą mogę uznać za kamień milowy, był
Mastermind
wydany w Polsce chyba w roku 1977 przez Krajową Agencję Wydawniczą. Była to chyba jedyna gra na zagranicznej licencji (oprócz szachów heksagonalnych) wydana w PRLu w latach 70-tych.
Mastermind był dla mnie kamieniem milowym przede wszystkim dlatego, że to była pierwsza gra komputerowa, w jaką grałem w roku 1978. Może w tym miejscu ktoś uznać, że to bzdura, bo nie było jeszcze wtedy w Polsce komputerów, a przynajmniej nie było takich komputerów, z którymi można było grać, bo dane do komputera wprowadzało się na dziurkowanej taśmie albo kartach perforowanych i nie było jeszcze wtedy gier komputerowych, może poza ping-pongiem. To prawda - gier komputerowych w Polsce wtedy nie było, więc program grający w Masterminda sam musiałem napisać. I faktycznie został wprowadzony do pamięci komputera na kartach perforowanych. Ale komputer, z którego korzystałem, znajdujący się w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku, miał na Politechnice terminal, wyposażony w dalekopis. I na tym dalekopisie można było on-line grać w mój program. Nawiasem mówiąc dopiero po latach dowiedziałem się, że opracowany przeze mnie algorytm, zapewniający rozwiązanie w maksymalnie 5 strzałach, oparty był na tej samej koncepcji, którą dwa lata wcześniej opublikował Donald Knuth.
Za następny kamień milowy mogę uznać grę
Grand Prix
czyli pierwszą wydaną grę, której byłem współautorem. Pomysł oparty był na wspomnianej wcześniej grze Formula 1 ale wprowadziliśmy sporo ulepszeń, przede wszystkim modularną planszę, co w roku 1984 było nowością chyba na skalę światową.
Kolejny kamień milowy będzie nietypowy. Nie dlatego, że to jakaś nieznana gra. Wprost przeciwnie, już kilka osób ją na swojej liście wymieniło. Nietypowe jest to, że gra
Talizman, znana w Polsce bardziej jako Magia i miecz
to jedna z najgorszych gier w które grałem. (Żona przywiozła mi ją z USA, bo sam ją o to prosiłem, więc to moja wina, a nie jej.) Talizman uważam za kamień milowy, ponieważ dzięki tej grze zrozumiałem, że moja (z punktu widzenia gracza) negatywna ocena jakiejś gry może być całkowicie sprzeczna z wynikami sprzedaży tej gry przez moją hurtownię.
Mój post jest już bardzo długi, więc na koniec wspomnę jeszcze o jednej grze, od której wiele osób zaczynało, a w którą ja nigdy nie grałem. :D Mam na myśli
Eurobusiness
który w pewnym okresie był grą, która w mojej hurtowni najlepiej się sprzedawała. Było to w czasach, gdy było trudno o krajową spedycję, więc raz na miesiąc jechał specjalnie do mnie z Bielska-Białej Polonez Truck, wioząc 500 egzemplarzy gry.
Awatar użytkownika
BOLLO
Posty: 5268
Rejestracja: 24 mar 2020, 23:39
Lokalizacja: Bielawa
Has thanked: 1080 times
Been thanked: 1694 times
Kontakt:

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: BOLLO »

Eurobusiness
No przecież....zapomniałem o tej grze. Chociaż u mnie królował mój prezent na 10 urodziny który mam po dziś dzień EkoBiznes.
ElHarnas
Posty: 41
Rejestracja: 06 kwie 2020, 19:37
Has thanked: 15 times
Been thanked: 26 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: ElHarnas »

W porównaniu z większością osób na tym forum nie posiadam wielkiej kolekcji gier i nie przewinęły się przez moje ręce niebotyczne ilości tytułów. Jednak jest kilka, które zmieniło moje życie.
1. Globtrotter - kompletnie nie pamiętam zasad i na dobrą sprawę niewiele pamiętam jak się w tę grę grało. Ale była to planszówka, którą pod koniec lat 80-tych ogrywaliśmy ze starszą siostrą niemiłosiernie.
2. Magiczny Miecz - polska podróbka Talismana. Dzieciakowi w żaden sposób nie przeszkadzała losowość tej gry. Zabawa była przednia. Zwłaszcza, że posiadałem wszystkie dodatki. Kiedy udało się rozłożyć tę kobyłę na podłodze, to kumple walili drzwiami i oknami.
3. Magiczny Miecz - 25 lat później. Przypadkiem wykopany z czeluści piwnicy rodziców. Tyle czasu trwał mój rozbrat z grami planszowymi. Rozłożyliśmy z małżonką na stole i rozegraliśmy kilka partii. Losowość tym razem przeszkadzała, ale i tak odrodziła się zajawka na planszówki.
4. 7 Cudów Świata Pojedynek - od tego zaczęliśmy naszą wspólną, małżeńską przygodę z nowoczesnymi planszówkami. Był to moment, w którym śnieżnej kuli nie dało już się zatrzymać. Wsiąknęliśmy w granie, czytanie forum, oglądanie filmików.
5. Lewis & Clark - mój Święty Graal. Nakręciłem się bardzo na tę grę w czasach kiedy była już w Polsce niedostępna. Rozesłałem kilkadziesiąt maili po sklepach planszówkowych w całej Europie. Udało się nabyć egzemplarz z pewnego czeskiego sklepu, który skądś dla mnie sciągnął jeden egzemplarz. Akcja przeprowadzona wzorowo. Stały kontakt ze sprzedającym i połączenie live. On wstawił grę do sklepu, ja natychmiast ten jedyny egzemplarz zakupiłem. Mimo, że kolekcja od tego momentu się rozrosła i posiadamy wiele cięższych i lżejszych euro ( zdecydowanie jesteśmy oboje euro-graczami), to "Indianie" chyba już na zawsze pozostaną numerem jeden i nie ma szans by spadli z piedestału. No i bardzo uroczo na półce prezentuje się ten tytuł "Lewis & Clark Cesta na severozápad"
Torquemada666
Posty: 799
Rejestracja: 24 sie 2009, 11:08
Has thanked: 253 times
Been thanked: 128 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: Torquemada666 »

Tygodnik "Razem" i twórczość Jacka Ciesielskiego. W sumie przypadkiem bo tygodnik kupował wtedy starszy brat :) Ale to był mój początek zainteresowania szeroko rozumianymi grami, który można nazwać kamieniem milowym :D
Awatar użytkownika
Abizaas
Posty: 1046
Rejestracja: 13 wrz 2020, 14:03
Lokalizacja: Poznań
Has thanked: 615 times
Been thanked: 757 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: Abizaas »

1. Sagrada
Zauważyłem, że gry planszowe potrafią być ciekawe.

2. Terraformacja marsa
Zawsze myślałem, że gry planszowe są dla dzieci, ewentualnie by rodzice grali z dziećmi. Terraformacja była moją pierwszą grą nie-rodzinną.

3. Projekt Gaja
Odkąd zagrałem w Gaję, to zrozumiałem, że istnieją nowoczesne gry planszowe, w które można grać całe życie, a mimo to nas nie znudzą.

Kolekcja


ninety-percent of everything is crud
Awatar użytkownika
ave.crux
Posty: 1613
Rejestracja: 20 maja 2021, 08:34
Lokalizacja: Piekary Śląskie
Has thanked: 731 times
Been thanked: 1096 times

Re: Nasze "kamienie milowe" rozwoju planszówkowego

Post autor: ave.crux »

Szachy u ś.p. wujka w Niemczech, gdzie pojechaliśmy na wakacje. Oprócz głupot z kuzynem i innych dziecinnych zabaw wolałem siąść z wujkiem do partii szachów. Tak mnie to zaciekawiło, że zamiast jechać na basen wolałem z nim siąść w jego gabinecie i rozkładać ciężkie dębowe pionki. Pamiętam, że zawsze mówił "tym ruchem zrobiłeś mi szach"/"pomyśl, a w następnym ruchu wygrasz" co motywowało mnie do większego skupiania się nad tym co robię, a nie głupiego usuwania pionków z planszy, które i tak nie dawały mi końcowo zwycięstwa. Przez to, teraz w partiach niektórych eurasów uwielbiam optymalizować ruchy do tego stopnia, że przeciwnicy są zmiażdżeni punktowo, a w niektórych przypadkach słyszę "no i znowu ave.crux robi dwadzieścia ruchów w turze".

Następnie pojawiło się parę gier, uwielbiałem chińczyka, monopol, ale nie było to coś, co wywarło na mnie większy wpływ.

5 sekund Pierwsza imprezówka, gdzie w ogóle nie myślałem, o tym, że na imprezach z alkoholem mogą pojawić się gry planszowe. Śmiechu co nie miara, ale co najważniejsze, błyskawiczne integrowanie się z nowo poznanymi kobietkami ;> Duuuużo dobrego ta gra zrobiła.

Gra o Tron Niechętnie, bo wtedy raczej miałem czasy, gdzie królowała u mnie elektroniczna rozrywka, usiadłem do Gry o Tron namówiony przez znajomych. Ilość komponentów, całe przedstawienie gry, wszystko było WOW. Każdy ze znajomych grał wcześniej, wszyscy zachwalali jakie jest to niesamowite, ileż to emocji. Podniecony usiadłem do tej gierki, nie potrafiłem zrozumieć (wtedy to słabo wyjaśnili jak się później okazało) jak przemieszczać jednostki statkami, ale dawaj pan, bijemy się. No i się zaczęły emocje, ale raczej związane z tym, że ktoś się wkurzał na innych, że coś nie do końca było zrozumiane w zasadach. Obracanie kapsli w ogóle nie było dla mnie satysfakcjonujące. W ogóle nie siadła mi ta gra, nie była w moim typie, a odczucia potęgował fakt, że nie oglądałem Gry o Tron. Zagrałem z nimi jeszcze raz, nie zmieniło się nic poza jednym. Po przyjściu do domu zacząłem wertować strony z grami planszowymi w poszukiwaniu gry dla mnie, wiedziałem, że chce się bić chłopkami, ale nie chciałem Gry o Tron. Oczywiście zacząłem od frazy "Gry podobne do gry o tron" no i wyskoczyły, ukochane, z interesującą mnie tematyką Cyklady!

Cyklady moja pierwsza nowoczesna planszówka. Zakochałem się w tej grze od pierwszego wejrzenia i dzięki niej, plus mojemu "CHODŹCIE ZAGRAMY W PLANSZOWKE ZAMIAST IMPREZOWAĆ" zaraziłem wielu znajomych planszówkami, za co parę razy dostałem podziękowania. Ilość partii była przeogromna. Praktycznie w każdy weekend wychodziłem z domu trzymając pod pachą egzemplarz tejże gry. Po czasie zacząłem zauważać patologie tego tytułu i dokupować dodatki. Dzięki niej zachłysnąłem się światem planszówek i oto jestem. Posiadając aktualnie ok. 30 tytułów (wliczając dodatki) ciągle z bakcylem powiększam kolekcję.
Nic na siłę, wszystko młotkiem. Wieczne narzekanie obrzydza radość grania.
ODPOWIEDZ