Całkiem dobry miesiąc. Prawie 60 rozgrywek w 44 gry.
Nowości:
High Frontier 4 All - - Dwie rozgrywki. Pierwsza - to samouczek, druga już scenariusz - solo. Obie w uproszczoną wersję "Race for Glory", czyli jeszcze nie poznałem pełnych zasad, w tym wielkim kombajnie
Pierwsza gra Eklunda, z jaką się spotkałem i mnie totalnie kupił. Nie jest tak trudna, jakby się wydawało. Do tego nieźle napisana instrukcja, fajne ciekawostki w niej zawarte, z których można się wiele nauczyć. Mega podoba mi się pomysł budowy własnej rakiety, nastepnie podróży, aby odkrywać i eksplorować kosmos. Bardzo, bardzo pozytywne wrażenie. Bez oceny punktowej, za mało grane, za mało poznane, będzie jeszcze grane, oj będzie nie raz
Bios Megafauna - - Kolejny Eklund, kolejne mega pozytywne wrażenia. Trzy rozgrywki - dwie solo (jedna na 2 ręce, druga wariant Mars, trzecia dwuosobowa). Gra robi niesamowite wrażenie pod względem rozgrywki. Jest bardzo tematyczna, wiele mechanik jest wytłumaczonych w instrukcji naukowymi wstawkami (jak chyba w każdej z gier Eklunda). No i instrukcja...horror...masakra... Nie chodzi nawet o to, że gra jest nie wiadomo jak skomplikowana - ale instrukcja pozostawia wiele, ale to wiele niejasności. Po pierwszym przeczytaniu - totalnie nie czaiłem o co chodzi. Pomogła instrukcja z netu - fanowskie zasady przepisane w innej formie - które wiele wyklarowały. Tak czy inaczej w pierwszej rozgrywce, prawie 5-godzinnej (grałem wersję zaawansowaną na "dwie ręce") praktycznie non stop patrzyłem do instrukcji i oficjalnej i tej fanowskiej. Po rozegraniu pełnej rozgrywki, nagle wszystko się robi klarowane, ogromna liczba akcji czy eventów nie jest już tak odstaszająca a gra zaczyna iść "płynnie". Gra pewnie pokaże mięso dopiero przy 3-4 graczach, bo przy pełnych zasadach, na 2 osoby jest trochę za dużo przestrzeni.
Boonlake - Na ten moment, to jedyny Pfister, którego mam w kolekcji, ale raczej z tej kolekcji nie ucieknie. Mimo tego, że jest strasznie, ale to strasznie suchy i mało tematyczny. Są gry, które klimatem nie grzeszą, ale przynajmniej czuć w nich temat - np. niektóre gry Lacerdy czy Eklunda - ale w Boonlake mi to doskwiera. Może za bardzo mnie rozpieściły ostatnio grane, cięższe tytuły, w którym czułem temat, miałem go wyjaśnionego w instrukcji. Boonlake nawet tego nie udaje, że ma o czymkolwiek opowiadać. Krótka notka z tyłu pudełka i układaj drewienka na kafelkach. Nie przeszkadza mi to jednak w samej rozgrywce, która ma sporo ciekawych mechanik. Począwszy od mechanizmu wyboru akcji, przez to, że w turze danego gracza inni gracze również wykonują akcje, długość gry, którą gracze raczej sami sobie określają - im więcej pól poruszamy się wzdłuż rzeki, tym szybciej gra się skończy.
Boonlake pod wieloma względami przypomina mi Pragę (która, nota bene jest dla mnie tematyczna i którą "czuję" bardziej) - na ten moment wolę jednak tytuł Suchego. Co nie zmienia faktu, że Boonlake mi się podoba, zostaje w kolekcji i będzie wracał na stół.
Pax Emancpiation - Dwie rozgrywki solo w uproszczoną wersję. Świetny tytuł, ale jeśli ktoś jest uczulony na kościaną losowość, to raczej się odbije, tutaj nieszczęśliwe rzuty mogą ukarać - aczkolwiek sami ryzykujemy i można trochę zminimalizować zły los podejmując dobre decyzje, których mi zabrakło w obu rozgrywkach. Pewnie kolejną zagram już z zaawansowanymi zasadami. Na uwagę zasługuje fakt, że gra jest w na prawdę małym pudełku, w środku wypchana po brzegi. To duży, mózgożerny euras.
Blabel- Imprezowa gra, którą trochę trudno opisać. W grze każdy z graczy dostaje karty, na których ma opisane w różnym, dziwnym języku (każdy inne, ale słowa sa do siebie podobne) 8 różnych materiałów budowlanych. W każdej rundzie jest "inżynier", który wybiera kartę na której są 2 surowce (tylko on ją widzi) i nazywa je w swoim języku. Reszta graczy musi, znając swój język), zgadnąć o które materiały chodzi. Utrudnieniem jest, że w ciągu rundy to jeden gracz musi wskazać oba przedmioty.
Nie jest to mój typ gry imprezowej.
BIOS Origins - Kolejny poznany tytuł Phila Eklunda. I kolejny z serii BIOS. Jedna partia, tryb solo - głównie aby poznać zasady i trochę poznać grę. Wrażenia - bardzo pozytywne, mimo, że grając samemu tylko trochę się liźnie grę i wiele aspektów odpada - ale to raczej oczywiste
Gra nie jest przesadnie skomplikowana, a zasady są dużo lepiej napisane, niż w Megafaunie. W grze musimy rozwinąć swoją cywilizację, zaczynam od epoki kamienia, kończymy w czasach współczesnych - aczkolwiek moja cywilizacja zabłysnęła tym, że w XX wieku znała alfabet, lepiła garnki z gliny, postawiła 2 lepianki, jakby była wojna, to atakowałaby czołgi dzidami. Ale wynalazła sporo leków - więc mogli w tych trudnych czasach chociaż nadużywać morfiny
Widać po przestudiowaniu instrukcji, że gra pokazuje pazur na 3-4 osoby. Wchodzi wtedy dużo negatywnej interakcji, wojny, negocjacje, przejmowanie miast itp. Solo tego nie uświadczysz.
Gra jest "trudna" pod tym względem, że pierwsza rozgrywka to praktycznie próba wyłapania, jak co chodzi, po co się robi jedne akcje, po co drugie, gdzie one się zazębiają. Na plus też wykonanie, podoba mi się zarówno graficznie jak i pod względem czytelności, na stole gierka robi wrażenie. Na ten moment wydaje się to najciekawszy tytuł cywilizacyjny, w jaki grałem.
Tinners Trail - - Nie miałem dużych oczekiwań po tym tytule. Jakoś z Wallacem mi nie po drodze, grałem w kilka jego gier i każda była przeciętna jak dla mnie - podobnie jest z Tinners Trail, natomiast tutaj dochodzi jeszcze to, że gra jest nudna. Trochę czuć, że to "remaster" dosyć starego tytułu, aczkolwiek w pierwowzór nie grałem i nie wiem czy i na ile zasady został zmienione i ulepszone, poza dodanym trybem solo. Niby mechanicznie nie jest złe, ale w obecnych czasach, gra przegrywa na starcie z dużo ciekawszymi, świeższymi tytułami. Może dodatki, które były w kampanii KS i które doda Phallanx w polskiej wersji urozmaicają grę, ale chyba nie mam ochoty się przekonać.
Muszę w końcu zagrać w tego sławnego Brassa, bo jeśli on mi nie podpasuje, to z Wallacem chyba zupełnie nie znajdę wspólnego języka.
Pax Pamir 2nd Edition - Świetny, super wykonany i wyglądający tytuł. Wydaje się dużo bardziej przystępny niż Pax Emancipation. Tylko jedna rozgrywka z automą, aby poznac zasady, ale już szykuję się na kolejne.
PARKS- Ten tytuł chciałem poznać od bardzo dawna, przykuł moją uwagę wykonaniem, tematyką - nie wiedziałem natomiast - jak się w to gra i czy gra mi siądzie. W końcu udało się zagrać, od razu z dodatkiem Nightfall Expansion. I jak ta gra mi się podoba. Jest ona abstrakcyjna, zbieramy żetony gór, gwiazdek, wody - po to aby odwiedziać parki narodowe USA, za które punktujemy na koniec gry, zbierać cele, mamy tu mały worker placement, gdzie stawiamy swoje meeple na polach akcji, pozyskując surowce, robiąc zdjęcia itp. Siadło mi i raczej wpadnie mi do kolekcji.
Dinosaur World - Mamy dinozaury, mamy budowe swojego parku, sporo się dzieje, niby spoko, ale...coś mi nie siadło do końca. Mam wrażenie, że gra za bardzo nie wie w którą stronę iść. Do tego wykonanie - plastikowe meeple mnie po prostu obrzydziły. Jakby działała trochę lepiej solo (mega irytujące ganianie za uciekającymi dinozaurami), to bym zostawił w kolekcji i jeszcze trochę pograł. Ale przy innych tytułach na półce które mam, raczej się nie obroni i do pogrania w kilka osób, raczej wyciągałbym z półki co innego.
Libertalia - Moje pierwsze zetknięcie z Libertalią - i od razu bardzo mi się spodobało. Grane na 4 osoby. Masa negatywnej interakcji, to jedna z tych gier, gdzie nawet nie tyle bawi sama wygrana, co dojebanie innym graczom
W Libertali wcielamy się w piratów, którzy mają swoją załogę. Każdego dnia w grze, będziemy wykładać jednego z naszych kompanów (a jest ich w talii aż 30) zakrytego na statku. Kompan najstarszy jako pierwszy będzie zbierał skarb dla danego dnia. Dodatkowo każdy z nich ma jakiś dodatkowy efekt, odpalany albo od razu, albo na koniec dnia czy nawet tygodnia. W grze chodzi o to, aby zdobyć jak najwięcej pieniędzy.
Ciekawe jest to, że każdy, w każdym dniu gra dokładnie takim samym składem. Z decku wybieranych jest ok 8-9 kompanów i każdy z graczy dobiera dokładnie tych samych u siebie. Niektórzy z nich zginą, niektórych możemy zachować na nastepne dni. Gra przez to wydaje się regrywalna. Szkoda, że jest niedostępna - jeśli będzie jakieś wznowienie, na pewno kupię.
Shinkansen Zero Kei - gra twórców wydanej w tym roku w Polsce Czerwonej Katedry. Shinkansen to już zgoła inny temat, aczkolwiek nadal utrzymany w historycznym temacie.
W grze będziemy przygotowywać i budować linie kolejowe łączące japońskie miasta, przed letnimi igrzyskami olimpijskimi w 1964. Mamy 5 rund, gdzie każda odpowiada 1 rokowi, w których to będziemy przygotowywać grunt pod budowę stacji, stawiać budynki stacji oraz budować połączenia między miastami.
Na początku każdej z tur, dobieramy karty przedziałów. Zgodnie z kolejnością graczy na torze kolejności każdy wybiera jedną z kart. Następnie gracze zgodnie z kolejnością na wybranych kartach wykonuje akcje. I tu zaczyna się zabawa, bo to, jakie akcje wykonamy - zależy od tego, jak rozbudowany mamy własny pociąg (na każdej z kart przedziału jest jakaś akcja), możemy używać akcji z karty "silnika" innego przeciwnika (płacąc mu kasę) czy też akcji z karty wydarzenia obowiązującego w danym roku. Poza akcjami, rozbudowa naszego pociągu wpływa również na punktację na koniec gry, ponieważ maista, jakie są opisane na kartach przedziału - są miastami punktującymi dla nas. Dodatkowo liczą się również nieprzerwane, najdłuższe połączenia zgodne z kolejnością miast na mapie - zatem ważne jest, aby układać miasta w naszym tablau zgodnie z odpowiednią kolejnością (jest również akcja, pozwalająca na przestawianie kart). Do tego mamy mały "wyścig" na torze wartości stacji, gdzie na koniec gry każdy z kolorów stacji będzie punktował o tyle PZ, jak najdalej się na tym torze znalazł. Ogólnie - zasady w grze mamy dosyć proste, ale kombinowania trochę jest.
Grałem w tryb solo, z automą, która wykonuje akcje na specjalnej planszetce. I ten tryb jest ok - trochę czuć, że gramy z innym przeciwnikiem, który zapełnia nam plansze, z którym się ścigamy. Widać natomiast od razu, ze gra na pewno wiele zyskuje w większym gronie graczy. Zapewne jest ciaśniej, ciekawiej, mamy więcej wyborów związanych z kartami.
Po pierwszej rozgrywce moje wrażenia są pozytywne, gra na pewno jeszcze nie raz wyląduje na stole.
Age of Dogfights : WW1 - W gry wojenne ostatnio grałem w latach 90-tych. Nigdy nie byłem fanem gatunku i po prostu nie mam też z kim w nie grać. Aczkolwiek od jakiegoś czasu miałem ochotę na poznanie jakiegoś tytułu wojennego. I udało się zagrać w Age od Dogfights. I gdyby nie to, że nie będe miał z kim regularnie w to grać, gra byłaby już u mnie na półce
W Age of Dogfight będziemy realizować cele naszą flotą samolotów. Każdy z graczy wciela się w inną nacje i samoloty odzwierciedlają faktycznie te, używane podczas 1 wojny światowej. Każda potyczka to jakiś scenariusz, w którym realizujemy cel i walczymy o punkty. Przy tym oczywiście czym byłaby gra wojenna, bez starć. Ta gra mechanicznie mnie urzekła - samo poruszanie samolotu jest już małą łaimgłówką, ponieważ musimy tu uwzględnić zarówno zwrotność samolotu, jak i jego obecną wysokość, inne samoloty w okolicy czy też cechy charakterystyczne maszyny. Bardzo podoba mi się to, że np lecąc na wysokości "5" (najwyżej), nie postrzelamy w samolot będący na wysokości "2", co jest raczej logiczne. Podobnie ułożenie samolotów ma wpływ na atak - najlepsze ułożenie to znalezienie się na tyłach wrogiej maszyn w linii prostej. Jest tu sporo kombinowania w tym, jak ułożyć maszyny, gdzie je przemieścić czy na co się przyszykować. Na prawdę świetny tytuł.
All-Star Draft - All-Star Draft to gra karciana, w której kompletujemy zespoły hokejowe i rywalizujemy z innymi graczami w kilku rundach. Każdy z graczy na początku rundy otrzymuje 6 kart, wybiera jedną i przekazuje dalej - zatem mamy tu czysty draft kart, za pomocą którego kompletujemy sobie drużynę. Następnie wysyłamy drużynę na mecz i wygrywa osoba, która zebrała najlepszy set kart. Kolejne rundy - mamy juz po 2, a dalej 3 drużyny i wysyłamy je na 2/3 różne mecze. Po skompletowaniu 3 drużyn następuje faza playoffów, gdzie każda potyczka eliminuje najsłabszą drużynę.
Gra dosyć szybka, podoba mi się faza playoff i to, że drużynami trzeba w miarę rozsądnie zarządzac - nie zawsze opłaca się wysłać "najsilniejszą" z nich.
Coyote - Mała gra w blef. Każdy z graczy ma przed sobą podstawkę z liczbą, której nie widzi - widza ją za to inni gracze. Rozpoczynamy licytowanie - zaczynając od jakiejś liczby. Następny gracz musi albo przebić liczbę, albo "sprawdzić" gracza. Sprawdzenie to zliczenie sumy liczb wszystkich graczy + 1 karty zakrytej na stole. Przestrzelona liczba oznacza, że gracz traci jedną z kart (po 3 kartach jest wyeliminowany).
Może opis na to nie wskazuje, ale gra jest emocjonująca i ciekawa. Mamy tu trochę blefu, gry w ciemno, szybkie rozgrywki i jak dla mnie przepiękne wykonanie. Nie ma za wiele ilustracji, ale styl artystyczny siadł mi w 100% - wizualnie prezentuje się pięknie. Jak uda mi się znaleźć grę w miarę przystepnej cenie, to zasilę nią kolekcję.
Wildlands- to szybki skirmish utrzymany w klimatach fantasy. W podstawce mamy 4 asymetryczne frakcje. Na początku gry wybieramy sobie pola startowe za pomocą kart i wybieramy, gdzie nasz przeciwnik będzie miał rozmieszczone kryształy (a przeciwnik wybiera nam). W swojej turze zagrywamy karty, dzięki którym możemy się poruszać, atakować czy bronić. Gra końćzy się, gdy jeden z graczy zdobęcie 5 puntków - a te otrzymujemy za podnoszenie kryształów i zabijanie przeciwnych jednostek. Sporo kombinowania bo jedną kartę można wykorzystać na kilka różnych sposobów.
Gra nawet nie zła, ale z szybkich skirmishy większe wrażenie po piewszej rozgrywce zrobił na mnie Unmatched.
Gladius - to karciana gra, w której obstawiamy walki gladiatorów. Każdy z graczy otrzymuje postać (która ma specjalną zdolność) oraz karty. Te zagrywamy w ciemno do odpowiednich walk, gdzie możemy w nich pomagać lub utrudniać wygraną danym gladiatorom. Na koniec rundy kazdy, kto obstawił swój żeton na wygranego i przegranego, przesuwa ten żeton do ostatecznej punktacji. Po 3 rundach gra się kończy i wygrywa gracz, który najlepiej obstawiał.
Gra nawet ciekawa, ładnie wykonana. Chętnie jeszcze zagram.
Lawyer Up - Gra to zabawa w przeciąganie liny - kto, komu "skradnie" ławników, ale jest tu trochę główkowania. Kluczowe jest poprawne układanie i wykorzystywanie swoich kart. Nie tylko liczą się efekty, ale również to, w jakiej kolejności ułożymy karty i symbole na nich - zagranie kart w nieodpowiedniej kolejności, może nas przyblokować i będziemy musieli wtedy spasować.
Do tego gra jest tematyczna - każda karta zawiera ilustrację, opis a jej działanie faktycznie zdaje się być efektem tego, co karta przedstawia. Całkiem fajny tytuł, spodobał się też mojej żonie i zapewne będzie wracał na stół
Lords of Scotland - szybka karcianka, w której będziemy wystawiać jednostki szkockich klanów. Każda ma swoją unikalną umiejętność - ale ta może działać tylko wtedy, kiedy na stole jednostka ma najniższą wartość liczbową. W swojej turze albo dobieramy kartę z marketu (odkrytą lub zakrytą), albo zagrywamy kartę do tableau - również zakrytą lub odkrytą. Po 5 turach, kończymy rundę i gracz, który uzbierał największą sumę na kartach zdobywa punkty. Zasady proste, ale jest trochę fajnego kombinowania. Bardzo przyjemny filler.
Draco Magi - dwuosobowa gra karciana, wydana w Polsce w 2016 roku przez Dragonsmith - chyba nic innego nie wydali
W Draco Magi na poczatku każdej rundy dobieramy nasze smoki. Każdy ma swoją umiejętność specjalną - i rywalizować będziemy o diamenty w 3 różnych lokacjach. Gra przypomina pod tym względem nieco elekta - zagrywamy max 3 smoki do lokacji, każdy ma swoją wartość "siły", dodatkowo smoki atakujące dystansowo mogą natychmiast rozpatrzeć atak.
Po wyłożeniu wszystkich smoków, rozpoczyna się potyczka - gdzie każdy gracz dobiera karty walki w liczbie siły smoków z danej lokacji. Następnie zagrywamy ataki i obronę. Kto zniszczy przeciwnikowi smoki - zdobywa diament. Ciekawa pozycja.
Arkham Noir Case 3 - Arkham Noire Case 3 to gra karciana przeznaczone dla jednego gracza. W grze wcielamy się w badacza, który musi rozwiązać kilka różnych spraw. Wzorowane na opowiadaniach HP Lovecrafta (z resztą to własnie nasz badacz
).
Sama gra jest dosyć abstrakcyjna. Chodzi o to, aby dokładać do karty otwartych spraw, karty dowodów - przyporządkowując odpowiednie ikony. Zamknięcie sprawy, powoduje, że możemy niektóre z kart dowodów (z ikoną puzzla) przenieść do puli wygranej. Im dłużej gramy - tym ciężej - spada nam poczytalność, pojawiają się dodatkowe karty działające permanentnie, które z reguły wprowadzają coś złego dla nas.
Gra ma bardzo fajne, klimatyczne ilustracje utrzymane w stylu noir. W większości czarno-białe, na niektórych pojawia się purpurowy kolor reprezentujący wydarzenia czy elementy paranormalne. Całkiem ciekawy tytuł, szkoda tylko - że aż tak abstrakcyjny i jakąkolwiek historię układamy sobie sami, w głowie).
Stali bywalcy:
Ares Expedition, Streets, Merchants Cove, Too Many Bones: Undertow, Veilwraith, Neuroshima Hex 3.0, Resistance: Agenci Molocha, On Mars, Tzolkin, Escape Plan, Hexplore It vol3: Sands of Shurax, Sleeping Gods, Imperium The Contention, Elekt, Hallertau, Radlands, Dicetris, Ruins Death Binder, APEX, Cascadia, Twisted Fables, Pędzące Zółwie, SPrawlopolis
Gra miesiąca: W sumie wszystkie gry Eklunda, w które zagrałem. Jeśli miałbym wybrać jedną - to
BIOS Megafauna, bo zagrałem w nią najwięcej razy i na zaawansowanych zasadach.