Czas na podsumowanie stycznia. Ten miesiąc minął po hasłem ogrywania półki wstydu, która powstała po raz pierwszy w mojej historii kupowania gier, czyli w ciągu ostatnich 2 lat. Wciąż zostały mi 3 tytuły do ogrania, ale to już plan na luty
. No i oczywiście nie tylko nowościami człowiek żyje, więc kilka starszych pozycji też wpadło:
NOWOŚCI:
Reincardnated (++) - tej gry nie mogę nazwać grą z półki wstydu, bo zagrałam następnego dnia po odebraniu paczki. Jest to karciany fillerek dla 2-6 graczy. Bardzo czekałam na tę gierkę ze względu na jej tematykę, więc moja ocena może być nieco zawyżona przez właśnie nakręcenie się na klimat. Zaczynamy nasz żywot w tej grze jako niepozorna roślinka, po czym żyjemy, umieramy i odradzamy się na nowo jako nowe stworzenie, które wybieramy z "puli życia". Dodatkowo dbamy o dobrą karmę, która przychodzi do nas w formie kart dających nam specjalne akcje w naszych turach - mogą te akcje być pomocne dla nas, ale mogą też być takie, które napsują krwi naszym przeciwnikom. Ale pamiętajcie karma wraca
i w kolejnej turze to przeciwnik może podłożyć nam świnię - no może nie świnię, bo takiego stworzenia chyba nie ma w grze, ale np. może podłożyć nam leniwca
. Gra kończy się jak któryś z graczy osiągnie ludzką formę, która daje też 5 pkt zwycięstwa. A skąd pozostałe punkty? Każdy ma jakiś cel swojego żywota (specjalną kartę), ale dostajemy ją na początku gry zakrytą i musimy znaleźć sposób, żeby ją podejrzeć w czasie gry i zapamiętać! A na karcie znajdziemy informację za inkarnację w jakie gatunki zwierząt i roślin dostaniemy punkty na koniec gry. Co więcej, możemy też podglądać karty życiowego celu i innych graczy i znając je przeszkadzać im w zdobywaniu punktów. Niestety miałam póki co okazję grać tylko we dwie osoby, ale i tak nam się podobało. Graficznie gra też trafia bardzo w moje gusta i, jak pisałam na początku, tematycznie również. Gra ma jednak też swoje wady. Losowość kart zwierząt pojawiających się na ryneczku jest duża i nie zawsze mamy korzystne dla nas zwierzę do wyboru, na kartach celu życiowego poza informacją o punktowaniu konkretnych gatunków mamy też możliwość zdobycia punktów za zabijanie stworzeń w naszej "osi czasu" (zabijanie stworzeń nie jest wcale takie łatwe i potrzebujemy albo móc dobrać stworzenie, które ma cechę, że można je od razu zabić, albo kartę karmy, która na to pozwala) oraz cele typu "miej po jednym stworzeniu z każdego gatunku" albo dużo trudniejsze, czyli takie, które dadzą nam punkty na koniec np. za to że to przeciwnik będzie miał stworzenia ze wszystkich gatunków na koniec gry (kart pozwalających wpływać na dobierane przez innego gracza stworzenia jest naprawdę mało i istnieje spore prawdopodobieństwo, że po prostu nie dojdą nam na rękę w czasie tej krótkiej gry). Dodatkowe utrudnienie może jeszcze dodać możliwość negatywnej interakcji między graczami. Zauważyłam, że niektóre cele można spełnić dość łatwo, a inne już trudniej. Czasem to sprawia, że nie uda nam się zdobyć prawie żadnych punktów, a przeciwnik już inicjuje konie gry no i raz skończyliśmy z wynikiem 9:38
. Na szczęście to fillerek na jakieś 15 minut (w więcej graczy pewnie dłużej), więc szybko można spróbować się odegrać. Jednak jeśli czytaliście moje wpisy z wcześniejszych miesięcy, to pewnie wiecie, że ja za taką losowością w grach nie przepadam (przez to z kolekcji wypadł m.in. Hero Realms, a teraz na mathandel wpadli Niepożądani Goście), no ale tutaj grafiki i tematyka mocno mi siadły, więc zagryzę zęby i postaram się nie zwracać uwagi na tę losowość i będę dalej grać
. No i muszę wypróbować kilka house rules, o których pomyśleliśmy np. żeby punktować tylko za jeden duży cel życiowy (mowa o tych celach typu "posiadaj wszystkie typy stworzeń"), bo one w sumie dają 20 parę punktów, więc chyba, żeby wyrównać szanse jeśli wylosują nam się karty celów typu same cele dotyczące mojej osi czasu vs u przeciwnika jeden cel z jego osi czasu a drugi z mojej, to nawet jak ja spełnię swoje dwa cele to zapunktuję tylko wybrany jeden oraz chyba wprowadzimy zasadę dobierania 2x tyle kart karmy, ile pozwala nam akcja i potem odrzucenie połowy. Pogramy jeszcze trochę bez tych "poprawek" i jak dalej wyniki będą aż tak rozstrzelone, to spróbujemy sobie dodać te reguły do gry. Podsumowując - polecam
.
Diuna: Imperium (+-) - po przeczytaniu wielu zachwytów na temat tej gry oraz komentarzy, że na dwie osoby chodzi dużo gorzej niż w pełnym składzie i obejrzeniu rozgrywki dwuosobowej postanowiłam jednak kupić i spróbować. I tutaj było gigantyczne zaskoczenie. Znając mój gust i niechęć do losowych elementów w euro byłam przekonana, że to, co może mi się nie spodobać, to losowość kart konfliktów i niepewność, kto wygra walkę na koniec rundy. Tymczasem ku mojemu ogromnemu zdziwieniu te dwa elementy spodobały mi się najbardziej, a mechanika worker placement i deck buildingu mi nie podeszły - jakoś tak ostatecznie ani to super worker placement ani porywający deck building jak na mój gust. Co ciekawe pierwsze dwie rozgrywki (solo i dwuosobowa) mnie zachwyciły, mimo losowości botów, jednak z każdą kolejną rozgrywką entuzjazm opadał, bo właśnie mechanicznie jakieś to nudne było i ciekawie robiło się tylko przy etapie rozstrzygania konfliktu. Ostatecznie nawet mój mąż stwierdził, że chyba woli na stół wyciągać inne gry z kolekcji niż D:I i gra trafiła na mathandel. Nie dlatego, że to zła gra jest, ale dlatego że miejsce w kolekcji ograniczone
. Jeśli ktoś mi zaproponuje rozgrywkę nigdy nie odmówię, tylko nie mam potrzeby mieć jej na półce i grać co tydzień.
Faiyum (++) - gra kupiona okazyjnie z drugiej ręki chyba jeszcze w październiku i choć ma naprawdę mało zasad i jest prosta w obsłudze (instrukcja to zaledwie chyba 3 strony), to wiedziałam, że jej czas rozgrywki to zawsze około 2 godzin (bez względu na liczbę graczy musimy zawsze przejść całą talię kart akcji) i stąd takie ociąganie się z zagraniem - zwykle jak miałam 2 godziny na jedną grę to grałam w Pathfindera albo Imperium: Legends. W końcu zgodnie z postanowieniem noworocznym ogrania półkowników Faiyum trafiło na stół. Pierwsza rozgrywka solo była przyjemna i o dziwo wygrałam, ale bardziej jestem dumna z innego faktu - otóż jak Robert (mąż) zapytał, co to ja tam sobie rozłożyłam i usłyszał, że zasady tłumaczy się w 10 minut, to stwierdził, że jak następnym razem będę chciała zagrać, to on się przyłączy
. To już sprawiło, że gra dostała plusa bez względu na fun z gry
. Przy rozgrywce dwuosobowej szło na noże, bo choć zasady są proste (choć glosariusz z rozpiską wszystkich kart i objaśnieniami się przydaje, tu duży plus za ponumerowanie kart, więc szukamy ich po liczbach, a nie po nazwach, co znacznie przyspiesza grę), to głębia gry tkwi w interakcji między graczami. Wspólnie budujemy miasta i drogi itp. na planszy i żaden budynek nie jest tylko nasz. Było więc dużo podbierania i usuwania kart z ryneczku, tak aby przeciwnik nie rozkręcił silniczka albo żebyśmy my skorzystali na tym, co przeciwnik buduje. Było też kombinowanie, kiedy i co budować, żeby nie wystawić przeciwnikowi budynku, który pozwoli mu zapunktować. Dwa minusy - pierwszy długość rozgrywki (zawsze gra trwa około 2 godzin, bo zawsze musimy przerobić całą talię kart), drugi to gra solo (no nie jest porywający ten tryb, bo nikt nam nie przeszkadza w rozkręcaniu silniczka). A no i można dodać do minusów, że gra choć wydana w 2020 roku, to wygląda, jak gra z co najwyżej 2010
. Mój mąż woli lekkie gierki, a ta zdecydowanie należy do tych lżejszych średnio ciężkich euro - werdykt, zostaje w kolekcji, ale raczej do grania w więcej osób niż solo (choć pewnie zagram kilka razy, aby zrealizować cele przypisane do wariantu solo, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby one były trudne do zrealizowania).
Glen More II: Chronicles (+++) - z jednej strony chciałam zagrać odkąd Gambit wrzucił swoją recenzję, z drugiej cena trochę odpychała, a nikt ze znajomych nie miał. Pomyślałam - poczekam na polską wersję, to będzie taniej, no i sami wiecie... nie było. Ale chyba w listopadzie ktoś wrzucił na olx ofertę wersji angielskiej z dodatkiem i prawie wszystkimi promkami (a może wszystkimi? jeszcze tego nie ogarnęłam
) za 300 zł plus 5 zł wysyłka - no żal było nie wziąć. Dodatkowy plus, to że miałam już wszystkie naklejki ponaklejane i elementy posegregowane. Kupiłam głównie z myślą o solo i być może czasem wyciągnięcia w większej grupie, a tu się okazało, że Robert znowu sam wyszedł z propozycją, że na stole wygląda fajnie, to może się dosiądzie i zamiast solo zagramy we dwoje. Pierwsza rozgrywka była w samą podstawkę i spodobała się bardzo nam obojgu - chętnie zagramy w więcej graczy, żeby pozbyć się kości
. Już zacieramy rączki na ogrywanie kronik, jednak najpierw chcę dokończyć zdejmowanie gier z półki wstydu (a tam m.in. On Mars i Vindication, więc ogarnięcie ich zajmie mi pewnie cały miesiąc...). Zagrałam też raz solo w podstawkę i wariant solo nawet na najłatwiejszym poziomie jest trudny do wygrania, a to się rzadko zdarza - zazwyczaj najłatwiejszy tryb od razu wygrywam i przechodzę do wyższych poziomów, więc tutaj już się cieszę na prawdziwe wyzwanie
.
POWROTY (O KTÓRYCH NIE PISAŁAM WCZEŚNIEJ):
Merv: The Heart of the Silk Road (++) - bardzo lubimy z mężem budować targ w Antiochii Margiańskiej. Gra to też ten lżejszy rodzaj średniego euro. W całej grze zrobimy tylko 12 akcji i choć wydaje się to mało, to w grze dużo się dzieje. Wciąż uważam, że tor meczetu jest OP i po prostu wszyscy gracze muszą z niego korzystać, bo inaczej ten, kto nie korzysta, przegra. Choć może to wynikać też z faktu, że być może nie potrafimy mega optymalnie w tę grę grać, bo ląduje ona na stole tylko od czasu do czasu, więc nigdy nie zagramy tyle razy w krótkim czasie, żeby jakoś super tę grę ograć. Sama nie wiem, czy wolę grać dwuosobowo czy na więcej graczy - na więcej graczy jest ciaśniej i jest większy wyścig w korzystaniu z danych akcji i przeszkadzaniu sobie, na dwie osoby za to jest dużo luźniej, ale jest bardzo fajny pionek dummy gracza, którym steruje drugi gracz w danej rundzie, tym dodatkowym pionem jedynie blokujemy miejsca akcji, ale dodaje to dodatkową warstwę rozkminki i negatywnej interakcji. No i jest jeszcze stawianie naszych "domków" na siatce rynku i to jest baaardzo przyjemna mechanika, której nie mamy w żadnej innej grze w naszej kolekcji (wiem, że na rynku są gry z taką mechaniką, jednak my w nie nigdy nie graliśmy i Merv to jedyna gra jaką znamy), więc chociażby dlatego na pewno gra zostaje na półce i szybko się jej nie pozbędziemy.
Heroes of Tenefyr z dodatkiem Second Curse (+++) - bardzo fajny, prosty, karciany dungeon crawler. Bardzo chętnie zagram i na więcej osób i solo, choć myślę że tryb solo, jest łatwiejszy, bo nie martwimy się wymienianiem kartami z innymi graczami. No i koniecznie z dodatkiem - bez niego gra może się szybko znudzić, bo w podstawowym pudełku mamy tylko 4 postacie i 4 złoli, a w dodatku nie dość, że jest tego więcej, to jeszcze i postacie i złole mają dużo ciekawsze akcje. W ogóle gra bardzo dobrze się skaluje na każdą liczbę graczy. Gorąco polecam spróbować, zwłaszcza, że na stronie wydawcy są pliki pnp czarno białe podstawki w języku polskim, żeby sobie wypróbować.
Spirit Island z promo pack 2 (+++) - nie będę się rozpisywać, bo o podstawce pisałam już wcześniej, ale dodam parę słów o promo packach. Mam oba i musze powiedzieć, że drugi promo pack, to czyste złoto. Duchy w nim są moim zdaniem ciekawsze niż w pierwszym promo packu. Niestety nie udało mi się jeszcze zagrać z nowym najeźdźcą, więc o tym nic nie powiem.
Sherlock Holmes Consulting Detective: The Thames Murders & Other Cases (+++) - moja ulubiona gra detektywistyczna. W kolekcji mam ją od 2012 roku i co parę lat rozkładam i przechodzę jeszcze raz wszystko (w takich momentach cieszę się, że moja pamięć jest do d...
). Bardzo lubię to, że tutaj naprawdę muszę dedukować i wybierać moim zdaniem w danym momencie najlepszą ścieżkę, nie mogę sobie zbierać wskazówek do woli, jak ma to miejsce w grach typu Detektyw (grałam tylko w sezon 1) czy Kroniki Zbrodnii Seria Millenium, gdzie niby czas ucieka, ale nie jest aż tak ograniczający, jak ma to miejsce w Sherlocku - tu praktycznie każdy zły krok kosztuje utratę punktów (no z paroma wyjątkami). Po 10 latach jednak stwierdziłam, że już czas pożegnać się z tym pudełkiem, więc ograłam znowu i wystawiłam na mathandel. Teraz nadeszła pora na polską wersję drugiej części
, którą mam chyba od roku, ale jakoś tyle nowych tytułów wpadło w minionym roku, że do niej jeszcze nie siadłam. Dlaczego jednak sprzedaję pierwszą część? Uwielbiam tę grę, ale te ściany tekstu po angielsku - zwłaszcza czytanie gazet - po prostu bardzo męczą, myślę że w polską część będzie mi się grało przyjemniej. No i czekam na kontynuację serii po polsku, bo coś tam Rebel przebąkuje, że może wydadzą coś nowego w tej serii (mam tylko nadzieję, że nie cofną się do części pierwszej, bo tę już ograłam
).
POWROTY, O KTÓRYCH JUŻ PISAŁAM W POPRZEDNICH MIESIĄCACH I ZDANIA O NICH NIE ZMIENIŁAM:
Nine Tiles Panic, Hostage Negotiator, Niepożądani Goście, Kroniki Zbrodni 2400, Pathfinder ACG, Root
GRA MIESIĄCA: Myślę, że
Glen More II: Kroniki, bo nie spodziewałam się, że aż tak nam się spodoba, a fun z gry stawiam na równi z pozostałymi tytułami, w których świetnie się bawiliśmy w tym miesiącu.
ROZCZAROWANIE MIESIĄCA:
Niepożądani Goście po raz kolejny, ale tylko dlatego, że znowu nie graliśmy w żadnego kasztana tym razem, ot ta gra po prostu wypadła najgorzej wśród pozostałych tytułów, co nie znaczy, że jest najgorszą grą ever
.