Na sprawę trzeba spojrzeć szerzej, może nawet bardziej w formie case study. Załóżmy, że wydawnictwo X wypuszcza w miesiącu naprawdę dobrą grę za powiedzmy 300-400 zł i cztery mniejsze, dużo słabsze w przedziale cenowym 50-150. Gra droższa, ze względu na barierę cenową, nie sprzedaje się aż tak super, gry słabsze trochę lepiej, ale zaczynają się o nich pojawiać kiepskie opinie, więc gracze sobie temat odpuszczają. Dodatkowo w grze droższej okazało się, że są jakieś felerne elementy, które trzeba wymienić i firma musi ponieść dodatkowy koszt (nawet jeśli "tylko" czasowy, przepychając się z producentem tychże elementów).
No i teraz kwestia najciekawsza z punktu widzenia odbiorców, czyli nas - czy rezygnacja z 2-3 tytułów przeciętnych odbiłaby się na cenie gry dużej? Bo jeśli gra dobra, jako dojna krowa, ma być sposobem na łatanie dziur po grach nietrafionych, no to jak by nie patrzeć z naszej perspektywy wygląda to niefajnie. Mimo że pojęcie "odpowiednia" brzmi toralnie abstrakcyjnie (bo niby jaka, skoro nie da się jej zmierzyć?), to już jednak dla nas, graczy, ma to jakiś bardziej namacalny wymiar - otóż chodzi o to, by dany tytuł, po który chętnie sięgamy (a który nas sporo kosztuje) nie był cenowym "kumulantem" wszystkiego tego, czego firmie po drodze nie udało się zrobić... albo sposobem na zebranie kasy, by ruszyć z nowymi, obarczonymi większym ryzykiem projektami. Ja wiem, biznes to biznes, tylko myślę sobie, że właśnie w kwestii planszówek, czyli czegoś, bez czego jednak da się żyć, można do tego podejść w sposób hmm... racjonalny, choć to również pojęcie zdecydowanie niemierzalne.
Ale... przecież żadne wydawnictwo nie wyżyje (nie utrzyma się na powierzchni), jeśli będzie wydawać tylko gry dobre i rzadko (no, może taki Splotter przeczy tej tezie, chociaż i tak uważany jest za niszowy). No bo w końcu musi być firmę widać, ba, nawet recenzenci muszą mieć o czym tworzyć materiały, więc sięgną po każdą (lub prawie każdą) grę, bo wszystko musi się jakoś kręcić. A jeśli do tego dodamy hajp wspieraczkowy i szaleństwo cenowe tamże to już w ogóle...
Reasumując - cena odpowiednia jak dla mnie to taka, z której wydawca byłby w stanie się wytłumaczyć (pal licho marże, bo mamy tyle sklepów, że każdy może sobie wybrać tam, gdzie jest najtaniej/najszybciej/najlepsze pakowanie itp.) jasną i przejrzystą polityką jej ustalania. Nawet dla naszej świadomości, w stylu - mam ulubionego wydawcę, jak zapłacę za jego grę 50zł więcej, to dzięki temu jest szansa, że w przyszłości ukażą się kolejne jego gry, bo one jak dla mnie zawsze są dobre i wejdę w nie w ciemno. Jeśli jednak jest tak, jak pisałem, że dobre gry ciągną za uszy te słabe to cóż... po iluś latach doświadczeń bardzo subiektywnie stwierdzam, że bez owych przeciętniaków świat planszówkowy nie tylko przeżyje, ale kto wie, może i będzie się miał jeszcze lepiej.