Ja teraz jestem mocno zauroczony dwoma grami - Battlestar Galacticą i starą, dobrą Dyplomacją.
W BSG zaczęliśmy grać wczoraj koło 22:30, skończyliśmy o trzeciej nad ranem. W sumie były to moje siódma i ósma gra, ale dopiero trzy razy mi się zdarzyło, że wygrali ludzie, w tym dwa razy wczoraj/dziś. Za pierwszym razem byłem Cylonem,a le i tak trzymałem za ludzi kciuki. Wspaniałe emocje, szczególnie przy grze w 5-6 osób (z naciskiem na 5, bo nie lubię karty sympatyka). Do tego cudowne wykonanie i adaptacja mojego ulubionego serialu, który uważam za arcydzieło. Co z tego, że wszyscy znamy wszystkie karty, często dość szybko lokalizujemy Cylona, który i tak zazwyczaj wygrywa - gra się doskonale, atmosfera jest wspaniałą, ludzie wczuwają się w swoje role. Niech ten dodatek już wyjdzie, wiem, że będzie kosztować tyle co podstawka, wobec czego kupowanie go byłoby wbrew moim zasadom i poglądom na gry planszowe - i tak je kupię.
Dyplomacja - moim zdaniem gra dużo lepsza, niż GoT. Niesamowite emocje (dawno grając w planszówkę nie byłem tak podekscytowany) - sytuacja, w której dzielimy się np. na dwa bloki państw (często się zdarza, tym bardziej, że nie gramy do zdobycia 18 punktów przez jeden z krajów, tylko do momentu, w którym mówimy "dalej to nie ma sensu" i analizujemy, co stałoby się dalej) i po dwadzieścia minut siedzimy w osobnych pokojach obmyślając ruchy. I ta radość, kiedy przewidzimy wszystkie ruchy wroga i siły sprzymierzone Niemiecko-Angielsko-Austriackie zdobywają Sewastopol w czasie szybkiej kampanii w Rosji, która ostała się tylko w Budapeszcie... GoT się przy tym chowa, jak dla mnie jest za słabo zbalansowany i niektóre działania są w sumie wymuszane przez ułożenie państw na mapie, w Dyplo każdy ma podobną sytuację początkową.
Poza tym na początku czerwca mocno wciągnęło mnie Ghost Stories, które od kilku miesięcy kurzyło się na półce i w ciągu kilku dni rozegrałem mnóstwo partii w tę świetną grę, ale zauroczenie mi przeszło, teraz to jest związek oparty na szacunku i przyjaźni. Ech, aż sobie w niego dziś zagram.
Do tego dorzuciłbym zauroczenie majowe - Dominion. Jednak intensywność i częstotliwość rozgrywek (w tydzień ponad 20?) na jakiś czas wyeksploatował tę grę. Ale jestem pewien, że nie raz do niej wrócę.
Do tego dochodzi jeszcze Puerto Rico, wspomniane przez Marasa. U mnie też długo się kurzyło, a teraz (wraz z Agricolą, którą dotknęła podobna sytuacja) przeżywa renesans. Bo to świetna gra jest, można w nią grać długo i często.
Ach, ale mam jeszcze jedną wielką miłość, "W roku smoka", w które niestety grałem głównie na PC. Ale na nią też wkrótce przyjdzie czas, bo klimat i mechanika są na tyle atrakcyjne, że szybko wróci na stół.