Pośród gier, które lubię najbardziej, najbardziej szczególne miejsce zajmuje obecnie
San Juan. Była to pierwsza gra, którą kupiłem, i która skutecznie podbiła na długie miesiące serce moje i mojej przyszłej (wtedy jeszcze) żony.
Dzięki niej wciągnąłem w gry wielu znajomych, bo SJ bardzo prosto wyjaśnić, jedna partia we 4 osoby trwa ok. 45 min. i w zupełności wystarcza, by nowa osoba poznała wszystkie karty, żeby kolejne partie grać już w pełni świadomie.
Z czasem na półce pojawiały się kolejne gry i SJ odeszło trochę na bok, wyciągane na wyjazdy lub jako chwilerek - partia dwuosobowa zajmuje nam z żoną ok. 15-20 minut.
Ale w ubiegłym miesiącu trafił w moje ręce dodatek do SJ z Alea Treasure Chest - i gra ożyła na nowo w nieprawdopodobny sposób! Te jedenaście (z Katedrą) nowych budynków i karty wydarzeń bardzo rozbudowują możliwości taktyczne skutecznie eliminując zarzut, który - muszę przyznać - był do pewnego stopnia trafny - za prostotę i łatwą do ogarnięcia liczbę rodzajów kart SJ płaciło wrażeniem powtarzalności: każdy gra pod budynki dające punkty na koniec gry, a tych jest tylko cztery + kapliczka.
Dodatek drastycznie to zmienia. Nie burząc w żaden sposób balansu dodaje mnóstwo budynków pozwalających punktować na koniec gry, ułatwia ich budowanie (kombo Park + Crane), oraz dzięki Katedrze - dostępnej dla wszystkich od razu i dającej posiadaczowi punkty za budynki o koszcie 6, które wybudowali przeciwnicy, wyklucza przegraną przez pecha: gdy karty "szóstkowe" po prostu nie podeszły. Do tego smaczki takie jak Port (Hafen) i Bank - świetne karty, które pozwalają ładnie zapunktować - zwłaszcza, jeśli uda się złożyć kombo banku z wieżą i zdeponować za jednym strzałem 12 kart, albo i więcej.
Z kolei wydarzenia - jednorazowe role, które wracają do talii po ich wykorzystaniu - wnoszą sporo ciekawych możliwości taktycznych. Wreszcie można wyburzać budynki (choć burzyć muszą wszyscy, a każdy gracz z osobna decyduje o tym, który budynek traci), pojawia się możliwość wykorzystania ponownie roli już wybranej w danej rundzie, zmuszenia pozostałych graczy do odrzucenia z ręki jednej z kart, budowania dodatkowego budynku za darmo (lecz o max. koszcie 4), dobrania do ręki 3 kart (co dla jednych w danym momencie może być bardzo korzystne, podczas gdy inni gracze na tym nie skorzystają) oraz wymiany wszystkich kart na ręce na nowe. Pozornie nic wielkiego, jednak w praktyce wydarzenia mogą namieszać np. przyspieszając grę i trzeba się z tym liczyć - może się zdarzyć, że w jednej rundzie ktoś zbuduje nawet 3 budynki, więc końcówka, gdy dostępne są wydarzenia pozwalające dobudować coś za darmo lub powtórzyć rolę Buildera, dostarcza ogromnych emocji - czy będzie jeszcze jedna runda, czy zaraz ktoś skończy. Dzięki wydarzeniom - umiejętnie wybieranym - można też podgonić stawkę, nawet jeśli na początku trochę zostało się z tyłu.
Gra z dodatkiem nabiera rumieńców i, odzyskawszy dawną świeżość, wraca do solidnej dychy na BGG.
Komu San Juan podobało się przez pierwszych kilka-kilkanaście partii, ale poczuł się niec znudzony budowaniem na koniec tych samych budynków: Guild Halla, City Halla, Pałacu czy Łuku Triumfalnego lub zniechęcił go złośliwy pech, który - mimo korzystania Councillora - nie pozwalał zdobyć którejś z tych kart i skazywał na porażkę - powinien spróbować z gry z dodatkiem. Teraz zdecydowanie o wygranej decyduje wyłącznie umiejętność, nie szczęście.
W moim przypadku fatalne zauroczenie San Juanem powróciło