A oto moja opinia po ukończeniu całej kampanii Upadek Avalonu. Wrażenia dotyczą rozgrywki dwuosobowej. Brak houseruli.
Fabuła
Jestem zachwycony warstwą narracyjną całej gry. Worldbuilding stoi na wysokim poziomie, świat jest ciekawy, dobrze przedstawiony, z biegiem gry dowiadujemy się coraz więcej na jego temat. Fabuła kampanii jest interesująca, fajnie się odkrywa kolejne elementy układanki. Pod względem literackim też jest bardzo dobrze. Mam pewne zastrzeżenia co do ostatnich rozdziałów, gdyż dramaturgia historii spada. Gdy wracamy z pewnego ważnego miejsca, ma miejsce punkt kulminacyjny i potem w sumie niewiele już się dzieje w fabule głównej, a przed nami jeszcze sporo grania. Nie wiem natomiast na ile zależy to od podjętych wyborów.
Survival i eksploracja
Zbieranie zasobów, żeby przetrwać jest tym, co czyni z tej gry, no właśnie - grę. Odnosząc się do popularnych opinii o rzekomym wszechobecnym grindzie zasobów - wydaje mi się, że opinie te wynikają z niewystarczającego, przelotnego poznania gry, a co za tym idzie ewentualnego nieoptymalnego rozwoju postaci (a może graniem w większej grupie?). Trochę tak, jakby nie zbudować sobie silniczka w grze euro, a potem podkreślać, że gra jest żmudna i nic nie idzie. W naszej rozgrywce NIGDY, od pierwszego menhiru w Cuanacht po ostatni zapalony menhir na koniec gry, nie zdarzyło się, żebyśmy byli w sytuacji: "ojej, brakuje nam x zasobów, żeby iść dalej, trzeba je nazbierać". Menhiry zawsze odpalaliśmy z marszu, z zasobów, którymi dysponowaliśmy w danej chwili, choć przyznaje, że jesteśmy graczami, którzy starają się zrobić wszystko, co się da (wyczyściliśmy wszystkie lokacje w grze). Eksploracja i przechodzenie questów plus rozwój postaci dały nam tyle zasobów, że grind w naszej grze po prostu nie istniał (chyba, że dla kogoś zwiedzanie lokacji to grind). Jedyny zasób jaki aktywnie zbieraliśmy to prowiant, ale jeden dzień polowania (ok. czterech spotkań pod rząd) starczał na ok. dwie trzygodzinne sesje gry, więc nie był to jakiś wielki problem i fajnie wpisywał się w survivalowy charakter gry. W dalszej części gry, ze względu na umiejki i zapasy, polowaliśmy zdecydowanie rzadziej (był moment, gdy mieliśmy łącznie ok. 50 prowiantu i ponad 100 magii, a w dodatku jedna postać mogła się żywić magią).
Miejsca są tak ciekawe, że nie mogliśmy sobie darować, żeby gdzieś nie pójść (cała "paragrafowa" część gry jest genialna). Do intensywnej eksploracji zachęca też arkusz osobistych osiągnięć postaci (kapitalny pomysł), bo niektóre są tak enigmatycznie zapisane, że nigdy nie wiesz, czy w danej lokacji czegoś nie zrealizujesz. No i odkryliśmy część ostatecznej tajemnicy
Spotkania
Mechaniczne mięcho gry, to oczywiście Spotkania. Łączenie kluczy, zdolności aktywne i pasywne, synergie między postaciami, mnóstwo różnorodnych zdolności przeciwników - wszystko to mi bardzo siadło. Losowy dobór kart na początku powoduje, że jest ten element emocji i nieprzywidywalności potrzebny w grach przygodowych, a jednocześnie później możesz zaplanować całą swoją turę, wszystko przeliczyć i zrealizować założony plan bez zagrożenia, jak np. w grach z kostkami, że rzut ci nie wyjdzie. Do tego karty są tematyczne i budują klimat walki/dyplomacji.
Natomiast moje zastrzeżenie do tego aspektu gry, to że jest... za łatwa. Zagrożenie istniało właściwie tylko na początku, potem doszła ekscytacja związana z Pierwszym i jego mechaniką, ale od połowy gry przeciwnicy byli masakrowani najczęściej w pierwszej aktywacji, ew. rundzie. A dyplomacja była jeszcze łatwiejsza... Przed rozpoczęciem kampanii naczytałem się na forach jaka to trudna gra jest, ciągle się ginie i w ogóle, a potem wystarczyło wdrożyć tylko jeden schemat postępowania (dobór kart, a następnie jeśli przeciwnik jest do bezproblemowego załatwienia -> walczymy; jeśli mamy dostać parę obrażeń -> ucieczka). To wystarczyło, żeby przejść pierwsze rozdziały gry, w których poziom trudności był jeszcze wyzwaniem. Nigdy nie byliśmy blisko śmierci, a achievementy postaci, które wymagały znalezienia się w agonii byliśmy zmuszeni zrobić w warunkach kontrolowanych (wielokrotne wykonanie akcji lokacji obniżającej zdrowie). Ostatecznie skończyliśmy kampanię mając kupione wszystkie zdolności jakie chcieliśmy i wymaksowane talie oraz 90 PD w zapasie każdy.
TL;DR:
Ciekawa mechanika, bardzo fajna kooperacja i super przygoda. Drobne niedociągnięcia w ogóle nie wpływają na moją finalną ocenę gry, gdyż najbardziej zwracam uwagę na opowiedzianą historię, a ta jest niesamowita (prawie 30-letni staż grania w erpegi robi swoje
).
10/10. Masterpiece.