Całe poruszenie w związku z Gambler Chest ( które swego czasu też zamówiłem
) sprawiło, że w końcu przełamałem się i zasiadłem do KDM.
Może to efekt nowości, ale i tak jest to chyba pierwsza gra planszowa o której myślę nawet jak w nią nie gram. Często ogrywając jakiś tytuł sporo czasu spędzałem na doczytywaniu instrukcji, FAQ, errat i ogólnym wyjaśnianiu wątpliwości. Nigdy jednak nie zastanawiałem się o tym co zrobię w kolejnej sesji, a tutaj w wolnych chwilach non stop planuję
. Do tej pory miałem tak tylko z grami komputerowymi.
Czas gry mam niestety dość ograniczony, więc obecnie jestem dopiero w LY03.
Z ciekawości odkopałem wrażenia
Ardel12 z jego początkowej rozgrywki i jak jemu było łatwo tak u mnie pod górkę... Trudno stracić kogoś w pierwszych latach rozgrywki? Pewnie i tak, ale przy moim szczęściu to co roku ktoś odpada:
• W Prologu jednej postaci White Lion łeb odgryzł
• W LY02 trafił się morderca w Settlemencie, mało tego jego czyn był wychwalony przez pozostała przy życiu populację i otrzymał ładne bonusy jednak „coś” mi mówi, że w bardzo niedalekiej przyszłości (LY04...) komuś też się zamarzy tego typu sława.
• O pierwszym starciu z Screaming Antelope wolałbym zapomnieć i aż musiał sobie zrobić dzień przerwy aby ochłonąć. Na początku wszystko szło bardzo dobrze, zbierałem surowce, stopniowo zmniejszała się ilość Acanthus Plants które pozwalały na podleczenie się potwora i sukcesywnie zadawałem obrażenie to tu to tam. Po trzech ranach i przy już tylko dwóch Acanthus Plants, Antelope podleczyła się w pełni... Zabolało, ale ok, walczymy dalej.
Wszystkie moje postacie nagle zapomniały jak się posługiwać bronią którą wzieli na polowanie i co chwilę pudłowali, a nawet jak już trafiali to brakowało siły w zamachu przez co Faile sypały się na lewo i prawo. W bólach udało się wyczyścić cały AI Deck więc co się złego może wydarzyć? W końcu jeden celny oraz silny atak i zamykamy imprezę. Ha ha ha...
Z 4 rundy zajęło mi dobicie potwora. W ciągu tego czasu Antelope radośnie tratowała mój team, a mnie czyli Lossentura wysłała do piachu. Dość klimatycznie biorąc pod uwagę, że postać Lossentura przed wyprawą na potwora, była nominowana na Voice of Reason czyli osobę która miała uspokoić osadę po pojawieniu się Screaming Antelope w okolicy. Niestety, nie podołał zadaniu, mało tego sam poddał się strachowi i chciał uciec, ale potknął się i rozwalił szczękę. Do końca życia był skazany na picie mieśa przez słomkę...
Tak jeszcze tylko, żeby zobrazować celność i skuteczność moich ataków np. Lossentur miał Frenzy czyli +1 kość do ataku i +1 damage, w ręku trzymał Bone Axe czyli +3 damage a przy krytykach to i nawet nie jedną a dwie rany mógł zadać (marzenie stratowanego Survivora). Rzucając trzema kośćmi, trafiałem najczęściej raz ale i sromotne pudła się trafiały. Tylko, żeby jeszcze uderzyć mocno i solidnie - impossible. Nawet dwie próby ataku przez Surge które odblokowałem, nic nie pomogło.
Jedyne krytyki w tym starciu padły tylko dzięki dwóm Founding Stone które w złości rzuciłem w potwora. Za to Perfect Hitów nie brakowało...
Ah, musiałem to z siebie wylać
liczę, że kolejne lata, o ile przetrwam będą łaskawsze chociaż LY04 się nie zapowiada...
Dlatego w LY03 postawiłem na budowanie silnej społeczność (Survival of the Fittest), bo w takich warunkach inaczej się nie da, z jednej strony mordercy, z drugiej znalazł się delikwent co zasmakował w jedzeniu czaszek swoich poległych twoarzyszy... Całe szczęście dla tego drugiego jest nadzieja, jego przypadłość jest jak się okazało wyleczalne ale mimo wszystko wtf!