Widzę, że nikt się nie pokusił jeszcze o kilka słów o grze, a że rozegrałem swoją pierwszą i zapewniam ostatnią partię w ten tytuł, to teraz pełeń żalu i jadu post wysmaruję
Do gry zachęciła mnie tematyka. High Frontier siadł u mnie jak i w ekipie i obecnie ogrywamy HF +M012. Cudowny tytuł z minimalną losowością(w sumie głównie rynku, bo resztę można ogarnąć i przejść każdy test na stówkę). M4 zakupiony, więc byłem ciekaw jak to się ze sobą łączy, gdybym kiedyś rozegrał tryb kampanii. Autor miał u mnie spory plus, więc po przyjrzeniu się kilku wypowiedziom grę zakupiłem.
Starannie się moja ekipa przygotowała. 3 śmiałków spędziło lekko 4h czytając i oglądając filmiki z zasadami by zasiąść wieczorem i grę od razu rozegrać. Setup poszedł bardzo sprawnie. Zastosowaliśmy się do rad Marcina i taki setup zrobiliśmy. Początek był mocno niemrawy. Ciężko było pojąć co i jak należy robić by z grą ruszyć. drzewko polecał przygotować statek przed wyprawą, więc tak uczyniliśmy. Cięliśmy kolejne kawałki Exodusa, by zabezpieczyć rakietę tarczami od promieniowania. By to jednak zrobić należy uzyskać 3 ulepszenia tego samego typu(czyli 3 ideologie potrzebują jeden taki znacznik). Nic prostszego. Wystarczy iść cyborgami na kartę danego symbolu i wykulać sukces. Na początku jest to '1' na k6, więc szanse niskie. Raz wpadało od ręki, raz po kilku turach. Wpływu na to jest niewiele, ot ilu graczy(ideologii) zdecyduje się test wykonać tyloma kośćmi rzucimy. Na początku w sumie staraliśmy się mielić Avatarami wystawkę, by dokopać się do kart, które moglibyśmy zbadać, a następnie wykorzystać zdobyte przez to ulepszenia w kolejnych badaniach(niektóe karty można zbadać zawsze, inne mają wymagania jak posiadanie danego ulepszenia lub nuggeta). Ruszać statkiem nie chcieliśmy bez przygotowania, więc nie odczuliśmy byśmy musieli się z czymkolwiek spieszyć.
W końcu silniki odpaliliśmy i wyruszyliśmy w stronę planety, która nadawała się na zamieszkanie przez wcześniejsze sprawdzeniem Wispem odpowiedniej soczewki. Statek sunie, a gracze dalej mielą karty. Starają się zdobywać kolejne ulepszenia. Rodzą dzieci lub wybierają je ze słojów. I tak w sumie gra leciała jak ten statek. Do przodu, ale bez żadnych ciekawych wydarzeń. Gracze zdobywali kolejne medialiony, ale póki gra jest coop to wszyscy się cieszą, że dobiją może do prawdziwego zwycięstwa. Dobra statek doleciał w okolice planety, ale nie możemy się tam zatrzymać, bo gra się natychmiast skończy, a my chcemy walczyć o najlepsze zwycięstwo...na szczęście na wystawce pojawia się karta umożliwiająca wysłanie kapsuły z 2 cyborgami. Łapiemy okazę i pierwsza para Adama i Ewy ląduje na zdatnej do życia planecie. Pełen sukces. Paliwa zostały dwa kroki, więc zaczynamy sunąć w drugą stronę, skanując napotkanymi soczewkami kolejne układy, aby znaleźć kolejny do zamieszkania. Szczęśliwie się jeden znajduje, który wymaga jednego goo i 1 wody. Nic strasznego do zrobienia, więc lecimy.
W tym czasie jeden z kolegów osiągnął posthumana, więc odpalił grę pvp(co ciekawe jest sporo kart dających opcję przełączenia warunków zwycięstwa, więc nie jest to wyłącznie stworzenie posthumana by przejść na pvp, ale też wygląda, że można wrócić do coop). Zaczął się tym samym wyścig o pkt. Medaliony przeskakiwały z ręki do ręki. Nuggety, które ustaliły świat na obiektywny również potrafiły zmienić właściciela przez dojście do władzy jednej z frakcji. Gra nabrała wiatru w żagle słoneczne, acz zaraz wyszła poza obszar słońca...Po 2-3 turach ciekawej przepychanki między graczami, jeden z nich ostał się kapitanem i posiadał większość głosów. Uniemożliwiało to zmianę kapita przez bunt, więc tym samym nie można było reagować na przestawienie avatarów/cyborgów na inne sloty. Gra się spłaszczyła momentalnie do kilku akcji. Błagałem o szybki koniec i na szczęście wpadliśmy na pomysł by wylecieć poza obszar mapy i tym samym zamknać partię pvp.
Wygrałem xD byłem tym kapitanem z przewagą medali nad resztą graczy. Udało mi się nabić 42 pkt(nie mam pojęcia czy dużo, ale jeśli 150pz w coop to prawie najlepsze zwycięstwo, to spokojnie byśmy je zdobyli) na jednej ideologii, na drugiej jakieś 27. 80PZ wygląda nieźle. Koledzy daleko nie odstawali, wiec może i najlepsze zwycięstwo coop by wpadło(mieliśmy udomowione goo oraz planetę gdzie można było zakończyć spokojnie partię). Czuję, że wykorzystaliśmy większość mechanik(małżeństwa, post human, badanie nuggetów, zdobywanie medalionów, wysyłanie robali, używanie soczewek, tona akcji z kart itd.) i jak po HF mam głowę pełną pomysłów co mogłem zrobić lepiej lub co chciałbym sprawdzić w kolejnej partii, tak tutaj wszyscy stwierdzili, że bawili się średnio a gra nie dostarczyła żadnych emocji. Co mi się wybitnie nie spodobało, to żałosny poziom wyzwania. Czas nas nie boli zbytnio. Można na początku stać i się przygotowywać. Nic na tym nie tracimy, bo zawsze zmarły cyborg może wrócić przez poród, wiec tylko trzeba odpowiednio wykorzystywać młode kobiety(jak to brzmi xD). Jak to ogarniemy, to w partii wiele się nie dzieje. Wiemy gdzie lecimy, przygotowaliśmy się na to, więc czas na dolecenie do celu spędzamy na dalszych przygotowaniach, ale jeszcze bardziej na zapewnieniu sobie przewagi punktowej w razie przejścia na pvp. Bardzo mi nie leżała też marna dyskusja nad stołem. Do takiego John Company to lata świetlne. Ostatnim grzechem była nuda. Od połowy partii miałem zaprogramowane w głowie akcje i je wykonywałem. Gra nie jest dynamiczna, więc zmian pomiędzy rundami wiele nie ma.
Może coś źle zagraliśmy(z pewnością jak same komponenty zawierają błędy i rozjazdy względem siebie a zasad), ale odczucia z gry są po prostu słabe. Spędziłem więcej czasu na nauce tej gry niż samej partii i jestem po prostu zawiedziony. Zasady są napisane beznadziejnie. Rzyg pseudo naukowego bełkotu z masą fluffu, który znajduje się w przypisach jak i zasadach bym jeszcze przeżył, ale struktura i wprowadzenie kolejnych elementów woła o pomstę do nieba. Pierwsze 10 stron to w sumie fluff. Zasady pewnie dałoby się zamknać w 1/3 obecnej instrukcji. Olewając te wymyślne nazwy to gra by pewnie straciła oczko na skomplikowaniu xD W zasadach odczuć można jakby gra miała stawiać przed graczem ciężkie wybory, ale nie zaliczyliśmy ani razu wybuchu goo, by był to problem. Na samym końcu odpaliłem go z akcji by zdobyć je przez udomowienie i w sumie tyle. W instrukcji pełno jest barwnych opisów jak to goo nas potyra, kolejne uderzenia radiacji zniszczą nam elementy statku, a tak na prawdę suniemy i nic się nie dzieje...
Z plusów, po partii kolega odkupił grę by sprawdzić ją solo.