Wszystkie moje gry to ekonomiczne mordabicia na 4 graczy, więc w cokwartalnych zakupach padło na euro w robienie punktów. Ostatecznie wybrałem Nassau, bo ma ładną okładkę

Potem się okazało, że za oprawę odpowiada mistrz Klemens Franz, ale wydawca był sprytny i w kontrakcie było 'Klemens rób co chcesz, ale żadnych ludzi na okładce'.
Teoretycznie to przeróbka Rum & Pirates, co wydawało mi się kuriozalne, to był poziom grzybobrania, tylko z piratami. Na szczęście został tylko temat i mechanika zbierania zasobów. Cała reszta to nowa gra, jak te zasoby wydawać, żeby robić setki punktów zwycięstwa.
Pokrótce mechanika: gramy cztery duże rundy, każda podzielona na dwie fazy. Najpierw chodzimy po porcie zbierając wyposażenie naszego okrętu i pozyskując nowe żagle, amunicję, załogę i mnóstwo innych bonusów, potem pływamy tym statkiem po mapie Karaibów i wydajemy zasoby na różne pirackie aktywności. Na koniec rundy zakopujemy w kryjówce zdobyte skarby oraz chwalimy się przy ognisku, jakimi to fantastycznymi piratami jesteśmy. Ostatecznie jak to u Felda mnożymy wszystko przez wszystko po setki punktów.
Gra dowozi co obiecuje. To dośc typowy Feld ze znikomą interakcją, ale autor tym razem przynajmniej spróbował połączyć temat z grą. Wyszło to grze bardzo na dobre, większość jego gier to wręcz abstrakty, które nawet nie udają, że nie są tylko układem równań do rozwiązania. Tutaj uczucie jest bardziej sandboxowe, aktywności są od siebie rozdzielone i można skupiać się na niektórych olewając inne. Jeśli mam ochotę podbijać morza, to prawdopodobnie odpuszczę zakopywanie skarbów. Jest lekka, ale raczej kontrolowalna losowość w walce + zbieranie zasobów to łapanie co się uda znaleźć zamiast pełnej kontroli, więc gra nie jest totalnie policzalna i sprawnie balansuje strategię z taktyką. Tury są szybkie i raczej proste, rodzinne pykadełko a nie excel typu Civolution.
Z wad jak na pykadełko cierpi na poważny przerost formy nad treścią. Kartonu jest olbrzymia ilość, rozkładanie i składanie gry póki co minimum po 20 minut. W dodatku przepisy są wprawdzie proste, ale jest ich dużo, tłumaczenie zajmuje mi 40 minut, poziom GWT. Na szczęście, w przeciwieństwie do tego GWT, tłumaczy mi się grę bardzo przyjemnie, próba oddania klimatu jest rozczulająca. Nic dziwnego, że kategoria 'niemiecki pirat' na wikipedii ma zaledwie 8 haseł (żadnego na Karaibach). Okazuje się, że niemieccy piraci strzelają hakami z armat, noszą rekina na kapeluszu, nie mogą trafić w cel bez wsparcia rumem a szkielety potrafią uszkodzić tylko kordelasami. Dawno się tak dobrze nie bawiłem przy samym tłumaczeniu. No ale bądźmy poważni, to nieładnie śmiać się z niemieckich dowcipów.
Jeśli chodzi o produkcję, to oprócz absurdalnej i wspólnej dla całej serii ceny (chociaż tutaj ilość zawartości faktycznie robi wrażenie), jest parę problemów użytkowych. Żetony nie mają żadnej ikonografii i trzeba pamiętać co oznaczają. Jest to proste i są osobne tabelki w instrukcji, ale powinno to być na osobnej kartce, tak ta instrukcja musi być cały czas wertowana. Będę musiał sobie przygotować i wydrukować jakąś ściągawkę. Poza tym skarby to po prostu pomalowane walce, niestety z oszczędności mają dokładnie te same kolory co komponenty graczy, gdzie te kolory nie mają sobą nic wspólnego. Bez sensu.
Polecam zagrać, zwłaszcza póki jeszcze chce mi się tą grę tłumaczyć (pewnie za parę partii się zmęczę). Wady są, ale to bardzo przyjemny tytuł.