Dzisiaj dwie bitwy powietrzno-morskie w Fighters of the Pacific.
Ciekawa, trochę szachowa gra, ale też całkiem fajnie prezentująca zmagania powietrzne na pacyficznym teatrze działań. Proste zasady, sporo ogólności i abstrakcyjnych rozwiązań, ale też - jak mi się wydaje - całkiem fajnie zachowane zasady bitwy powietrzno-morskiej tamtego okresu. Myśliwce osłony i artyleria p-lot starają się postawić zaporę dla samolotów przeciwnika, a te - bombowce nurkujące i torpedowce - próbują zmontować taki atak, aby będący celem lotniskowiec przeciwnika nie był w stanie wymanewrować wszystkich pocisków. I to zostało całkiem fajnie pokazane.
W grze nie ma żadnej losowości i teoretycznie można przed każdym ruchem przeanalizować do bólu sytuacje na planszy, podejmując decyzje najbardziej optymalną. Wydaje mi się jednak, że do gry warto podejść bardziej swobodnie, może nawet z ograniczeniem czasowym na ruch, żeby własnie zwiększyć liczbę pomyłek graczy w obliczaniu optymalnych trajektorii samolotów. W końcu prowadzimy szybkie samoloty, zwijamy się w ciasnych zakrętach, piloci mają ograniczoną świadomość przestrzenną, więc intuicyjne kierowanie samolotami bardzo dobrze tu się sprawdzi i doda więcej (jeszcze więcej) flavoru do gry.
Ja bardzo chętnie jeszcze zagram - trochę mi ta gra zastępuje nieodżałowane The Fires of Midway, które z kolei było czasami totalnie nieobliczalne (wiadra kości), ale na swój sposób tez ciekawie pokazywały wojnę lotniskowców na Pacyfiku.
Fajnie że mamy Fighters w kolekcji.
Spotkaliśmy tez Hańczę z kolega, grających w Napoleona 1815. Za tydzień podobno tez będą, więc jak ktoś się chce dołączyć do rozgrywki - bo to nominalnie trzyosobówka - to pewnie można zagadać
No i kurczę, zrzućmy się na te rezerwacje stołów, żeby mieć pewne miejsce we wtorki. Jest już stała grupa, która chodzi. Możemy np raz na kwartał robić jakieś podsumowanie kto ile chodził i ewentualnie ile ma do zwrotu, ale skoro każdy sobie jakoś ten czas planuje, czasem z rodziną ustawia opiekę czy inne obowiązki pod wtorkowe wyjście, to głupio byłoby przyjść i nie mieć miejsca.
Janku - jak Wandea?