Partię rozpoczynam trzema dubletami z rzędu
![Exclamation :!:](./images/smilies/icon_exclaim.gif)
Przez moją lekkomyślność, albo wrodzoną skłonność do ryzyka dałem się zbić i tym razem ja znalazłem się w potrzasku w domu przeciwnika (zamurowane 4 pola o ile pamiętam).
Dwa moje piony tworzące mur do ostatniego momentu czekały na możliwość bicia, niestety nic z tego nie wyszło.
W momencie kiedy przeciwnik miał prawie wszystkie swoje piony w domu (dwa wchodziły w kolejnym rzucie) ja rozpocząłem dramatyczną ucieczkę moimi dwoma pionami do domu, szanse na wygraną raczej marne, przeciwnik szykował się do wyprowadzania pionów na dwór.
W kolejnym rzucie zdarzył się cud, dublet szóstek
![Mr. Green :mrgreen:](./images/smilies/icon_mrgreen.gif)
Wychodzenie rozpocząłem ja, ale miałem więcej pionów na szóstym polu
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
W tym momencie nie wiedzieliśmy kto wygra. Zdecydował wyrzucony pod sam koniec mój dublet piątek. Cztery piony wychodzą w jednym momencie i jest po grze.
Zastanawiam się tylko co by było gdybym tego ostatniego dubletu.