A u nas przy stoliku obok Diuny trwały zacięte boje o Verdun
Hańcza Niemcy, ja Francja, pełna rozgrywka 6 tur, z pełną huśtawką nastrojów: do trzeciej tury niemiecki galop i śmiertelne baraże, Francuzi tylko łatają dziury i modlą się o złe rzuty niemieckich kości, ale hałas bombardowań i niemieckich samolotów zagłusza modlitwy.
Na początku czwartej tury słychać już niemiecki śmiech w okopach pod Verdun, ale Francuzi dostają coraz więcej armat i amunicji, czadowe wręcz statusy do ataków i wajcha dość brutalnie przechyla się w drugą stronę. Ostatnie dwie tury to praktycznie nieustanne bombardowania francuskie, Niemiec musi dokupić wojsko żeby łatać dziury i ratować morale, licząc każdy punkt na wagę zwycięstwa. Ale nawała francuska jest już nie do powstrzymania i front dociera do granic północnych mapy dając ostateczną przewagę 3pkt dla Francji.
Gra emocjonująca i te 5,5h nad planszą to dosłowna masakra, ale wcale się nie dłuży, bo cały czas trzeba kminić, liczyć, modlić się.
Najstraszniejsze, że im mniej kości masz, tym gorsze rzuty wychodzą, jak jakaś klątwa nieurodzaju.