Mamy już część marca za sobą, ale nie miałam czasu wcześniej udzielić się w tym wątku. Ogólnie bardzo czekałam na luty, bo to był czas urlopu, na którym mieliśmy pograć w sporo nowych dla nas gier, na które nie było czasu wcześniej. Ogólnie z rozgrywek lutowych jestem bardzo zadowolona, bo było intensywnie i różnorodnie
Najpierw zacznę od rozgrywek na BGA, które odbyły się jeszcze przed urlopem:
Leśne rozdanie - uwielbiam w to grać, już w rok w to się zagrywam i nadal mi się nie znudziło, trochę więcej napiszę poniżej w rozgrywkach na stole odnośnie tego tytułu.
Biały zamek - bardzo się cieszę, że na bga wylądowała moja ulubiona gra. Ja zawsze w to zagram bardzo chętnie. Wcześniej mieliśmy okazję zagrać na yucata, ale wersja na bga jest dla mnie czytelniejsza i lepiej śmiga. Na bga póki co gorzej mi na początku szło niż na żywo, ale to nic, bo liczy się dobra zabawa. Jednak byłam bardzo dumna ze swojej jednej rozgrywki, bo udało mi się wykręcić wynik na równą setkę po serii samych przegranych
Castle Combo - no w końcu udało mi się zagrać w ten tytuł i zobaczyć z czym to się je. Jako filler całkiem spoko gierka na luźne pogranie. Całkiem sprytnie wymyślono to, że cała gra opiera się tylko na 9 turach i kto z tego wyciągnie najwięcej wygrywa. Cieszę się, że Kaczki u nas to wydają, bo mam zamiar kupić do kolekcji. Idealnie się spisze na wyjazdy czy do pogrania na luźno w domu.
The Architects of Amytis - okładka z gry zachęciła żeby wejść w zakładkę i się zainteresować co to jest. Ku mojemu zaskoczeniu był krótki filmik z zasadami po polsku, który wyjaśniał jak grać. Każdy z graczy na swojej planszy buduje swoje miasto dla królowej Amytis. Miasto budujemy poprzez różne kafelki budynków z różnymi zdolnościami. Budynki znajdują się na innej planszetce i są rozmieszczone w stosach po 5 kafelków. Jeśli zabieramy płytkę z jakiegoś stosu to przeciwnikowi blokujemy ten stos swoim architektem, że nie może z niego wybrać budynku. Następnie budujemy ten budynek w dowolnym miejscu na swojej planszy, może być położony na puste pole, albo możemy nadbudować jakiś stos po to by spełnić jakieś karty celów, które mamy przed sobą jeśli spełnimy określony układ budynków. W trakcie gry jeden budynek również pozwala dobrać nową kartę celu. Oprócz tego możemy jeszcze zdobyć łaskę Króla Babilonu, która pozwala nam zdobyć dodatkowe punkty na koniec gry jeśli nasi 3 architekci są ułożeni na stosach budynków w pionie, w poziomie albo po skosie. Ogólnie całkiem spoko dwuosobówka, chętnie jeszcze zagram.
Jedziemy do Japonii - słyszałam sporo pochwalnych opinii o tej grze no i w końcu udało się wygospodarować czas, poczytać zasady, później jeszcze pooglądać filmik Sydonii z zasadami i udało się zagrać. Gra jako rodzinna jest całkiem spoko, można coś tam pokombinować, próbować ze sobą pozazębiać kilka rzeczy, żeby ze sobą współgrały. Myślę, że na żywo ta gra jest trochę trudniejsza niż same poklikanie na rzeczy na bga. Na kartach jest sporo ciekawostek, ale nie oszukujmy się grając przez neta nie bardzo ma się czas, żeby zamulać i to wszystko czytać jak się gra z innymi osobami. Myślę, że ja bym na żywo chciała poczytać te wszystkie ciekawostki gdybym miała dostęp do fizycznego egzemplarza, bo bardzo lubię takie rzeczy w grach. Ogólnie dla mnie to będzie gra z cyklu, że gdyby ktoś zaproponował to chętnie zagram, ale sama mieć w kolekcji nie muszę. No, ale finalnie gra zrobiła pozytywne wrażenie.
Survive the island - ta gra już mnie ciekawiła od dłuższego czasu, bo słyszałam o niej wiele pochwał i że to wredna gra. Zagraliśmy w 3, gra nas na tyle wciągnęła, że lecieliśmy jedną rozgrywkę za drugą. Najlepsze to jest rozmieszczanie mepli na początku gry, im dalej w las tym mniej pamiętasz kogo gdzie się postawiło i potem się człowiek zastanawiał kogo tak właściwie na tej łodzi wiezie xD. No, ale nic tak nie cieszy jak śmierć mepli przeciwnika, czasami były komiczne sytuacje

Ogólnie gierka fajna, ale myślę, że w domu by mi się nie chciało rozkładać tych wszystkich kafli. Tam do poklikania na bga spoko, również można się uśmiać.
Szczury z Wistar - graliśmy jeszcze raz w Szczury, ale myślimy że to był ostatni raz przez toporność obsługi tej gry, no chyba że to naprawią.
Knister i Splitter - zagrałam w to w sumie tylko do wbicia punktów za wygraną. Żadna z nich nie urzekła, to było bardziej z cyklu zagrać i zapomnieć.
W
Splitter co turę są 2 wyrzucone kości, które musimy wpisać w odbiciu lustrzanym od siebie, to my wybieramy, która cyfra będzie po jakiej stronie. Oprócz tego musimy grupować cyfry w stylu jedna 1ka, dwie 2ki, trzy 3ki itd żeby zdobyć za nie punkty jeśli będą pogrupowane prostopadle. Nie zawsze wszystko się uda, bo czasami wypadną inne cyfry niż byśmy chcieli, a im bliżej końca tym plany mogą nie wypalić. Ogólnie gra niczym nie urzekła.
Knister był trochę ciekawszy, bo z 2 wyrzuconych kości musieliśmy wpisać sumę tych liczb w siatce 5x5. W grze zdobywamy punkty za figury pokerowe, a po przekątnych punkty są podwajane. Tu ogólnie trzeba było trochę bardziej pokombinować, żeby sobie nie zepsuć przypadkiem układów, ale na pewno ta gra nie trafiłaby do mnie do kolekcji.
Diced Veggies - kiedyś na fb na grupie ujrzałam ten tytuł i mnie zaciekawił, ale na tamten czas w naszych sklepach jej nie było. No i zobaczyłam, że jest na bga więc chciałam zaspokoić swoją ciekawość z czym się to je. No powiem szczerze, że gra mi dużo bardziej przypasowała niż nasze rodzime "Chrzań to", w którym również musimy spełniać zamówienia. Niektóre przepisy mogą uzyskać więcej punktów jeśli spełnimy odpowiednie cele na karcie Hype'u. Ogólnie w grze pozyskujemy kości, które są różnymi składnikami do przepisów, jednak czasami nie tak prosto je wszystkie zebrać, bo maksymalna liczba oczek jakie można wziąć za jednym ruchem to 10. Trzeba też brać kości zgodnie z zasadami (bloku z kościami nie można podzielić na różne części i kości pozostałe nie mogą stykać się tylko rogiem). Ogólnie gra mi się spodobała jako taki fillerek do pogrania i ma duże szansę na to, że trafi kiedyś do mojej kolekcji
---
No i z gier, które wleciały już na urlopie na stół:
Biały zamek + Matcha - po rozgrywkach na bga brakowało nam dodatku Matcha, więc chcieliśmy sobie pograć z nim na żywo. U nas ten dodatek już jest na stałe dołożony do wszystkich rozgrywek. Ogólnie nam przypadł do gustu i granie bez niego już daje niedosyt.
Leśne rozdanie + Na skraju Lasu - tutaj się śmiałam, że prędzej zagrałam w dodatek na necie niż faktycznie w jego fizyczną wersję, którą miałam w domu od premiery. W domu graliśmy na połączeniu obu dodatków, bo tak też zaczęliśmy łączyć je na bga i było spoko. Fakt talia się trochę rozwodniła, ale też sporo kart przy składzie 2 osobowym w ogóle nie wchodzi do gry (bodajże 80), więc nie zawsze wlecą oklepane strategie, dla mnie na plus, choć nadal uważam, że Wilki z Jeleniami są zbyt OP w tym składzie, ale już trochę samica dzika nadrabia tą punktację w połączeniu z Warchlakami. Rój pszczół zagrany w odpowiednim momencie również może przynieść spoko punkty. No i uwielbiamy polować na Pokrzywę, bo pozwala zbierać motyle na jednym drzewku/krzewie, zamiast zawalania sobie góry innych drzew, bo dzięki temu możemy te wolne miejsca przeznaczyć na inne rzeczy pod punktację.
Projekt Gaja + Zaginiona Flota - gra, którą dostałam na prezent świąteczny od teściów. Urlop był dobrym momentem na poznanie tego tytułu. W domu miałam samą grę podstawową, więc pierwsze rozgrywki odbyły się tylko z nią. Oj jak ja jestem słaba w ten tytuł. Gra, która wywołała u mnie nieraz paraliż decyzyjny, a też nie poczułam, żeby wykonane przeze mnie akcje popchnęły mnie jakoś bardzo do przodu. Ile to razy musiałam zakończyć rundę, a narzeczony sobie dalej wykonywał ruchy xD. Szczerze mówiąc to się odbiłam od tej gry, ale to głównie, dlatego że słabo sobie w niej radzę. No nie powiem każda kolejna rozgrywka to było takie zmuszanie się do tego tytułu, bo frajdy za bardzo nie było, bo wiecznie na moim liczniku same przegrane, niektóre z różnicą po 30 pkt. Plusem było to, że zasady są bardzo przystępne, a jeszcze jak się wcześniej poznało Erę Innowacji to już w ogóle czuło się "jak w domu" no i to, że gra jest bez losowości poza startowym rozstawieniem gry. Zaryzykowałam i dokupiłam Zaginioną Flotę, bo widziałam rozgrywkę u Barolka i Gandalfa i widziałam ile różnych fajnych rzeczy wprowadza ona do gry. Stwierdziłam, że jak i to nie pomoże to sprzedam jako komplet. Udało nam się 1x zagrać z dodatkiem i szczerze? Ja wolę w ten tytuł grać z dodatkiem, bo mam więcej opcji na wykonanie akcji, ta gra z dodatkiem mnie tak nie uwiera swoją ciasnotą. Myślę, że gdybym została na samej podstawie to gra już by szukała nowego właściciela, albo bym się dalej zmuszała do polubienia tej gry xD. Z każdą kolejną rozgrywką idzie mi już coraz lepiej, ale nadal nie wygrałam żadnej rozgrywki w PG. Ostatnia przegrana była tylko o 1 punkt, więc może kiedyś nadejdzie ten dzień, że uda się wygrać (nadzieja matką głupich) xD. Póki co gra zostaje w kolekcji. Dawno żadna gra mnie tak nie dobiła swoją ciasnotą xD.
Grand Austria Hotel + Let's Waltz! - W końcu udało się zagrać w GAHa na moim egzemplarzu. Najpierw zagraliśmy kilka rozgrywek na samej podstawce, a później zaczęliśmy testować różne moduły z dodatku. Najwięcej do gry wnosi moduł z Salami Balowymi i nowym trunkiem - Szampanem, dochodzi do gry również sporo nowych gości oraz obsługi hotelowej. Ogólnie w rozgrywkach, które mieliśmy to czasami prościej można było pozyskać Szampana, a w innych dużo ciężej. Na dwie osoby jeszcze środkowy sektor na Salach Balowych jest wyłączony, więc dużo ciężej jest jeśli przeciwnik nas ubiegnie w zajęciu pola z jakimś potrzebnym nam bonusem. Osobiście to jakoś nie porwał mnie ten moduł, bo bardziej czułam się z nim tak, że na siłę muszę iść na Sale Balowe żeby nie zdobyć minusowych punktów niż w faktycznej chęci. Najmniej używany przez nas moduł to ten, który dokłada opcję ubiegania się o pierwszeństwo w następnej rundzie. W ogóle ani razu żadne z nas na to nie poszło, raczej zbędny dla nas we dwójkę xD. Za to chętnie skorzystaliśmy z modułu, który dokłada kolejne elementy do gry, nowe cele jak i kafelki punktacji zawsze na propsie. Moduł, który najbardziej nam obu przypadł do gustu to ten z Celebrytami. Jeśli wykorzysta się ich zdolności w odpowiednim momencie to można fajnie wyjść na swoim. Nie testowaliśmy jedynie modułu z unikatowymi hotelami. Ogólnie podsumowując GAH przypadł nam do gustu, ale szczerze mówiąc gdybym nie poznała dodatku to nie wiem czy bym za dużo straciła na tym. Dla samych Celebrytów nie warto

.
Wsiąść do pociągu: Legendy Zachodu - Rozegranie całej 12 rozdziałowej kampanii w ten tytuł było głównym celem urlopu, bo w ciągu roku ciężko byłoby nam to ograć. Ogólnie udałoby nam się ukończyć całą kampanię w 3 spotkania, ale jednak skończyło się na 4, bo niestety pod koniec rozdziały były trochę dłuższe, a siostra miała na drugi dzień na rano do pracy, więc musieliśmy zakończyć 3 spotkanie i finalnie zakończyliśmy na 4tym. Choć na co dzień już tak chętnie nie gram w pociągi jak kiedyś, gdy zaczynaliśmy przygodę z nowoczesnymi planszówkami tak Legacy nas ciekawiło, ale odpychała cena tej gry. Udało się kupić po bardzo długim czasie jak była promocja. Dla nas 3 to było pierwsze spotkanie z systemem gier Legacy, więc wszyscy byliśmy ciekawi jak to się wszystko potoczy. Powiem szczerze, że po tym jak mamy prawie całą kolekcję Pociągów w domu to liczyłam, że jakieś rzeczy w grze się powielą z rozwiązaniami z dodatków i tu się bardzo myliłam. Myśleliśmy, że twórcy gry nas niczym takim nie zaskoczą, a zaskoczyli wiele razy. Nie będę pisała szczegółów, bo może ktoś z Was jest jeszcze przed rozgrywką w to. Powiem tylko tyle, że wszystkim w grze podobał się pewien fajny gadżet, który był już z nami do końca. Mi i siostrze wrażenia trochę popsuł jeden element gry i szkoda, że trwał aż całe 4 pełne rozgrywki, bo szybciej nie udało nam się tego wyeliminować. Na minus dałabym również trochę słaby przemiał kart wydarzeń, a raczej mała ilość odrzucanych kart z niego po rozgrywkach. Całokształt gry oceniam jednak bardzo dobrze. Całej naszej trójce gra się podobała i jeśli kiedyś wyszłaby kolejna część to kupujemy bez zastanowienia i raczej bez czekania na promocję

. Ogólnie bawiliśmy się świetnie i wszystkim było szkoda, że to już koniec

.
SETI: Poszukiwanie pozaziemskich cywilizacji - premiera lutego, na którą bardzo czekałam. Gra, która mega zachęcała mnie swoim wyglądem (niestety należę do tych, którzy najpierw kupują oczami). Zachęcające też były opinie, że vibe w czasie tej gry jest podobny do tego, który się czuje w moich ulubionych Podwodnych Miastach (bo tak to dwie zupełnie różne gry). Instrukcja do tej gry była dosyć zrozumiała, bardzo fajny filmik też zrobiło CGE z polskimi napisami. Na plus też bogata w symbole pomoc gracza, z której zdarzało nam się korzystać. Bardzo fajny bajer też jest ze stronką CGE, która wylosuje nam układ do gry, więc za każdym razem mogą być różne kombinacje. No i w lutym udało nam się zagrać 2 pełne rozgrywki w SETI. No powiem szczerze, że miałam ciężkie zderzenie z tą grą. Nie w stosunku do zasad, a wszechogarniającą ciasnotę w grze tego kalibru. Wszystko w tej grze jest cholernie drogie, wszystkich "fajnych" rzeczy też nie zagramy, bo niestety, ale często trzeba dać coś na przepalenie żeby wymienić na inny potrzebny surowiec. Graliśmy we dwójkę i skanowanie w tym układzie dosłownie ssie. Zanim zapełnimy sektor to miną wieki, o ile w ogóle ktoś idzie w skanowanie. Skanowanie głównie w tej grze się robi tylko po to żeby zebrać niebieskie dropsy, a nie żeby wygrywać sektory. Dla mnie ciekawsze było lądowanie na planetach od skanowania. Ogólnie nie polubiłam się z tą grą za bardzo, bo ręka startowa również ma ogromne znacznie w tej grze. Jeden może dostać na start same karty do zagrania za 0 i 1, a drugi trafi na same za 3/4 i praktycznie nie zagra nic, bo koszta są zbyt duże. Jeden się cieszy, że zagrywa różne rzeczy praktycznie za darmo, a drugi się irytuje, że po zagraniu drogiej karty nie wykona za wiele w ciągu pierwszej rundy. Zbyt losowy dociąg kart również jest dla mnie minusem tej gry, bo tam jak z ręką startową możesz trafić na coś fajnego, a możesz też trafić dosłownie na g..., które pójdzie na jakieś przepalenie. Nic mnie tak nie irytowało jak było punktowanie za komplety technologii i narzeczony trafiał w kartach zdobycie technologii za zagranie niż za koszty rozgłosu, które wcale tanie nie są. Rasy obcych w grze są spoko, dobrze że w wariancie na 2/3 dodaje się neutralne znaczniki to trochę szybciej są one odkrywane. Jedną rasę całkowicie zbanowaliśmy w grze - ta która na koniec zabiera jeszcze PZ. Kolejnym minusem dla mnie jest zbyt mała ilość opcji do zagrania kart pod dochód. Jeśli nie poświęcimy na to dwóch pierwszych rund to niestety odbija się to na całej reszcie gry, bo wiecznie będzie się klepać biedę. Ogólnie uważam, że na taki kaliber gry jest ona za ciasna. Ja szczerze mówiąc nie czuję w ogóle frajdy w granie w ten tytuł. Wiem, że wybiegam trochę w przód, bo w marcu zagraliśmy w to kolejne 5 rozgrywek i głównie na tym opieram swoją opinię, bo cały czas liczyłam, że zmieniając strategię bardziej polubię się z tym tytułem, ale niestety pod tym kątem nic się nie zmieniło. Po przeczytaniu wątku z grą na naszym forum zagrałam bardziej pod skanowanie i pod zwiększanie dochodu od początku gry i dopiero wtedy udało mi się w to wygrać, bez skanowania raczej ciężko. Mieliśmy okazję zagrać też w 3kę i obrót planet był trochę szybszy, ale nie zauważyłam jakichś znaczących różnic w rozgrywce poza zwiększeniem downtime'u w grze. Siostra również po pierwszej rozgrywce miała podobne wrażenia do moich, bo też na start dostała same drogie karty, a narzeczony klasycznie dostał same tanie i mógł cokolwiek więcej w grze porobić na start niż my. Trafił m.in jeszcze na Plutona do zagrania za 0 i w prosty sposób zdobył sobie 22 pkty, nowe ślady obcych, rozgłos i pastylki nie musząc z nikim walczyć o to. Ogólnie mam z tą grą niesamowity konflikt w głowie, bo z jednej strony gra tematycznie się spina z mechaniką, jest zbyt ładna by to sprzedać, a z drugiej strony gram w ten tytuł i nie sprawia mi to żadnej frajdy. Póki co jeszcze jest w kolekcji, ale nie mam pojęcia na jak długo. Na pewno gra nie przebiła mi Podwodnych Miast i wolę 2x zagrać w PM niż raz w SETI. Niestety, ale losowość w kartach i ciasnota zabija mi całą zabawę w tym tytule. Składanie i rozkładanie tej gry bez insertu to również jak osobna mini gra. Miałam insert kupiony, jednak zwróciłam go do sklepu, głównie z tego powodu, że nie wiem na jak długo ta gra u mnie zagości na regale. Póki co u nas rozkład głosów 2x Nie (ja i siostra) i 1x Tak (narzeczony xD).
Sankore: The Pride of Mansa Musa - gra na którą koleżanka namawiała mnie już od zeszłego roku, ale zawsze mieliśmy coś innego w planach do zagrania. W końcu po niefortunnym SETI przerzuciliśmy się na ten tytuł. Rozkładanie tej gry i składanie to jak osobna mini gra. Na plus, że wkładka w grze jest dosyć przemyślana i jest tam miejsce na wszystko, oprócz na karty w koszulkach, ale je można położyć na wierzch. Pierwsza rozgrywka to takie główne poznanie tej gry i zależności. Mi gra się ogólnie spodobała, narzeczonemu tak nie do końca, ale zaczęliśmy przeplatać rozgrywki na zmianę SETI - Sankore i Sankore z każdą następną partią zyskuje coraz więcej, głównie dlatego, że po rozłożeniu gry cała reszta jest praktycznie bez losowości. Wszystko do końca gry leży odkryte przed nami (poza kartami celów jakie mamy ukryte na ręce do momentu ich zagrania). To gra z cyklu jak samemu wziąć jak najwięcej, a przeciwnikowi dać jak najmniej, a najlepiej wcale

. Do samego końca nie można przewidzieć kto wygra. Wszystko zależy od tego jak umiejętnie będziemy odkładać książki na półkę do punktacji na koniec gry i od tego ile posiadamy danych gwiazdek w danym kolorze. Z każdą kolejną rozgrywką gra u nas obu tylko zyskuje, bo stajemy się coraz cwańsi

. Na plus również, że niby robimy w grze te same czynności, ale dużo zależy od tego co weźmiemy na start i jak są rozłożeni studenci w kolejkach. No ogólnie gra złoto, aż żałuję, że tak późno ją poznałam

.
W oparach miłości - mieliśmy w planach poznać ten tytuł, ale jak szybko zaczęliśmy tak szybko grę zamknęliśmy do pudełka. Ta gra to niewypał, totalnie nie pod nas. Nawet nie ukończyliśmy całego samouczka xD. Oznaczanie symboli też nie było dla nas do końca zrozumiałe, nie byliśmy pewni czy to dobrze dajemy czy nie. Sytuacje na kartach również były nie do końca dopasowane. Niby gramy kobietą, a pytanie zadane jakbyśmy byli mężczyzną i odwrotnie. To była najgorsza poznana gra w lutym. Nigdy więcej
Na grę miesiąca wybieram: Wsiąść do pociągu: Legendy Zachodu, bo sprawiła całej naszej trójce największą frajdę w ciągu miesiąca, ale już mam mocnego kandydata na marzec....
Z planów lutowych jedynie co nie wypaliło to poznanie Ezry & Nehemiah, bo siostrę rozłożyła choroba i nie znaleźliśmy czasu na zagranie w nową edycję Zamków Burgundii, ale nie żałuję. Jestem usatysfakcjonowana z całej reszty. Planów na marzec nie mam, co się uda to się zagra

.