Serie gier na których się przejechaliście
Serie gier na których się przejechaliście
U mnie będzie to Zombicide. Miałem 3. Modern, fantasy i western. Ostało się fantasy, ale już częściowo wyprzedane. Nie wróżę reszcie dobrego końca. W sumie to ten sam kotlet tylko w innym sosie. CDMD - poszedłem w dwa sezony. Zagrałem 1.5 sezonu i stwierdziłem, że dalej odpuszczam. Było fajnie, ale już bym nie zagrał scenariuszy ponownie. Seria Nemesis - w pierwszą cz. pograłem. Było spoko. Wyszedł Lockdown. Sprzedałem pierwszą część i... W Lockdown nawet nie zagrałem. Stwierdziłem, że więcej popsuli niż poprawili. Nadzieja w Retaliation. Liczę mocno, że uratuje serię bo ma potencjał a pierwsza część była niezła.
- garg
- Posty: 4811
- Rejestracja: 16 wrz 2009, 15:26
- Lokalizacja: Warszawa/Zielonka
- Has thanked: 1780 times
- Been thanked: 1279 times
Re: Serie gier na których się przejechaliście
Nie wiem, czy to się liczy jako seria, ale rozczarowanie miałem epickich rozmiarów, więc tu wspomnę: Time Stories.
Zaczęło się bardzo dobrze, potem trochę dłużyzn i spadku formy, a koniec był gorszy, niż finał serialu Lost
.
Zaczęło się bardzo dobrze, potem trochę dłużyzn i spadku formy, a koniec był gorszy, niż finał serialu Lost

Mam / Sprzedam/wymienię
(Może nie wystawiłem, ale też chętnie wymienię)
Najstarszy offtop świata: Ceterum censeo Carthaginem esse delendam ;-)
(Może nie wystawiłem, ale też chętnie wymienię)
Najstarszy offtop świata: Ceterum censeo Carthaginem esse delendam ;-)
- Ardel12
- Posty: 4051
- Rejestracja: 24 maja 2006, 16:26
- Lokalizacja: Milicz/Wrocław
- Has thanked: 1390 times
- Been thanked: 2931 times
Re: Serie gier na których się przejechaliście
Zombicide na pewno jest dla mnie słabą serią. Zagrałem finalnie w 3 różne tytuły z tej serii i core dla mnie bezmiennie ssie. Może za mało % we krwi, ale dla mnie to płaska gra w kwadrat.
Nemesis sprawdziłem 1 i 2 w obu bawiłem się równie miernie. Tona losowości i dłużyzny. Meh, a to, że ktoś w połowie partii może umrzeć lub zbunkrować się i czekać kolejne 2h na koniec partii to jest szczyt partactwa designu gry.
Ticket to Ride - podobnie, sprawdziłem dwie gry z serii i obie meh. Może na zbyt późnym etapie byłem, gdy to spróbowałem, bo takich Osadników z Catanu doceniam.
Pandemic - coop, w którym wyzwanie opiera się głównie na tym jak tam wyjdą kolejne lokacje. Mamy farta/pecha no to gra z nudy może stać się nie do przejścia. Ograłem nawet wersję Legacy i było trochę lepiej, ale dalej ten marny core mechaniki dawal o sobie znać i zabijał frajdę. Nigdy więcej.
Seria Zachodniego Królestwa - zacząłem od Paladynów, którzy do dziś są w kolekcji, ale pozostałe dwie w ogóle mnie nie przekonały. Są dobre, ciężko nazwać je gniotami, ale dla mnie odstają od tego mózgotrzepnego liczenia w Paladynkach, które mnie kupiło. Lepiej oceniam kolejną serię z południa.
Time Stories - o dziwo mam podobne uczucia, że formuła tam szybko się rozdrobniła i kolejne przygody już nie robią wrażenia. Wręcz przy ostatniej to ziewałem, by w końcu spamiętać w jakiej kolejnośći mam dane lokacje odwiedzić aby móc odpalić dobre zakończenie. Na szczęście ogrywam tą serię tylko na konwentach, więc sam nie wydałem nawet złotówki.
Arkham Horror 3ED - tak jak 2ED mi się podobała swego czasu, tak 3ED spłaszczyli i dla mnie całkowicie FFG zniszczyło tą markę. Do tego Final Hour, który jest jeszcze większym szrotem. Wątpię bym w ciemno wszedł w 4ED jeśli kiedykolwiek się jej doczekamy. Za to EH sponio.
Czarne Historie - jak podstawka była OK, tak im dalej tym wymyślniej i głupiej. Zamiast ciekawych partii to zwykle frustracja albo banalny strzał. Przejdę co mam i nie wrócę.
Ubongo - uwielbiam wersję podstawową w wersji Duel, ale cała reszta to już takie jakieś kombinowanie na siłę. Wybitnie pokazała mi to najnowsza część, gdzie od wejścia robiliśmy każde zagadki od ręki. A sama mechanika nic a nic nie wnosiła nowego. Zostaję przy bazówce, która robi wszystko idealnie.
Azul - tutaj tak samo jak powyżej. Kolejne części serii tylko zmieniają i dorzucają coś do oryginalnego konceptu, który jest idealny. Tak samo nie czuję potrzeby stworzenia wersji Duel, która próbuje nas odciągnąć od głównego konceptu kolejnymi mechanikami(choć te strony dzień/noc spoko). Ponownie, oryginał najlepszy.
Pewnie coś bym jeszcze znalazł, bo tych gier w ciul wychodzi a ostatnio serie są popularne(TM: Ares też meh i nie widzę sensu), ale dla mnie to jednak wychodzi, że im dalej tym gorzej i jest to żerowanie na sukcesie oryginału. TMB jest serią, bo ma 3 podstawki, ale w sumie to są wyłącznie kolejne dodatki rozszerzające co mamy w bazówce(nie grałem, więc może też się zawiodę
).
Nemesis sprawdziłem 1 i 2 w obu bawiłem się równie miernie. Tona losowości i dłużyzny. Meh, a to, że ktoś w połowie partii może umrzeć lub zbunkrować się i czekać kolejne 2h na koniec partii to jest szczyt partactwa designu gry.
Ticket to Ride - podobnie, sprawdziłem dwie gry z serii i obie meh. Może na zbyt późnym etapie byłem, gdy to spróbowałem, bo takich Osadników z Catanu doceniam.
Pandemic - coop, w którym wyzwanie opiera się głównie na tym jak tam wyjdą kolejne lokacje. Mamy farta/pecha no to gra z nudy może stać się nie do przejścia. Ograłem nawet wersję Legacy i było trochę lepiej, ale dalej ten marny core mechaniki dawal o sobie znać i zabijał frajdę. Nigdy więcej.
Seria Zachodniego Królestwa - zacząłem od Paladynów, którzy do dziś są w kolekcji, ale pozostałe dwie w ogóle mnie nie przekonały. Są dobre, ciężko nazwać je gniotami, ale dla mnie odstają od tego mózgotrzepnego liczenia w Paladynkach, które mnie kupiło. Lepiej oceniam kolejną serię z południa.
Time Stories - o dziwo mam podobne uczucia, że formuła tam szybko się rozdrobniła i kolejne przygody już nie robią wrażenia. Wręcz przy ostatniej to ziewałem, by w końcu spamiętać w jakiej kolejnośći mam dane lokacje odwiedzić aby móc odpalić dobre zakończenie. Na szczęście ogrywam tą serię tylko na konwentach, więc sam nie wydałem nawet złotówki.
Arkham Horror 3ED - tak jak 2ED mi się podobała swego czasu, tak 3ED spłaszczyli i dla mnie całkowicie FFG zniszczyło tą markę. Do tego Final Hour, który jest jeszcze większym szrotem. Wątpię bym w ciemno wszedł w 4ED jeśli kiedykolwiek się jej doczekamy. Za to EH sponio.
Czarne Historie - jak podstawka była OK, tak im dalej tym wymyślniej i głupiej. Zamiast ciekawych partii to zwykle frustracja albo banalny strzał. Przejdę co mam i nie wrócę.
Ubongo - uwielbiam wersję podstawową w wersji Duel, ale cała reszta to już takie jakieś kombinowanie na siłę. Wybitnie pokazała mi to najnowsza część, gdzie od wejścia robiliśmy każde zagadki od ręki. A sama mechanika nic a nic nie wnosiła nowego. Zostaję przy bazówce, która robi wszystko idealnie.
Azul - tutaj tak samo jak powyżej. Kolejne części serii tylko zmieniają i dorzucają coś do oryginalnego konceptu, który jest idealny. Tak samo nie czuję potrzeby stworzenia wersji Duel, która próbuje nas odciągnąć od głównego konceptu kolejnymi mechanikami(choć te strony dzień/noc spoko). Ponownie, oryginał najlepszy.
Pewnie coś bym jeszcze znalazł, bo tych gier w ciul wychodzi a ostatnio serie są popularne(TM: Ares też meh i nie widzę sensu), ale dla mnie to jednak wychodzi, że im dalej tym gorzej i jest to żerowanie na sukcesie oryginału. TMB jest serią, bo ma 3 podstawki, ale w sumie to są wyłącznie kolejne dodatki rozszerzające co mamy w bazówce(nie grałem, więc może też się zawiodę

Ostatnio zmieniony 18 maja 2025, 09:26 przez Ardel12, łącznie zmieniany 1 raz.
- brutusss
- Posty: 314
- Rejestracja: 06 lis 2019, 12:19
- Lokalizacja: Gdańsk
- Has thanked: 336 times
- Been thanked: 77 times
Re: Serie gier na których się przejechaliście
Lords of Hellas/Lords of Ragnarok - Miało być fajne area control a dostałem średniaczka (LoH), który potem miał być poprawiony przez swojego duchowego spadkobierce (LOR) ale tutaj tez nie pykło. Czas rozgrywki strasznie długi, plansza nieczytelna, uciążliwa obsługa gry.
Marvel Champions - tu przejechałem się na własne życzenie, po świetnym AH LCG, wszedłem w Marvel Champions praktycznie w ciemno (odkupilem małą kolekcję) i jakim zdziwieniem okazało się, że ta gra to po prostu tłuczenie się ze złolami bez kampanii/fabuły (tak, wiem, ta gra tego nigdzie nie obiecuje, "moja kulpa"
)
Zombicide - po zagraniu w Czarną Plagę i Zieloną Hordę wszystko poszło na sprzedaż - jak dla mnie zbyt płasko i zbyt nudno. CDMD robił to dla mnie lepiej
Marvel Champions - tu przejechałem się na własne życzenie, po świetnym AH LCG, wszedłem w Marvel Champions praktycznie w ciemno (odkupilem małą kolekcję) i jakim zdziwieniem okazało się, że ta gra to po prostu tłuczenie się ze złolami bez kampanii/fabuły (tak, wiem, ta gra tego nigdzie nie obiecuje, "moja kulpa"

Zombicide - po zagraniu w Czarną Plagę i Zieloną Hordę wszystko poszło na sprzedaż - jak dla mnie zbyt płasko i zbyt nudno. CDMD robił to dla mnie lepiej

-
- Posty: 777
- Rejestracja: 13 lis 2006, 15:57
- Lokalizacja: Nowa Sól, Lubuskie
- Has thanked: 77 times
- Been thanked: 161 times
Re: Serie gier na których się przejechaliście
Tainted Grail - kupiłem i przeszedłem wszystkie kampanie pierwszej części. Mechanika walki/dyplomacji jest co najwyżej taka sobie, podobnie jak rozwój bohatera i przedmioty. Najciekawsza była fabuła, ale niestety poza podstawką gra nie była przystosowana do true solo, niektóre spotkania były nie do przejścia, w Ostatnim Rycerzu musiałem pominąć jednego wroga, w Wieku Legend podwoić PD by mieć jakieś szanse, a Czerwony Mór jest tak absurdalnie trudny, że po kilku walkach pozostałe ominąłem i skupiłem się wyłącznie ma fabule by poznać zakończenie. Wszystko sprzedałem bo gra poza fabułą nie oferuje nic, regrywalność jest mierna a mechanika uboga. Do tego wciąż czekam na Kings of Ruin ale sprzedam bez zaglądania nawet bo nie spodziewam się niczego wybitnego po AR.
CDMD - zupełnie nijaka turlanka do piwa, dość powtarzalna bez względu na przedwiecznego czy scenariusz, niezbyt ciekawe a nawet dość oczywiste wybory. Przerośnięte figurki zupełnie bez sensu. Generalnie gry CMON mają absurdalną ilość plastiku i poza Blood Rage nic od nich mi nie siadło.
CDMD - zupełnie nijaka turlanka do piwa, dość powtarzalna bez względu na przedwiecznego czy scenariusz, niezbyt ciekawe a nawet dość oczywiste wybory. Przerośnięte figurki zupełnie bez sensu. Generalnie gry CMON mają absurdalną ilość plastiku i poza Blood Rage nic od nich mi nie siadło.
Re: Serie gier na których się przejechaliście
Iron Rail - liczyłem, że będzie to lżejsza seria gier kolejowych, no i była, niestety okazała się nudna
Zagrałem w Ride the Rails i Irish Gauge, ale nie porwało ani mnie ani innych współgraczy i puściłem je w świat razem z trzecią częścią.

- Apos
- Posty: 1317
- Rejestracja: 12 sie 2007, 14:42
- Lokalizacja: Sosnowiec
- Has thanked: 532 times
- Been thanked: 1211 times
- Kontakt:
Re: Serie gier na których się przejechaliście
Zombicide - spodziewałem się przyjemnej sieczki, a dostałem turlankę bez emocji. Doceniam gry o prostych zasadach, ale oczekuję przynajmniej trochę głębi. Seria Zombicide jest płytka jak kałuża, a zasad wcale nie jest tak mało. Została mi jedna część, którą zacząłem malować i... najchętniej bym się jej pozbył z kolekcji, bo tak nic nie wróży, że wróci na stół. Chyba tylko do zdjęć po pomalowaniu
.
Nemesis - multum zasad, masa losowości, a gameplay sztuczny. Nie kręcą mnie plastikowe figurki, gdy większość gry to żmudne ich przestawianie, a zrobienie prostej rzeczy jest obarczone toną zasad oraz wyjątków. Hitem było, gdy po długaśnym tłumaczeniu zasad, drużyna przegrała przez losową kartę. Tak jak Zombicide, gra płytka jak kałuża. Tego czego nie znalazłem w serii Nemesis, tak odnalazłem w Stationfall.
Tainted Grail - powtarzalna rozgrywka z fabułą, której mogło w sumie nie być. Męcząca obsługa oraz gameplay, którego nie uzasadnia ogrom zasad.
Destinies - bardzo fajny setting i system kości, oparty na serii powtarzalnych zadań. Niektóre wygrane były niesatysfakcjonujące i wydawały się być zdobyte przez losowość.
Black Rose Wars - seria, która była zachwalana, że jest to święty graal gier planszowych. Zagraliśmy w 6 osób. Rozgrywka trwała prawie 8h, a z tego 1/3 to downtime, 1/3 to sprawdzanie zasad i wyjątków gry, a 1/3 to przekładanie, wykładanie, ściąganie tego całego plastiku i znaczników na planszę oraz z niej. Jakiś promil gry to było zagranie kart, aby magowie dali sobie po pysku w formie zwykłem, prostackiej mechaniki "take that". Jedno z największych rozczarowań.
Seria area control Langa: Bloodrage, Godfather, Risisng Sun etc - gry moim zdaniem na jedno kopyto, które kupują graczy tylko swoim wyglądem i popularnym IP. Płytkie, mało satysfakcjonujące i przerost formy nad treścią. Żmudna rozgrywka.
Seria Zachodniego Królestwa - przeciętne gry z ładną grafiką. Po partyjce miałem ochotę odłożyć grę na rok i zastanawiać się czy my gramy nie tak, że takie sa wrażenia. Okazało się, że one po prostu takie są. Najciekawsi byli Paladyni, tylko to gra głównie dwuosobowa. Na 4 to była katorga grać...
Time Stories - ale to było dobre na początku! Każda kolejna część to była większa męczarnia. Z czasem było grane, aby tylko przejść. Męczące było "resetowanie" gry. Z czasem po prostu to olaliśmy, aby nie siedzieć długimi godzinami nad jedną częścią.
Terraformacja Marsa - od pierwszej rozgrywki, coś mi nie pasowało. Gra była żmudna, losowa i "pasjansowata". Znajomi cieszyli się z nabitych punktów, a ja patrzyłem na zagrane karty i nie czułem z satysfakcji dlaczego zagrałem lepiej lub gorzej niż przeciwnicy. Wraz z dodatkami oraz draftem, rozgrywka pozostała tak sama nuda, tylko wydłużał się czas rozgrywki oraz poziom przekombinowania zasad. Od czasu do czasu mogę usiąść do Ekspedycji Ares, ale też niechętnie ze względu na ten brak satysfakcji z rozgrywki. Kościana - dla jaj mogę sobie porzucać kostkami.
I tu pewnie podpadnę dużej grupie eurograczy...
Seria "Terra" - Terra Mystica, Projekt Gaja, Terra Nova, a na samym podium rozczarowania Era Innowacji. Tu podobnie jak przy Terraformacji od początku, jak poznałem Terra Mystikę, to tej serii nie czułem. Nie jestem fanem punktowania w trakcie gry za z góry narzucone cele. Rozgrywka zwykle bardzo sucha, bez emocji. Kolejne części dłużyły się i trwały za długo na to co oferowały. Z całej tej rodziny gier, najchętniej zagram w Klany Kaledonii - a te są bardziej dalekim kuzynem.

Nemesis - multum zasad, masa losowości, a gameplay sztuczny. Nie kręcą mnie plastikowe figurki, gdy większość gry to żmudne ich przestawianie, a zrobienie prostej rzeczy jest obarczone toną zasad oraz wyjątków. Hitem było, gdy po długaśnym tłumaczeniu zasad, drużyna przegrała przez losową kartę. Tak jak Zombicide, gra płytka jak kałuża. Tego czego nie znalazłem w serii Nemesis, tak odnalazłem w Stationfall.
Tainted Grail - powtarzalna rozgrywka z fabułą, której mogło w sumie nie być. Męcząca obsługa oraz gameplay, którego nie uzasadnia ogrom zasad.
Destinies - bardzo fajny setting i system kości, oparty na serii powtarzalnych zadań. Niektóre wygrane były niesatysfakcjonujące i wydawały się być zdobyte przez losowość.
Black Rose Wars - seria, która była zachwalana, że jest to święty graal gier planszowych. Zagraliśmy w 6 osób. Rozgrywka trwała prawie 8h, a z tego 1/3 to downtime, 1/3 to sprawdzanie zasad i wyjątków gry, a 1/3 to przekładanie, wykładanie, ściąganie tego całego plastiku i znaczników na planszę oraz z niej. Jakiś promil gry to było zagranie kart, aby magowie dali sobie po pysku w formie zwykłem, prostackiej mechaniki "take that". Jedno z największych rozczarowań.
Seria area control Langa: Bloodrage, Godfather, Risisng Sun etc - gry moim zdaniem na jedno kopyto, które kupują graczy tylko swoim wyglądem i popularnym IP. Płytkie, mało satysfakcjonujące i przerost formy nad treścią. Żmudna rozgrywka.
Seria Zachodniego Królestwa - przeciętne gry z ładną grafiką. Po partyjce miałem ochotę odłożyć grę na rok i zastanawiać się czy my gramy nie tak, że takie sa wrażenia. Okazało się, że one po prostu takie są. Najciekawsi byli Paladyni, tylko to gra głównie dwuosobowa. Na 4 to była katorga grać...
Time Stories - ale to było dobre na początku! Każda kolejna część to była większa męczarnia. Z czasem było grane, aby tylko przejść. Męczące było "resetowanie" gry. Z czasem po prostu to olaliśmy, aby nie siedzieć długimi godzinami nad jedną częścią.
Terraformacja Marsa - od pierwszej rozgrywki, coś mi nie pasowało. Gra była żmudna, losowa i "pasjansowata". Znajomi cieszyli się z nabitych punktów, a ja patrzyłem na zagrane karty i nie czułem z satysfakcji dlaczego zagrałem lepiej lub gorzej niż przeciwnicy. Wraz z dodatkami oraz draftem, rozgrywka pozostała tak sama nuda, tylko wydłużał się czas rozgrywki oraz poziom przekombinowania zasad. Od czasu do czasu mogę usiąść do Ekspedycji Ares, ale też niechętnie ze względu na ten brak satysfakcji z rozgrywki. Kościana - dla jaj mogę sobie porzucać kostkami.
I tu pewnie podpadnę dużej grupie eurograczy...
Seria "Terra" - Terra Mystica, Projekt Gaja, Terra Nova, a na samym podium rozczarowania Era Innowacji. Tu podobnie jak przy Terraformacji od początku, jak poznałem Terra Mystikę, to tej serii nie czułem. Nie jestem fanem punktowania w trakcie gry za z góry narzucone cele. Rozgrywka zwykle bardzo sucha, bez emocji. Kolejne części dłużyły się i trwały za długo na to co oferowały. Z całej tej rodziny gier, najchętniej zagram w Klany Kaledonii - a te są bardziej dalekim kuzynem.
Przypomniałeś mi wiele tytułów, które idealnie pasują na listę. W wielu mam podobne odczucia co Ty.
Re: Serie gier na których się przejechaliście
Hmm, pojedyncze gry łatwiej sobie przypomnieć ale serie...
Na pewno Nemesis. Gra losowa do bólu - Talisman turbo. Jarałem się przy zakupie bo lubię i klimat i takie kosmiczne klimaty ale sprzedałem po 3 partiach gdy ostatecznie zginąłem w drugiej turze.
Descent 3 ed. - chyba miało samodzielny dodatek więc się liczy. Masa rozkładania elementów 3d tylko po to żeby cała gra odbyła się w komputerze. To zdawało rezultat w Posiadłości Szaleństwa gdzie tokenów było kilka ale tutaj to gruba przesada. Dodatkowo gra niedokładnie przetestowana: była misja gdzie nie mogliśmy ruszyć z miejsca bo okazało się że staliśmy przy punkcie spawnowania wrogów i co zabiliśmy jednych to wychodzili w kolejnej turze drudzy.
Folklore: The Affliction - fajne pomysły na kampanię ale konieczność pilnowania pierdyliarda statusów i walka polegająca na rzucaniu kośćmi procentowymi zabiła dla mnie ten tytuł.
Monster Hunter World - cała taktyka polegała na tym żeby wybrać kogo tym razem ukąsi potwór. Ponieważ większość kart pozwoli mu na dotarcie do nas a my nie możemy się też za bardzo oddalać żeby nie tracić potem czasu na powrót to wszystko sprowadza się do wyścigu kto dostanie szybciej lepsze karty.
Na pewno Nemesis. Gra losowa do bólu - Talisman turbo. Jarałem się przy zakupie bo lubię i klimat i takie kosmiczne klimaty ale sprzedałem po 3 partiach gdy ostatecznie zginąłem w drugiej turze.
Descent 3 ed. - chyba miało samodzielny dodatek więc się liczy. Masa rozkładania elementów 3d tylko po to żeby cała gra odbyła się w komputerze. To zdawało rezultat w Posiadłości Szaleństwa gdzie tokenów było kilka ale tutaj to gruba przesada. Dodatkowo gra niedokładnie przetestowana: była misja gdzie nie mogliśmy ruszyć z miejsca bo okazało się że staliśmy przy punkcie spawnowania wrogów i co zabiliśmy jednych to wychodzili w kolejnej turze drudzy.
Folklore: The Affliction - fajne pomysły na kampanię ale konieczność pilnowania pierdyliarda statusów i walka polegająca na rzucaniu kośćmi procentowymi zabiła dla mnie ten tytuł.
Monster Hunter World - cała taktyka polegała na tym żeby wybrać kogo tym razem ukąsi potwór. Ponieważ większość kart pozwoli mu na dotarcie do nas a my nie możemy się też za bardzo oddalać żeby nie tracić potem czasu na powrót to wszystko sprowadza się do wyścigu kto dostanie szybciej lepsze karty.
- Ardel12
- Posty: 4051
- Rejestracja: 24 maja 2006, 16:26
- Lokalizacja: Milicz/Wrocław
- Has thanked: 1390 times
- Been thanked: 2931 times
Re: Serie gier na których się przejechaliście
TG nie wymieniałem, bo grałem tylko w podstawkę, która była dla mnie całkowitym szrotem, ale jak w kolejnych kampaniach jest taki sam problem, to cóż...tylko poprzeć mogę.
A co do serii Terra, to nawet ostatnio w Civolution podnosiłem to jako argument, że nie lubię jak gra narzuca mi co i kiedy mam robić. W Civ nie było to aż tak odczuwalne, ale nie było to do pominięcia jeśli chcemy walczyć o zwycięstwo(na pewno nie te pierwsze punktowania co dają furę PZ).
Widać sporo punktów styku, jedynie w BRW się nie potrafię zgodzić i bazówka TM z dodatkami akurat mi siadła. Względem BRW IMHO argumenty walidne jak na pierwszą partię. Wykładanie plastiku i sprawdzanie/ustalanie zasad. Z kolei w 6 osób nie dziwię się, że był downtime. Grałem max w 4os i tam tego nie odczuwałem. No ale na pierwszą partię w tyle osób, to WOW, ja bym nie siadł i dla mnie to abstrakcja.