A więc
Cytadela
W grę tą zagraliśmy w 6 osób: Bożenka, Andrzej, Krzysiek, Marek, Tomek i Daniel. Marek szybko wprowadził nas w grę. Specjalnie piszę szybko wprowadził a nie wytłumaczył zasad bo wprowadził. Jak się chwilę później okazało parę istotnych zasad nie powiedział i np. nie każdy wiedział jak budować, kiedy gra się kończy. Ogólnie gra się ślimaczyła. Gra, która jest na 20min była rozgrywana ponad 1h 20min - to jej olbrzymi minus bo sama w sobie gra może się podobać i mi się podoba. W którymś momencie zabawę zepsuł nam Krzysiek, który odkrył że od samego początku źle gramy. Ba sam Marek przez całe swoje życie źle grał w Cytadelę, jedną z jego ulubionych gier. Załamany Marek musiał przełknąć jakoś tą gorzką pigułkę zasad i chyba będzie musiał oddać kolegą kasę - on wie za co
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Interakcji było stosunkowo nie wiele, oczywiście postacie Zabójcy i Złodzieja ciągle były w ruchu, Magik był dwa razy wykorzystany przeze mnie, Generał pod koniec gry stał się popularny i to w sumie dzięki Krzyśkowi i mnie. Krzysiek swoim Generałem rozwalał moje biedne budynki
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Na koniec ja użyłem Generała przeciwko Andrzejowi, który to parł do przodu wykorzystując Kupca i Biskupa. Bożena za to budowała bardzo kosztowe budynki. Warto jeszcze wspomnieć o Tomku, który był wróżką. Kogo by nie wziął to zawsze był typowany na śmierć lub kradzież. Ogólnie Tomek świetnie się bawił - jego mina była ... jaka była. Grę zakończył Andrzej. Grę wygrała Bożenka (35), drugie miejsce Andrzej i Daniel (29), Marek był trzeci (17), Tomek-wróżka(16), Krzysiek-dewastator (11).
Ogólnie gra mi się bardzo podoba ale czas rozgrywki mnie powala (kolejna długa rozgrywka z moim udziałem).
Show business
Pierwszy raz doszło do tego, że na naszym spotkaniu graliśmy równocześnie w dwie takie same gry. Teoretycznie i praktycznie możliwe kilka/kilkanaście razy to było ale realnie nigdy nie stało się faktem. A więc pierwszy raz mamy za sobą i to na dodatek w grę, która nie należy do nikogo z naszego grona. Show business jest prototypem, który zaprezentował nam Mayasty. Gra jest w dość zaawansowanym stadium i widać to zarówno po planszy jak i po kartach. Ewidentnie bliżej jej do końca niż do początkowych szkiców na papierze. Mayasty po rozłożeniu dwóch egzemplarzy (przy jednym zasiedli: Bożena, Krzysiek, Tomek, Daniel; przy drugim: Andrzej, Maciek, Marek) przeszedł do tłumaczenia. Tłumaczenie trochę trwało ponieważ gra nie należy do lekkich czy średnich. Pozycja ta będzie raczej uderzać w półkę z grami cięższymi. Instrukcja zawiera kilkanaście stron. Ma wiele ilustracji przez co realnie można powiedzieć, że mamy 10 stron czytania zasad. Rzuciłem jedynie okiem na instrukcję i na tą chwilę mogę powiedzieć, że jest pisana przyjemnym, zwięzłym językiem, "szary, prosty lud powinien zrozumieć co tam pisze".
Inaczej jednak się gra jak ktoś zna zasady a inaczej jak nikt nie zna. Fakt, że twórca gry był przy nas i faktem jest, że 3 inni gracze tak go absorbowali, że ... że wiele zabawy nam to przynosiło, ot taki bonus. Pytania mieliśmy, możliwe że proste ale raczej wiele wnoszące w samą rozgrywkę. Liczba elementów, możliwości, kombinacji do spamiętania była stosunkowo duża - pod koniec gry praktycznie w pełni opanowana (uwaga, nie wykorzystaliśmy wszystkich specjalistów). Każdy element czy to plansza, czy karta wpływów, czy też karty piosenkarzy są zaopatrzone w dużą ilość rysunków. Jedynie do kilku można by się przyczepić i zarzucić brak intuicyjności (dodatkowa karta pomocy dla początkującego gracza z pewnością ten problem by rozwiązała, gracz zaawansowany takich dodatków nie potrzebuje). W grze zastosowano kilka ciekawych mechanizmów. Karty wpływów są wielozadaniowe (rozwiązanie z których się już spotkałem ale nie na tak olbrzymią skalę, widać za mało gier znam). To gdzie można je użyć i co dzięki nim można osiągnąć w pierwszych rundach przytłacza, a w kolejnych dodaje smaczku rozgrywce.
Wracając do samej rozgrywki. Na początku niby wszystko wiedziałem, później nie wiedziałem, no i na koniec już prawie wszystko wiedziałem. Prawie podobnie było z moimi współgraczami, na koniec też wszystko wiedzieli
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Naszej czwórce szło ewidentnie wolniej niż kolegom obok. Ich setki, a może tysiące pytań do Mayasty powodowały, że czasami mieliśmy przestoje i to takie dłuższe, stąd też nasze opóźnienie, no i z liczby graczy. Gra ma jak dla mnie dość losowy początek. Później jednak losowość ta w znacznej mierze jest niwelowana przez mechanikę i jedynie do żetonów koncertów można by się przyczepić (w szczególności taki maruda jak ja i do tego jak 3 rundy z rzędu inni mają blisko a ja mam daleko, no i nie wspominam o tym że moje karty wpływów miały niską siłę; podsumowując jak dla marudy los nie będzie łaskawy to może marudzić). Losowość ale w pełni akceptowalna. Jak komuś źle idzie, albo przeszkadza mu losowość to może pobawić się w złego i każdemu psuć co tylko wlezie. Ja byłem tym złym i co złego mi wpadło to to wykorzystywałem. Ludzie zaczęli tracić zespoły. I już gra się wyrównała
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Nikt poza Krzyśkiem np. nie miał zespołu. Ogólnie interakcja jest i to taka
![Twisted Evil :twisted:](./images/smilies/icon_twisted.gif)
. Z interakcją trzeba też uważać bo jak ktoś przeholuje tak jak Marek na drugiej planszy to można więcej złego sobie zrobić niż przeciwnikowi. Jeśli chodzi o moje odczucia z gry. To na początku ponieważ nie za dobrze dobrałem zespół (lepszego zebrać i tak nie byłem wstanie), do tego dostawałem 3 karty wpływu (bo miałem 3 członków zespołu), później koncerty, które każdemu przychodzą w równej liczbie ale mi przychodziły tak daleko, że moje siła z moim kart nie pozwalała na dotarcie do nich. Ogólnie początek był dla mnie jedną, wielką, ba potężną porażką. Cała losowość gry w jednym momencie uderzyła właśnie na mnie. Ogólnie grałem i obserwowałem, myśląc sobie co tu komu złego zrobić. No i zrobiłem. Od tego momentu gra dla mnie nabrała rumieńców. Interakcja zaczęła wchodzić coraz bardziej w grę. To Krzysiek Tomkowi, to ja wszystkim itd itd. Mimo, że byłem ostatni bawiłem się świetnie. Po połowie gry dzięki wpływaniu na trendy i zagraniu serii mocniejszych kart zacząłem kontrolować przebieg gry (później Bożenka troszkę mi zagroziła ale ogólnie czułem że gra stała się dla mnie łaskawsza). Koniec końców grę zakończyłem. Namieszaliśmy coś w podliczaniu kasy - znikły mi 2x 20 fonów (fon jest walutą tej gry). Tomek wygrał, nie wiem ile miał punktów bo nie spisałem.
Mam odczucie, że gra ta nasza pierwsza gra dawała wprost proporcjonalnie ilość przyjemności do czasu gry. Końcówka rozgrywki przy naszej planszy było bardzo wesoło i przyjemnie. Nie umiem tego opisać. Czasami są takie rozgrywki pełne skupienia itd. a czasami takie luźne i przepełnione dobrą zabawą. U nas była zabawa, przy drugiej planszy więcej skupienia tak jakby to była cięższa gra. Dwa oblicza jednej gry. Ciekawe.
Ogólnie trzeba jeszcze raz zagrać, bardziej świadomie. Zobaczyć co i jak. Bo taktyk na wygraną jest w mojej głowie do przetestowania już kilka
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)