U mnie październik jest planszówkowym miesiącem roku, z 18 rozgrywkami w 11 gier.
Nowością miesiąca zostałby
Chaos in the Old World, w którego zupełnie nie umiem jeszcze grać, a dwie rozegrane partie były lekko irytujące przez Khorne'a, przeciw któremu po prostu trzeba nauczyć się grać, ale klimat gry i jej niewątpliwy potencjał dał się odczuć. Ale nie zostanie
Tytuł trafia do
Adventurers, których losowość cieszy i raduje, których partia trwa tylko 25 min (w dwie osoby), a różnorodnych decyzji - co warte podkreślenia - i oczywiście emocji przy rzutach kostkami jest sporo. To nie jest oczywiście żaden mózgożer: to lekka, świetnie wydana i z pomysłem zrobiona bardzo grywalna pozycja. Obawiam się, że z czasem może się znudzić, ale grę pożyczyliśmy, a po dwóch partiach wrażenia są świetne. Przy większej liczbie osób emocje na pewno są jeszcze większe.
Rozgrywką miesiąca, rzutem na taśmę, zostaje wczorajsza trzyosobowa partia w
Railroad Tycoon na mapie Europy. Zaangażowanie i walka o punkty do samego końca - znowu zaczynam myśleć o zakupie mapy Anglii i Walii... ech...
Rozczarowanie miesiąca podobne jak we wrześniu: znów nie udało się zagrać w
Starcrafta w towarzystwie. Ale jest nadzieja, że w kolejny weekend wreszcie się uda
Wreszcze grą miesiąca zostaje
Carcassonne: The Castle - mój ulubiony Knizia, rewelacyjna gra na pół godzinki po ciężkim dniu w pracy, ulubiona gra mojej żony. W tym miesiącu 4 partie, każda inna, każda zażarta, ilość możliwości i strategii dzięki prostemu zabiegowi z murem (ograniczenie terenu rozbudowy + tor punktów z bonusami) imponująca. Ciągle odkrywamy w tej grze świeżość pomimo prawie 40 rozegranych partii.