Przygody z niegrającymi przyjaciółmi...
- Don Simon
- Moderator
- Posty: 5623
- Rejestracja: 10 wrz 2005, 16:28
- Lokalizacja: Warszawa, sercem w Jozefowie ;-)
- Been thanked: 1 time
Przygody z niegrającymi przyjaciółmi...
Stare i juz niestety niekontynuowane, tym niemniej niesamowicie zabawne i wspaniale opisane przygody jednego z graczy podczas próby zarażania graniem swoich przyjaciół...
Dzisiaj to odnalazłem i połknąłem wszystkie odcinki... Gorąco polecam:
http://www.boardgamenews.com/index.php/ ... enews/C26/
Zacznijcie oczywiście od części 1.
Macie jakieś swoje przygody tego typu?
Czasem jakbym widział siebie próbującego przekonać do gry kogoś niespecjalnie zainteresowanego...
Najgorsze jest to, że nawet gracze, którzy mają za sobą historię grania w RPG i inne często nie słuchają reguł, gadają, wygłupiają się, a potem trzeba im wszystko po 100 razy tłumaczyć...
Macie podobnie?
Pozdrawiam
Szymon
Dzisiaj to odnalazłem i połknąłem wszystkie odcinki... Gorąco polecam:
http://www.boardgamenews.com/index.php/ ... enews/C26/
Zacznijcie oczywiście od części 1.
Macie jakieś swoje przygody tego typu?
Czasem jakbym widział siebie próbującego przekonać do gry kogoś niespecjalnie zainteresowanego...
Najgorsze jest to, że nawet gracze, którzy mają za sobą historię grania w RPG i inne często nie słuchają reguł, gadają, wygłupiają się, a potem trzeba im wszystko po 100 razy tłumaczyć...
Macie podobnie?
Pozdrawiam
Szymon
Każdy może,prawda, krytykować, a mam wrażenie, że dopuszczenie do krytyki, panie, tu nikomu tak nie podoba się.Tak więc z punktu, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie.
hmm recepta jest taka:
- zapraszasz 10 osob. jedna z nich powinna nie znac zbyt wiele gier, i byc zaproszona kilka minut pozniej niz pozostale
- jak przyjdzie pierwsze 5 siadasz z nimi do jakiejs abosrbujacej gry
- jak sie zbierze reszta dajesz jakas gre, mowisz ze nie mozesz tlumaczyc jak zawsze bo grasz, niech wytlumaczy ktos kto juz zna
- nieszczesliwiec na ktorego padnie bedzie na przyszlosc juz zawsze grzecznie sluchal
- powtorzyc z kazdym znajomym
- zapraszasz 10 osob. jedna z nich powinna nie znac zbyt wiele gier, i byc zaproszona kilka minut pozniej niz pozostale
- jak przyjdzie pierwsze 5 siadasz z nimi do jakiejs abosrbujacej gry
- jak sie zbierze reszta dajesz jakas gre, mowisz ze nie mozesz tlumaczyc jak zawsze bo grasz, niech wytlumaczy ktos kto juz zna
- nieszczesliwiec na ktorego padnie bedzie na przyszlosc juz zawsze grzecznie sluchal
- powtorzyc z kazdym znajomym
- jax
- Posty: 8128
- Rejestracja: 13 lut 2006, 10:46
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 79 times
- Been thanked: 252 times
Re: Przygody z niegrającymi przyjaciółmi...
Hmm..co do wpisu #17. Po co w ogole miesiacami przynosic gry na spotkania z takimi ludzmi. Nie rozumiem. Zeby moc pisac ironiczne felietony?Don Simon pisze:http://www.boardgamenews.com/index.php/ ... enews/C26/
- MataDor
- Posty: 696
- Rejestracja: 23 sty 2006, 16:02
- Lokalizacja: Warszawa/Gocław
- Has thanked: 313 times
- Been thanked: 98 times
u mnie klasyczne są gadki typu:
- Ale o tej zasadzie to nie mówiłeś! przez to mogę przegrać! (kolega grający pierwszy raz)
- A słuchałeś dokładnie jak tłumaczyłem zasady? (Ja)
- ...w zasadzie tak... (kolega)
.......
- Ale o tej zasadzie to nie mówiłeś! przez to mogę przegrać! (kolega grający pierwszy raz)
- A słuchałeś dokładnie jak tłumaczyłem zasady? (Ja)
- ...w zasadzie tak... (kolega)
.......
Take it easy (jak któś z Pragi Południe ma ochotę na w miarę regularne granie, proszę o PM)
kolekcja gier
kolekcja gier
- ThomasBittern
- Posty: 108
- Rejestracja: 27 sty 2005, 15:39
- Lokalizacja: Konin
- Kontakt:
- Legun
- Posty: 1803
- Rejestracja: 20 wrz 2005, 19:22
- Lokalizacja: Kraków
- Has thanked: 78 times
- Been thanked: 167 times
To ja się dorzucę anegdotą "ku pokrzepieniu serc". Mój szwagier bronił się rękami i nogami przed zagraniem w Osadników (głowa mnie boli..., to ja się popatrzę... etc). Nie udało mu się. Chwilę póżniej nam się za to udało obronić przed jego naciskami by zagrać po raz trzeci. Tej samej nocy, po powrocie do domu, zamówił własny egzemplarz...
Najlepsze gry to te, w które wygrywa się dzięki wybitnej inteligencji, zaś przegrywa przez brak szczęścia...
- Legun
- Posty: 1803
- Rejestracja: 20 wrz 2005, 19:22
- Lokalizacja: Kraków
- Has thanked: 78 times
- Been thanked: 167 times
Zgroza! Cóż za sugestia! Lepiej znaleźć drugą, równoległąThomasBittern pisze:Draco - zmień narzeczoną, bo gier szkoda się wyzbywać. A jak ci się nie uda przed ślubem, to po nim grami będziesz sobie w kominku palił
Najlepsze gry to te, w które wygrywa się dzięki wybitnej inteligencji, zaś przegrywa przez brak szczęścia...
- Andy
- Posty: 5130
- Rejestracja: 24 kwie 2005, 18:32
- Lokalizacja: Piastów
- Has thanked: 77 times
- Been thanked: 192 times
A pamiętasz Jarku, jak przyjechał do Ciebie znajomy z niegrającą żoną? I ta żona dzielnie i z niezłym skutkiem budowała linie kolejowe w całej Europie, mimo - jak się później okazało - 39-stopniowej gorączki. Padła dopiero po zakończeniu rozgrywki.Legun pisze:To ja się dorzucę anegdotą "ku pokrzepieniu serc".
Wpływ otoczenia zatem nie tylko przyciąga do gier planszowych, ale i powstrzymuje rozwój choroby.
- MichalStajszczak
- Posty: 9480
- Rejestracja: 31 sty 2005, 19:42
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 511 times
- Been thanked: 1449 times
- Kontakt:
draco napisał:
Czyżbyś nie zdawał sobie sprawy, że zamieszczajac na tej stronie tekst
"Dla pokrzepienia serc": Moja żona przed ślubem z gier planszowych znała chyba tylko warcaby. Na szczęście nie była wrogiem planszówek i dawała się namówic na grę, ale zdarzało jej się zasnąć podczas budowania kolei w Empire Builder (mimo, że była zdrowa i była dopiero 2 w nocy). A teraz sama domaga się, by grać w nowe gry. Inna sprawa, że głównie dlatego, że łatwiej może namówić klienta do zakupu gry, gdy wie, o co w tej grze chodzi.
draco, czy udało ci się namówić narzeczoną do gry w bierki (oczywiście bierki z widłami )?
Jak rozumiem, narzeczona draco ma zalety przewyższajace zalety płynące z rozgrywania gier planszowychPo takich komentarzach mam ochotę skończyć z planszówkami.
Czyżbyś nie zdawał sobie sprawy, że zamieszczajac na tej stronie tekst
mozesz sie spotkać z "życzliwymi" sugestiami w stylu tego, co napisał Thomas Bittern?Przeżywam katusze, bo moja narzeczona unika gier jak ognia
"Dla pokrzepienia serc": Moja żona przed ślubem z gier planszowych znała chyba tylko warcaby. Na szczęście nie była wrogiem planszówek i dawała się namówic na grę, ale zdarzało jej się zasnąć podczas budowania kolei w Empire Builder (mimo, że była zdrowa i była dopiero 2 w nocy). A teraz sama domaga się, by grać w nowe gry. Inna sprawa, że głównie dlatego, że łatwiej może namówić klienta do zakupu gry, gdy wie, o co w tej grze chodzi.
draco, czy udało ci się namówić narzeczoną do gry w bierki (oczywiście bierki z widłami )?
U mnie bylo to samo z kumplem, tylko ze problem jest taki ze on juz teraz w nic innego nie zagra, kocha tylko osadnikowLegun pisze:To ja się dorzucę anegdotą "ku pokrzepieniu serc". Mój szwagier bronił się rękami i nogami przed zagraniem w Osadników (głowa mnie boli..., to ja się popatrzę... etc). Nie udało mu się. Chwilę póżniej nam się za to udało obronić przed jego naciskami by zagrać po raz trzeci. Tej samej nocy, po powrocie do domu, zamówił własny egzemplarz...
- Don Simon
- Moderator
- Posty: 5623
- Rejestracja: 10 wrz 2005, 16:28
- Lokalizacja: Warszawa, sercem w Jozefowie ;-)
- Been thanked: 1 time
Jakie gry próbowałeś jej pokazać?draco pisze: Po takich komentarzach mam ochotę skończyć z planszówkami. Poproszę o konstruktywne porady.
Pozdrawiam
Szymon
Każdy może,prawda, krytykować, a mam wrażenie, że dopuszczenie do krytyki, panie, tu nikomu tak nie podoba się.Tak więc z punktu, mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy zrobić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie.
- Legun
- Posty: 1803
- Rejestracja: 20 wrz 2005, 19:22
- Lokalizacja: Kraków
- Has thanked: 78 times
- Been thanked: 167 times
Jasne!draco pisze:Po takich komentarzach mam ochotę skończyć z planszówkami. Poproszę o konstruktywne porady.ThomasBittern pisze:Draco - zmień narzeczoną, bo gier szkoda się wyzbywać. A jak ci się nie uda przed ślubem, to po nim grami będziesz sobie w kominku palił
Po pierwsze - jeśli ma już awersję do plansz, to może lepiej zacząć od kart lub tym podobnych. A propos - Twoja Szanowna Małżowinka, Andrzeju, nie była już wtedy "niegrającą żoną", bo wczesniej została zarażona bakcylem Carcassonne. To jest bardzo "kobieca" gra - subtelna estetyka, cząstkowe satysfakcje (wg. moich obserwacji większość kobiet gra, żeby sobie pograć, a nie żeby wygrać) - zachęcam do wprowadzenia zasady, że raz założonych miast się nie przejmuje.
Po drugie - warto podkreślać towarzyski charakter rozrywki - to jest po prostu nowoczesny sposób na pobudzenie interakcji w grupie. Może warto zaprosić jakąś zaprzyjaźnioną parę, już zarażoną Osadnikami, butelka wina etc.
Po trzecie - warto podkreślać różnice gier towarzyskich od "hardcorowych" - jak ujęła moja córka - "gier dla starszych panów". Małe machniom - "zagramy czasem w gry lekkie, a za to nie będę cię już zanudzał dywagacjami nt. gier >>moich<<"
Najlepsze gry to te, w które wygrywa się dzięki wybitnej inteligencji, zaś przegrywa przez brak szczęścia...
- wilczelyko
- Posty: 174
- Rejestracja: 04 cze 2004, 09:28
- Lokalizacja: Kraków
- Has thanked: 13 times
- Been thanked: 39 times
Strategia na moją kochaną małżonkę. Walka o jej granie w daną planszówkę zaczyna się jeszcze przed zakupem.
Najważniejsze to unikać falstartu i nadmiernego entuzjazmu. Skradam się niczym tygrys na sawannie - coś mimochodem wspominam o interesującej grze. Może przypadkiem pokażę jej jedno zdjęcie (starannie wybrane!) - takie, które może do niej trafić. Ona wzrusza ramionami i wraca do swoich zajęć.
Następny krok to przynęta (strategia zaczerpnięta od rosiczek). Wspominam o tym, że w takiej jednej grze, to się buduje domy/rozwija cywilizacje/hoduje rybki/zostaje się renesansowym mecenasem sztuki. Grunt to dobrać przynętę do ofiary - na moją małżonkę te tematy w miarę działają. Kompletnie nie ma znaczenia, jaka jest mechanika gry - o niej ani śmiem się zająknąć, co najwyżej stwierdzam, że jest bardzo prosta - to pomaga.
Kiedy grunt przygotowany - ona już ma w świadomości daną grę, nawet wykazuje chłodne zainteresowanie - przechodzę do bezpośredniego ataku - zakup. W tym etapie kluczowe jest moment rozpakowania. Chodzi o to, żeby uwspólnić entuzjazm pierwszego oglądania (brak mi metafory ze świata zwierząt). Jeżeli ten etap zakończony zostanie sukcesem - na pewno zagra. A potem to już wszystko spoczywa na barkach samej gry.
Najważniejsze to unikać falstartu i nadmiernego entuzjazmu. Skradam się niczym tygrys na sawannie - coś mimochodem wspominam o interesującej grze. Może przypadkiem pokażę jej jedno zdjęcie (starannie wybrane!) - takie, które może do niej trafić. Ona wzrusza ramionami i wraca do swoich zajęć.
Następny krok to przynęta (strategia zaczerpnięta od rosiczek). Wspominam o tym, że w takiej jednej grze, to się buduje domy/rozwija cywilizacje/hoduje rybki/zostaje się renesansowym mecenasem sztuki. Grunt to dobrać przynętę do ofiary - na moją małżonkę te tematy w miarę działają. Kompletnie nie ma znaczenia, jaka jest mechanika gry - o niej ani śmiem się zająknąć, co najwyżej stwierdzam, że jest bardzo prosta - to pomaga.
Kiedy grunt przygotowany - ona już ma w świadomości daną grę, nawet wykazuje chłodne zainteresowanie - przechodzę do bezpośredniego ataku - zakup. W tym etapie kluczowe jest moment rozpakowania. Chodzi o to, żeby uwspólnić entuzjazm pierwszego oglądania (brak mi metafory ze świata zwierząt). Jeżeli ten etap zakończony zostanie sukcesem - na pewno zagra. A potem to już wszystko spoczywa na barkach samej gry.
Zdecydowanie takMichalStajszczak pisze:Jak rozumiem, narzeczona draco ma zalety przewyższajace zalety płynące z rozgrywania gier planszowych
Oczywiście, ale jak człowiek pogra troche w pociągu lub na łodzi, to już gra na twardym gruncie nie bawi. Graliśmy także w wari, Cytadelę, Carcassonne H&G, Wilki i owce, Zaginione miasta, Bohnanzę. Najbardziej podobały jej sie fasolki, ze względu na towarzyskość "cos sie w niej dzialo" i "nie tylko losowalo sie karty". Stosowałem strategię bardzo zbliżoną do opisanej przez wilczelyko. To może jakieś propozycje?MichalStajszczak pisze:draco, czy udało ci się namówić narzeczoną do gry w bierki (oczywiście bierki z widłami )?
Porównanie narzeczonej i kumpla brzmi dla mnie dwuznacznieDudman pisze:U mnie bylo to samo z kumplem, tylko ze problem jest taki ze on juz teraz w nic innego nie zagra, kocha tylko osadnikow
- Andy
- Posty: 5130
- Rejestracja: 24 kwie 2005, 18:32
- Lokalizacja: Piastów
- Has thanked: 77 times
- Been thanked: 192 times
To nie dla mojej żony! Choć deklaruje, że zwycięstwo jej nie obchodzi, potrafi otoczyć farmera przeciwnika własną drogą, żeby tylko nie punktował za miasta!Legun pisze:To jest bardzo "kobieca" gra - subtelna estetyka, cząstkowe satysfakcje (wg. moich obserwacji większość kobiet gra, żeby sobie pograć, a nie żeby wygrać) - zachęcam do wprowadzenia zasady, że raz założonych miast się nie przejmuje.
Ostatnio zmieniony 29 sie 2006, 09:05 przez Andy, łącznie zmieniany 2 razy.