Już ponad 10 wpisów za mną. Na razie tłukę łbem o stalowy mur prusackiego żołdactwa, a Lord Voldemort ze spokojem odpiera moje ataki.
Niby sukcesy są. Mocna polska presja na Krzyżaków wybiła im z głowy plany przesadnego gnębienia litewskiego skrzydła. Złamałam krzyżacką linię od strony Łodwigowa, zmusiłem Niemców do oparcia flanki o obóz, przez co walczą w pozycji przypominającej literę "L". Niemiecka piechota musiała wyjść z obozy by przedłużyć sypiącą się flankę Lichtensteina, odwody Wielkiego Mistrza musiały już kilkukrotnie interweniować by ratować sytuację.
Ale zdobywam to za cenę czasu, a Krzyżacy wciąż trzymają zwartą i ciągłą linię, powoli reorganizując pobite wcześniej hufce. Mój szyk z kolei traci na zwartości, już wiele hufców jest zmęczonych i poza zasięgiem dowodzenia. Litwa chowa się w lesie i nie ma po co z niego wychodzić, bo czyhają na nią świeże hufce Wallensteina, gotowe rozjechać wojska spod znaku pogoni na czystej równince Wielkiego Strumienia. Na razie jestem na wpisie z najgorszego dla mnie momentu bitwy, gdy czułem, że Voldemort jest panem sytuacji, a ja nie potrafiłem z tym nic zrobić.