Dzisiaj było blisko. Adam prawie przyjechał (lecz, jak nam to Mirek streścił, "nie chciał z nami grać"). Krążą pogłoski że to dzięki temu udało nam się dzisiaj grać w zaskakująco dużym siedmioosobowym składzie od początku do końca
![Laughing :lol:](./images/smilies/icon_lol.gif)
Cóż, zobaczymy co będzie w przyszłym tygodniu.
A więc tak, było nas 7. Dorota, Monika, ja, Andrzej, Mirek, Michał nr 2 (kolega Mirka znany nam już z zeszłego tygodnia) oraz Kolega_Mirka_nr_2 (niestety zapomniałem imienia...). Podzieliliśmy się na początku na dwie grupy. Jedna pod przewodnictwem Kolegów Mirka
tm zasiadła do
Galaxy Trackera z dodatkiem jakimś, Monika z Andrzejem zaś zaproponowali ponownie
Glory to Rome. Zdecydowaliśmy z Dorotą usiąść do karcianki.
Muszę przyznać że tym razem karta mi coś nie szła. Gra się skończyła zanim rozwinąłem skrzydła, choć to może i dobrze, bo wyglądało na to że gdyby było więcej czasu przeciwnikom rozkładanie skrzydeł wyjdzie lepiej. I tak Dorota była ostatnia, ja na trzecim, Andrzej zaszczytne drugie (przy ciągłym narzekaniu podczas podliczenia punktów jak to źle mu nie poszło), a zwycięstwo zgarnęła Monika. Wyników punktowych już nie pamiętam.
Gdy skończyliśmy i pozbieraliśmy się, spojrzeliśmy jak tam idzie kosmicznym handlowcom. I okazało się że byli dopiero w trakcie drugiego lotu. W oczekiwaniu na nich (chyyba licząc że zagramy w osławione Zamki w przemieszanych składach) bądź też kuzynko-koleżankę Moniki na stół trafił
Race for the Galaxy ze wszystkimi dodatkami. Sądząc z narzekań karty nie szły nikomu. Poza nielicznymi momentami gdy Monice pasowały dwie karty a mogła zostawić sobie tylko jedną. I tutaj coś nie wyszło - zupełnie nie udało mi się stworzyć działającego silniczka, Monika podkradła mi pierwszeństwo w prestiżu, moja siła militarna nie była raczej nie imponująca - i wylądowałem na ostatnim miejscu. Dalej Dorota (która twierdziła że już nie bardzo pamięta zasady), potem Andrzej - a jakieś 20 punktów dalej Monika znowu na czele.
Tym razem skończyliśmy w dobrym momencie, stół obok też zaczął się zbierać (jeśli chodzi o wynik - usłyszałem jedynie że Mirkowi jako jednemu z nielicznych udało się w tą grę przegrać). Czasu było około godziny. Po szybkim przejrzeniu propozycji co mamy na 7 osób... Tak, na stole wylądowało
7 cudów z dodatkiem oczywiście. To już taka tradycja powoli. Ciekawe co Adam na to powie jak wróci
![Laughing :lol:](./images/smilies/icon_lol.gif)
I okazało się, że w 7 osób rozgrywka jest kompletnie totalnie nie do przewidzenia. Ja tym razem postanowiłem pójść w militaria (po mocnym postanowieniu przed grą żeby tego nie robić - ah ten lider który punktuje czerwone karty, to wszystko jego wina!). Podobnie niestety moi sąsiedzi (przy czym Dorota odpuściła po pierwszej erze, Michał nr 2 zaś trwał w tym do samego końca prześcigając mnie ostatecznie w wyścigu zbrojeń). Na końcu gry dowiedziałem się że on zawsze idzie w militaria - wtedy jednak było już za późno. I z 7 grających osób wypadłem najgorzej. Niewiele przede mną był mój ulubiony militarny sąsiad, dalej Mirek z Andrzejem na remisie (nie jestem pewien kto wygrał), wyżej Monika z Dorotą również na remisie (tutaj Dorota była na przedzie co daje jej... drugie miejsce o ile dobrze liczę), a na samym szczycie był Kolega_Mirka. Wygrał, jakże by inaczej, zielonymi.
Sprzątać skończyliśmy dwie minuty przed wyznaczonym nam czasem opuszczenia lokalu. Timing trzeba przyznać mieliśmy niezły.
Oczywiście mogłem coś pomylić. Nawet trochę się tego spodziewam. Ale co tam. A w przyszłym tygodniu mam nadzieję że główny piątkowy wpis zrobi już wypoczęty Adam
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)