Valmont pisze:Dodatkowo po tym jak przejąłem Anglię od razu ci odpuściłem dając szansę na rozwijanie się, a ty militarnie (podkreślam militarnie - kiedy armię są tylko środkiem a nie celem w tej grze) wjechałeś do moich Niemiec.
To prawda, może mogłem to rozegrać zgrabniej wtedy. Miałem wówczas jeszcze nadzieję, że zdołam przejąć inne państwo. Żeby to zrobić chciałem zdobyć jak najwięcej terenu i naliczyć podatki (zdobycie kasy). Chciałem więc usunąć wrogie armie z okolicy i wyskoczyć z jakąś rejzą na Benelux. Bez większej wiary w sukces - było mi już lekko wszystko jedno. Przeciwnicy spokojnie zaczynają przejmować inne państwa a u mnie w portfelu jakieś marne dwa miliony - o co tu grać? Zresztą sytuacja państw na końcu gry mówi sama za siebie - Anglia i Niemcy rozwinięte na maxa, biją wszelkie rekordy, okolice 20 punktów, a reszta ma gdzieś w okolicach 0-3 punkty. To ma być dobra gra?
Pancho pisze:Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że graliśmy z bardzo poważnymi błędami, które kompletnie wypaczyły rozgrywkę. Pierwszy błąd to taki, że nie dawaliśmy do państwa należących się mu podatków. Drugi najpoważniejszy i który właśnie mógł spowodować, że nie mogłeś zmienić rządów to fakt, że nie sumowaliśmy bonów tylko braliśmy kto ma największy.
Zdaję. Akurat oceniam ten pierwszy błąd jako poważniejszy z mojego punktu widzenia. Były mi potrzebne pieniądze żeby przeskoczyć na inne państwo. Gdyby z podatków kasę dostawała także Francja, to mógłbym uruchamiać inwestora i zagrabiać tę kasę dla siebie. I szybciej uskładać na jakąś Rosję czy coś. Tyle że z mojego inwestora korzystałby też właściciel innych bonów Francji. No i pozostali gracze także mieli by grubsze portfele więc bony szybciej by znikały z rynku. Nie wiem czy to by coś zmieniło.
Pancho pisze:Co do reszty zarzutów. Oczywiście trochę racji Jacek ma, bo faktycznie w Imperialu występuje problem, że można stracić stołek i trochę się ponudzić. Nie mam zamiaru temu zaprzeczać. A jak zauważyłem można spokojnie go odzyskać jak nie w swoim państwie to w innym.
No piszesz, jakbyś nie przeczytał co napisałem. Na odzyskanie stołka trzeba mieć kasę. Jeżeli ktoś przejmie Twój stołek gdy masz pełny porfel albo przejmie stołek i zaraz po tym wywoła inwestora żeby sobie odbić wydatek (wtedy do Twojej kasy też wpada grosz bo masz tam spore udziały skoro przed chwilą rządziłeś), to spoko, oczywiście możesz coś pewnie przejąć. W mojej sytuacji nie było takiej możliwości. Żeby przerzucić się na inny kraj trzeba mieć 12 milionów w gotówce (OK, za 8 milionów mógłbym wskoczyć na Austrowęgry, które też nie były w jakiejś rewelacyjnej sytuacji). 12 milionów to była dla mnie abstrakcja niemal do końca gry (a pod koniec gry 12 milionów dla innych to była kwota wydawana na waciki). Najdroższy udział jaki mogłem kupić kosztował 9 milionów.
Pancho pisze:Wczoraj graliśmy w składzie: ja, bazik, Jaś, Alicja i Ola. Z poprawnymi zasadami. Bazik w pewnym momencie stracił swoje jedyne państwo i z 20 minut posiedział sobie czytając pismo. Przy okazji narzekał (w stylu draco), że nie ma szans, już nikogo nie dogoni, bo wszyscy szybciej uciekają i gra jest do dupy. Nie chciał dać sobie wytłumaczyć, że nieważna jest liczba bonów różnych państw, a posiadanie właśnie tych właściwych. Udało mu się w końcu odzyskać stery władzy we Francji, zawarł sojusz z Jasiem oraz stworzył linie demarkacyjną z Alicją. W ciągu kilku tur zdobył sporą potęgę i wygrał mając 120 punktów (sic!), drugi Jaś miał (116), Alicja miała 65 chyba, ja coś około 59, Ola z 56. I bazik przestał marudzić.
Urzekająca historia. Nie poznaję Cię, Pancho. Zachwycasz się grą w której zwycięzca przez 20 minut czyta gazetę? to jakiś absurd. Swoją drogą, marzyłem o tym żeby ktoś przejął tę cholerną Francję i żebym mógł nic nie robić, ewentualnie zbierać mniejszościowe udziały w jakiś państewkach. Ale nikt się nie palił kupować bonów u Żabojadów. Niestety.
Pancho pisze:Dużym problemem natomiast w grze na Smolnej u Jacka było, że po pierwszym kryzysie zupełnie olał sferę dyplomacji. Nie wszedł w żadne sojusze, pakty, po prostu stwierdził, że nie ma szans, gra jest do niczego i przestał się odzywać. Niestety gier tego typu nie zmienisz, warstwa negocjacji między graczami jest równie ważna co mechanika. I bez odpowiednich umów to samo może się stać w Shogunie, Mare Nostrum i innych.
Znowu stwierdzenie oderwane od realiów. Szymon poszczuł jaxa na mnie i nie reagowałem, bo uznałem że Jacek ma dość rozsądku żeby się nie wkręcać tak od razu w coś, co wzmocni tylko Szymona. Ale Jax wszedł w to jak w masło. A potem już było jasne, że dyplomacją nie wskóram nic - Anglia miała pakt o nieagresji z Niemcami, a Włochy z Austrią i oba kraje mogły spokojnie spuszczać mi bęcki. Może gdybym błagał, groził, szantażował, bluzgał, wywracał ławki to Francja by była największą potęgą. Ale aż tak mi na tym nie zależało.
EDIT: A swoją drogą, to przeszedłem się na BGG żeby sprawdzić co bazik napisał o tej świetnej przecież dla niego rozgrywce. Bazik twierdzi, że jego przerwa w grze trwała 45 minut (a nie 20 jak napisał Pancho) i ocenił grę 4/10. Gdybym na końcu wygrał, też bym pewnie dał 4/10
EDIT2: I jeszcze jedna uwaga poniewczasie. Sytuacja gracza, który stracił stołek jest znacznie lepsza niż gracza mającego w posiadaniu państwo w stanie rozkładu. Ten pierwszy może kupować udziały za każdym razem gdy uruchamiany jest inwestor, a ten drugi musi czekać cierpliwie aż karta Inwestora objedzie cały stół i wróci do niego. I wtedy albo ma kasę żeby coś przejąć, albo znowu kilka(naście) rund zbierania kasy i czekania na cud.