Smolnej nie było tydzień, a tu jakoś troszkę mniej osób było niż zwykle. Widać większość osób wyjechała bawić się daleko. NA szczęście było wystarczająco duzo osób do dobrej zabawy.
Dla mnie zaczęło się od
Queen`s Necklace
Mniej znana gra Days of Wonder. Zbieramy klejnoty. Za sprzedaż klejnotu A nie dostajemy nic, B daje nam 10, C 20, D 30. Przed grą losuje się który klejnot (diament, rubin, szafir i bursztyn) będzie w jakiej cenie. Karty klejnotów dają pojedyńcze kamienie szlachetne, lub od razu więcej (zdaje się, że max 3). W swojej kolejce mamy 10 dukatów, możemy kupić jedną z pięciu wyłożonych kart, lub od razu więcej kart jak nam starczy grosza. Po zakupie następuje kolejka następnego gracza, wartość kart, które zostały na stole się obniża, a w miejsce kupionych dochodzą nowe karty z dużą ceną (każda karta ma "tor cenowy", większość można kupić zawsze za 10 dukatów, ale nie wszystkie; jak cena zejdzie do minimum, a nikt karty nie kupi, to jest ona zdejmowana).
Są trzy fazy tajnej licytacji. Następują one w momencie wyciągnięcia z talii kupca (trochę jak policjant w Razzi, tylko, ze tutaj jednego kupca daję się w ok. 1/3 talii, drugiego na 2/3, a ostatniego pod koniec).
Na trzy, cztery wszyscy wyciagają te klejnoty, które chcą sprzedać. Zarobi jednak tylko osoba, która dała najwięcej danego klejnotu. Na dodatek sprawdzamy częstotliwośc klejnotu, ten którego wyłożono najmniej (przez wszystkich graczy) dostaje +30 . Dolicza się to do wcześniejszej wylosowanej wartości. (czyli np. ten za 0 da teraz 30, a ten za 30 da teraz 60).
Samo to byłoby niezwykle bezbarwne, ale do tego mamy mnóstwo kart specjalnych (np. król, możesz dodać to sprzedawanego klejnotu - ten klejnot nie przyniesie zysku), czy fawaryta - zmienia ceny klejnotów, i wiele innych. Niektóre karty zagrywamy podczas swojej tury, inne działają tylko przy licytacji.
Gra niby prosta, ale daje mnóstwo możliwości. Czy dać mniej klejnotów (im mniej klejnotów tym bardziej cena wzrośnie), czy więcej, bo tylko ten co wyłoży danego klejnotu najwięcej go zgarnie. A może w pierwszej licytacji nie dać nic (karty przechodzą dalej, nie ma limitu). Może zablokować jakiś diament królem, ale z drugiej strony jeden naszyjnik królowej bardzo uderza w osobę, która wyłożyła króla (tylko jest on jeden, a królów trzech, nie wiadomo, czy i kiedy zostanie wyłożony). I tak dalej. Możliwości mnóstwo. Czy kupować karty, które bardziej potrzebujemy, czy może jak mamy taka możliwość kupić więcej tanich kart.
Współautorem gry jest Bruno Faidutti. I to widać. Podobnie jak w Cytadelii, czy Drachengoldzie mamy tutaj blefowanie. Przez to i masę kart specjalnych gra się naprawdę miło. Bardzo udana pozycja. W naszej czteroosobowej partii wygrał Sebastian, który podobnie jak ja liczył na mocny finisz w trzeciej licytacji, ale ja nie trafiłem w odpowiednie klejnoty.
_Paulus_ pisze:Wczoraj udalo mi sie zagrac w:
Niemiecka karcianke o tytule nie do zapamietania (druga czesc nazwy przetlumaczylem jako Diablowo
![Wink ;-)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Tefeulberg).
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Chodzi o
Die Kutschfaht zur Teufelsburg. w grę grałem niestety dzień wcześniej na trzy osoby. Niestety, bo przy takiej liczbie osób nie da się grać. Dwie osoby szybko się dowiadują, że są z jednej frakcji i całkowicie blokują trzeciego gracza.
Cieszyłem się na możliwość zagrania w większym gronie. Grało się w sumie miło, szczególnie tekst Szymona z Gobletem rozwalił wszystich
Ale tak to przemyśleniu to gra wydaje mi się kiepska. Przede wszystkim przedmiotów jest mało, niestety strasznie wolno dochodzą. Ponieważ wymiany niezbyt szły, więc główną akcją był atak. Niejako umówiliśmy się, że gramy na remis (wtedy atakujący ciągnie przedmiot). Trochę to jednak bez sensu. Za długo trwa zdobywanie przedmiotów.
Dosyć szybko po zaatakowaniu Miłego poznałem jego frakcję (ta sama co moja). W następnej turze zaoferowałem mu w wymianie kielich pokazując, że jesteśmy razem. Miły ostro pomagał Paulusowi, więc domyśliłem się, że jest on trzecią osobą z naszej frakcji. Pod koniec gry się nawet upewniłem (po ataku), Paulus w końcu też odkrył naszą tożsamość. Reszta ekipy też zrozumiała, że tworzą konkurencyjną frakcję. W tym momencie zaczęłą się przepychanka. Jak ktoś z naszych atakował, wszyscy od nas pomagali i na odwrót. O wynikach decydowały karty specjalne. Zobaczyłem, że Monika ma strasznie duzo przedmiotów, więc ją zaatakowałem.
_Paulus_ pisze:
Pawel zaatakowal Monike i lekko sie zdziwil kiedy jako zwyciezca zdecydowal, ze zabierze jej jeden z przedmiotow. Powod tego zdziwienia poznalem kiedy sam zaatakowalem Monike i udalo mi sie wygrac. Otoz ta sprytna kobieta miala na rece dwa kielichy (ktore zbierala moja frakcja!) oraz dwa klucze... Do tego oczywiscie rozne inne przydatne rzeczy. Zabralem jej kielich i w nastepnym ruchu Mily oglosil nasze zwyciestwo... przedwczesnie bo jeden pucharek byl nadal w rekach Moniki.
Monika miała
3 klucze!!! Gdyby kolejka doszła do niej, to mogłaby ogłosić zwycięstwo.
_Paulus_ pisze:
Oczywiscie zaraz byla reklamacja do Pawla: Czemu nie zabrales jej pucharu?
Na co on odparl: Miala trzy klucze - zabralem jej jeden zeby nie oglosila sama zwyciestwa. .
Nie rozumiem pretensji
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Abyśmy my wygrali, ja musiałem wziąść kielich, Paulus pozostały, a Miły ogłosić zwycięstwo. Nie wiedziałem, czy oni zdają sobie z tego sprawę. A gdybyśmy poczekali dłużej to Monika ogłosiłaby pewne zwycięstwo swojej frakcji. Skoro jeden klucz,, który bym wziął przybliżył by nas tylko do zwycięstwa, ale nie zagwarantowałby, to wolałem rozbić pewne zwycięstwo frakcji przeciwnej.
Generalnie w teorii gra wydawała mi się taka podobna do Banga, tylko lepsza. W Bangu jest tylko atak, tutaj atak i wymiana. W Bangu jest przy pierwszych grach problem z pamiętaniem o odległości i strasznie się myli (przynajmniej mi), jakie karty oddalają daną osobę, a jakie pozwalają nam widzieć wszystkich bliżej. Tu niby takich problemów nie ma, ale jednak w grze jest mniej emocji. Jak wiemy już kto jest z nami, to jest problem, by zdobyć brakujące przedmioty. No problem to być powinien, ale tutaj po prostu jest to trochę nudnawe.
Generalnie jak słusznie zauważył Ostry, trzeba sprawdzić gręjeszcze raz, tylko nie grać na remis w walkach. Może to zmusi do większych wymian i pozwoli grze rozwinąć skrzydła. Jak nie to najlepiej o grze jak najszybciej zapomnieć
Wysokie Napiecie
Od pierwszej partii w Gryfie, tuż po premierze, byłem zachwycony tą grą mimo, że nie umiałem w nią grać. Przeważnie byłem gdzieś w środku stawki. Raz chyba byłem drugi, ale z ogromną stratą do zwycięzcy. Każdorazowo po przegranej próbowałem naprawić według mnie największy błąd. I tak koncentrowałem się na sensowniejszym kupowaniem elektrowni (bardziej potrzebnych, przy mniej ostrych licytacjach, takich, których surowce nie zbierają przeciwnicy), nie wysakiwania za bardzo do przodu, blokowania innych, sprawdzania mocy elektrowni innych graczy. Zawsze jednak zwracałem uwagę na jeden element.
Problem w tym, że w WN nie da się tak grać. Trzeba kontrolować wszystko równocześnie. Wydawało mi się, że w końcu wiem jak grać. Z tego powodu chętnie dołączyłem się do gry. Okazało się, że rzeczywiście pojąłem o co tu chodzi
Rozpocząłem na wschodnim wybrzeżu USA. Południowy wschód nie brał udziału w grze. Można mnie było łatwo zablokować. O dziwo, jeden gracz wybrał zachód, a pozostałą czwórka skupiła się na środku. Szymon co prawda od początku zmierzał w moją stronę, ale w momencie zablokowania i tak nie chciałem budowąc domku. a chwilę później osiągnęliśmy następny etap.
W końcówce jedna osoba miała moc na 14 domków, cztery na 15 (w tym ja i gracz, który grał po raz pierwszy, który miał chyba coś koło 7 domków, więc nie był groźny). No i Szymon mógłby zasilić 16 domków. Chciałem iść ostro do przodu by jak najszybciej zakończyć grę(nie dać Szymonowi zarobić na 16 domków), przypadkiem to, ze byłem pierwszy pomogło mi. Udało mi się zbudować o jeden domek więcej, niż większość graczy (zostało mi 5 Elektro) i po raz pierwszy wygrałem w WN.
Fakt, miałem sporo szczęścia, gdyby na początku gry ktoś stawiał domki koło mnie, to miałbym mniejszą swobodę i gra mogłaby się skończyć zupełnie inaczej. Niemniej oceniam tę grę jeszcze lepiej niż dotychczas (choć w sum ie dałbym wzęśniej 10/10
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
To jedna z najlepszych gier ever. Trzeba czuć kiedy przyspieszać, kiedy zwolnić, w które elektrownie inwestować, kiedy kisić surowce
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
Początkujący w WN (zdaje się Misiek) chciał się zabezpieczyć z elektrowniami. Ale nie tędy droga. Po co mieć moc 15, a dwa razy mniej domków. Pięknę w tej grze jest szukanie tej idealnej równowagi. Zawsze chętnie zagram następną partię w WN.
Amun-Re
Bardzo fajna gra. Niby znowu dużo zależy od licytacji, ale niespodziewanie jest ona całkowicie inna. Ile to da sięwycisnąć z samej licytacji
Fajna sprawa z ofiarą, różnymi właściwościami prowincji i przejściem do nowego państwa. No i wielowymiarowa punktacja. Tak jak się spodziewaliśmy wygrał Szymon, który jako jedeny znał grę. Chętnie bym zagrał jeszcze raz, teraz już lepiej wiedząc jak grać.
Gra jest naprawdę niesamowicie dobra, choć moim zdaniem trochę ustępuję np. Wysokiemu Napięciu. No i nie rozumiem ,czemu jest aż tak droga.
Właściwie już założyłem kurtkę ,czapkę i już wychodziłem, ale podobnie jak podczas pierwszego pobytu na Smolnej (jakoś we wrześniu) Trutu zadaję pytanie czy gram w
Blefa. Odpowiedź może być tylko jedna
Tym razem to nie mi wypadały kostki
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)
Jak zwykle dużo śmiechu i było tak miło, że nawet machnęliśmy szybko drugą partię.
Miło było tym razem grać od 16 do 23. Oby w 2007 było tylko lepiej!