To tak ma moja siostraJan Madejski pisze:"negujący rzeczywistość" + „Wszystko w porządku”:
"Moralnym zwycięzcą jestem ja, bo nie wykorzystywałem niewolników/atomówki/szantażu/czerwonej kości/kart specjalnych/nie brałem przegiętej kombinacji/..."
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
To tak ma moja siostraJan Madejski pisze:"negujący rzeczywistość" + „Wszystko w porządku”:
"Moralnym zwycięzcą jestem ja, bo nie wykorzystywałem niewolników/atomówki/szantażu/czerwonej kości/kart specjalnych/nie brałem przegiętej kombinacji/..."
Mam tak zawsze przy Grze o Tron. Jeszcze nie wygrałem całej gry, ale na koniec stawiam sobie minicele, żeby dowalić graczom, którzy próbowali mnie dojechać. Jak się udaje to mam swoje zwycięstwo.Kolejarz pisze:W ogóle nie wiem, o czym mówicie. U nas zawsze wszyscy wygrywają. Jeden zgodnie z zasadami, drugi, bo ruch, który prawie zapewnił mu zwycięstwo przecież nie był taki ryzykowny, a wszystkich zaskoczył, kolejny, bo to inny gracz albo wspólne wydarzenie zadecydowało w ostatniej chwili, kto wygrywa. Jeszcze jeden też w sumie nie przegrał, bo przynajmniej ten inny nie wygrał.
+1sirkozi pisze:Mam tak zawsze przy Grze o Tron. Jeszcze nie wygrałem całej gry, ale na koniec stawiam sobie minicele, żeby dowalić graczom, którzy próbowali mnie dojechać. Jak się udaje to mam swoje zwycięstwo.Kolejarz pisze:W ogóle nie wiem, o czym mówicie. U nas zawsze wszyscy wygrywają. Jeden zgodnie z zasadami, drugi, bo ruch, który prawie zapewnił mu zwycięstwo przecież nie był taki ryzykowny, a wszystkich zaskoczył, kolejny, bo to inny gracz albo wspólne wydarzenie zadecydowało w ostatniej chwili, kto wygrywa. Jeszcze jeden też w sumie nie przegrał, bo przynajmniej ten inny nie wygrał.
Bardzo sobię cenię TtA za to, że pozwala poddać partię.kwiatosz pisze:Czasami to bardziej wina autora niż gracza - bo da się wyeliminować gracza z walki, ale z partii nie, bo autor sobie ubzdurał, że eliminacja graczy to zła idea.
Niestety nierzadko ktoś jednak tym stojakiem zostaje. Jak nie Ty, to kto inny.MisterC pisze:Dołączam natomiast do hejtu na gry, gdzie można zostać opisywanym już w ZnadPlanszy stojakiem na karty, czyli graczem odciętym od głównego teatru działań, bez szans na odegranie jakieś znaczącej roli w partii przez najbliższe dwie godziny. Wtedy mam w sumie żal nie tyle o wynik, co o czas wyrwany z życia. No i wtedy się nie odzywam na temat mojego wyniku, dziękuję za partię i zapamiętuję w co nie grać.
DarkSide pisze:A nie mieliście nigdy tak że pewien element losowy danej gry totalnie was sfrustrował, tak że po 1/3 rozgrywki już wiedzieliście iż jeśli przeciwnik (-cy) nie wykona(-ją) głupich ruchów to "nie ma bata" nie wygracie?Nie mieliście nigdy takiego uczucia, że w danej rozgrywce Kosmos jest przeciwko wam?
![]()
A to w "Puerto Rico"rastula pisze:nie grałem
A to w "Seasons" kończycie z 8-7 kartami a przeciwnik z 15, bo mu rzuty kostkami pozwalały na dociąganie kolejnych kart, albo 1,5 roku zbieracie na 2 żetony powietrza.A w "Carcassonne" 10 razy z rzędu wylosujecie drogę bez skrawka miasta lub skrzyżowanie.rastula pisze:trzeba się mocno postarać, ale potrafię się śmiać ze swojego pecha - kości to kości
rastula pisze:tutaj faktycznie można się wpienić - ale przynajmniej mamy usprawiedliwienie i możemy wyśmiać sukces przeciwnika![]()
Jeśli jest to kwestia losowości, to nie. Nie wszystko mieści się w 3 odchyleniach standardowych. Jeśli gra sobie z tym nie radzi, to nie dam jej "idealnej" noty. Sztandarowy przykład: NH. Czasami na polu bitwy można mieć jednak szczęście/pecha.DarkSide pisze:A nie mieliście nigdy tak że pewien element losowy danej gry totalnie was sfrustrował, tak że po 1/3 rozgrywki już wiedzieliście iż jeśli przeciwnik (-cy) nie wykona(-ją) głupich ruchów to "nie ma bata" nie wygracie?
Postawienie sobie swojego własnego celu pozwala uniknąć poczucia stojaka na karty. Stawiam sobie cele raczej nie skierowane przeciw innemu graczowi (patrz kingmaking), ale neutralne, wynikające z dotychczas przyjętej strategii.rastula pisze:jak mój przeciwnik ma wynik o 100% większy pod koniec gry , to oczywiście nadal się nie poddaję i staram się chociażby aby nie przekroczył jakiejś magicznej granicy ( 200 punktów np ...) nadal jest co robić...choćby przez negację... wiecie sam nie zeżrę a innemu nie dam ...
Jak można grać w coś i mieć do tego włączony telewizor itp. Ja już opierdzielam współgraczy za komórki.splocki pisze:Jest jeszcze "Gracz Telewidz" - który jednym okiem gra, a drugim spoziera w TV (lub obserwuje coś innego).
Efekt takiego zachowania można łatwo przewidzieć. Stałe przypominanie o jego turze. Dłuższa pauza na ogarnięcie sytuacji na stole po aktywacji przez innego gracza i cykliczne "skąd to sie tu wzięło".
Serdecznie nie polecam.
A mnie drażni jak pary grają tak, żeby przypadkiem nie skrzywdzić swojej drugiej połówki... nawet za cenę przegranej.xel4 pisze:Znienawidzony przeze mnie typ graczy to "gram by grać".
xel4 pisze:Znienawidzony przeze mnie typ graczy to "gram by grać". Siada taka osoba z nami do rozgrywki i emanuje emocjami na poziomie betonu. Potem zaczyna się najgorsze narzekanie, niszczenie mechaniki poprzez podkładanie komuś żetonów, nawijnie w kółko o głupocie rozgrywki. To wszysko z racji, że usiadł do gry w której nie podoba się mechanika, klimat, arty... cokolwiek. Błagam was ludzie jak nie macie ochoty to nie siadajcie do tytułów wam nieodpowiadających bo zabijacie innym radość z gry...
Misie ptysie to typ gracza, a nie przegrywającego.Curiosity pisze:A mnie drażni jak pary grają tak, żeby przypadkiem nie skrzywdzić swojej drugiej połówki... nawet za cenę przegranej.xel4 pisze:Znienawidzony przeze mnie typ graczy to "gram by grać".
Jeśli ktoś powtarza, że najważniejsza jest dobra zabawa, ale nie dba o dobrą zabawę innych, to nie należy z nim graćrzaba pisze:a ja mam współgracza, który jeszcze przed rozpoczęciem gry rzuca: mi wystarczy 4 miejsce...i tak sobie gra, byle jak. Wygrana z takim nie daje zbyt duzo satysfakcji, a przegrana dołuje! Ten gracz oczywiście cały czas powtarza, ze najważniejsza jest dobra zabawa, a nie zwycięstwo...