Przede wszystkim dziwi mnie konstatacja, że Tokugawą, aby zakończyć grę przed czasem należy ruszyć na Osakę. To tak zwana oczywista oczywistość bo sposobów na zakończenie gry przed czasem masz grając Tokugawą 2 (słownie: dwa). Jeden to ubić Ishidę (na co nie ma się większego wpływu bo przeciwnik musi nam w tym pomóc wystawiając go do walki), a drugi to właśnie zdobycie Osaki, gdzie czeka na nas Toyotomi
W trakcie pierwszej rozgrywki miałem do czynienia z sytuacją, gdzie przeciwnik postanowił nie wysyłać do boju Ishidy i chomikował go na swoich tyłach - to taktyka dosyć nieciekawa, ale wyeliminowała mi jedną z możliwości zakończenia gry przed czasem. W sumie Ishida w boju to tylko 1 impact (choć pewnie niektórzy stwierdzą, że aż 1) i taka taktyka nie karze zbytnio gracza żółtego. Z kolei Tokugawa wystawiony jako dowódca przekłada się na obrażenia zadawane przez swoje kolejne oddziały i w rezultacie jego wystawienie może przełożyć się na sporo impactu zadanego przeciwnikowi, a jego zostawienie na tyłach to poważne upośledzenie swojej armii. I to Tokugawa jest jednak zmuszany w ten sposób do nacierania na Osakę.
Zwracam też uwagę na to, że z początkiem gry to Tokugawa ma przewagę w zamkach, więc de facto, aby finalnie wygrać jedyne co musi zrobić to utrzymać początkowe status quo. Proste i ciężkie zarazem.
Faktycznie, utrzymywanie zamków może nie być aż takie proste, ale jakoś mam opory przed przyjęciem Tokugawą strategii "utrzymania status quo" do końca gry. Mam poczucie że to trochę jak campowanie w Counter Strike. Reguły o zwycięstwie na punkty traktuję jako ratunkową metodę wyłaniania zwycięzcy w sytuacji gdy nie uda się doprowadzić do jednego z głównych celów zwycięstwa w wyznaczonym czasie.
Losowe rozstawienie części bloczków, permanentne fog of war i zróżnicowane kart, jakie mogą dojść Ci na rękę sprawiają, że każda rozgrywka będzie inna.
Jasne, nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego. Mam tylko obawę, że o ile wymienione przez ciebie elementy mają wielki wpływ na taktykę, to strategia w poszczególnych rozgrywkach będzie jednak w dużej mierze zbliżona. To póki co tylko przypuszczenie, bo po dwóch grach nie jestem w stanie tego definitywnie stwierdzić.
Mamy tu przecież zarządzanie ręką, świetnie rozwiązany mustering, mamy tu elementy blefu i REWELACYJNY w moim przekonaniu, bezkostkowy sposób rozstrzygania bitew.
Zauważyłem, że w wielu momentach zarządzanie ręką budziło w nas pewną irytację: "No nie, znowu muszę odrzucić jakąś kartę do licytacji kolejności tur?". I w 95% przypadków kończyło się tak że obaj gracze rzucają jakąś najsłabszą kartę, wygrywa Tokugawa i on decyduje że chce rozpocząć. Swoją drogą mam nadzieję, że w grze będzie dochodzić do sytuacji, kiedy będzie się opłacało pozwolić przeciwnikowi wykonywać pierwszy ruch - póki co takiej sytuacji nie było. Sposób rozgrywania bitew istotnie całkiem fajny (szczególnie w późniejszych turach, gdy na ręku jest więcej kart i tym samym więcej możliwości rozgrywania bitew), choć i tak Hannibal: Rome vs. Carthage jest lepsze pod tym względem
Jeżeli w Twoich partiach mieliście wyłącznie ruch i bitwę, to umknęły Wam najwidoczniej pozostałe, bardziej subtelne aspekty tej gry.
Tak, sądzę że to całkiem prawdopodobne i dlatego mam ochotę na kolejne partie żeby lepiej wyczuć mechanizmy gry. Póki co nie czuję w ogóle elementu blefu o którym napisałeś zarówno ty jak i całkiem sporo osób na BGG. Jasne, mogę podprowadzić w okolice przeciwnika wielką grupę wojsk nie mając kart do rozegrania nimi bitwy i tym samym zmusić go np. do przegrupowania którego inaczej by nie wykonał, jednak takich sytuacji też w żadnej z rozgrywek jeszcze nie miałem.