O 9.30 poslusznie stawilem sie przez PKiN, gdzie znalazlem Lim-Dula i autokar pelen gotowych do zabawy planszowkowcow. Niestety. nie sprawdzily sie dwie zapowiedzi - po pierwsze nie bylo tak wielu osob jak mialo sie pojawic (bylo 19 osob, a byly zapowiedzi, ze pojawi sie nawet i 50), a dodatkowo zamiast goracego sloneczka padal deszcz.
Czekalismy na maruderow do 10, po czym ruszylismy. Przed 11 autokar dotarl do opuszczonego szpitala w Otwocku. Trzeba bylo od razu zweryfikowac teorie, ze w poblizu jest jakis sklep
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
Szpital jest praktycznie w srodku lasu i wokol nie ma zadnej wiekszej infrastruktury.
Na miejscu powitala nas panna w rozowym sweterku i kilku organizatorow. Kazdy z nas otrzymal marker, mundur, maske i paczke 500 kulek. Przebranie sie, krotka instrukcja jak strzelac - i bylismy gotowi do walki.
Warto w tym miejscu opisac troche jak wyglada lokacja. Sam szpital jest fajny i klimatyczny, stoi w srodku lasu, sklada sie z dwoch skrzydel polaczonych korytarzem. Calosc jest dwupoziomowa (podobno sa tez jakies piwnice, ale nie korzystalismy z nich), takze przejscie miedzy skrzydlami. Glowny korytarz jest w sam raz -- dosyc waski a przy tym na tyle dlugi, by druzyny mogly sie rozstawic swobodnie w dwoch skrzydklad i na tyle krotki, by z jednego konca mozna bylo ostrzeliwac drugi koniec. Do tego rownolegle do korytarza biegnie rzad zdewastowanych pomieszczen stanowiacych alternatywna droge miedzy skrzydlami (na pewno bezpieczniejsza niz odsloniety korytarz). Walki tutaj byly bardzo trudne - wkraczajac do pomieszczenia trzeba bylo miec oczy dookola glowy, aby nie zarobic kulki od skrytego w rogu przeciwnika.
Na pietrze przejscie kompletnie odsloniete, z kilkoma tylko zaslonami, za ktorymi mozna sie schronic. Tutaj nacieranie wygladalo jak sciezka zdrowia - krotki bieg w gradzie swiszczacych kul i pad za zaslona. Znowu wypad i znowu bieg. Bez wsparcia w zasadzie mozna bylo nie probowac - tylko przy odpowiedniej oslonie ogniowej mozna bylo sie przedostac.
Na poczatek rozegralismy team deathmatch - druzyna Twinky-Winky zlozona w wiekszosci z wargamerow przeciwko druzynie Żółtych zlozonej w wiekszosci z eurogamerow. Ja w pierwszych dwoch grach zginalem zanim zdazylem oddac chociaz jeden strzal
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
i nawet czesto nie widzialem kto do mnie strzela. Kto szybciej poznal teren, mial przewage - wiedzial, gdzie sa przejscia, ktorych zaulkow warto unikac, gdzie sie dobrze zaczaic. Pierwsze gry byly wiec raczej chaotyczne i malo kto wiedzial co sie dzieje.
Nastepnym scenariuszem byl klasyczny Capture the Flag, ktory jednak i tak sprowadzal sie do zabicia wszystkich z druzyny przeciwnej - nie bylo innej mozliwosci zdobycia flagi i nikomu sie to zreszta nie udalo.
W tym momencie zaczely wychodzic pierwsze slabosci organizacyjne, o ktorych napisze pozniej - nieprzemyslane scenariusze zabieraly duza czesc zabawy.
Kolejny scenariusz - zamach na prezydenta. W jednej druzynie bylo 6 osob + prezydent, w drugiej pozostali. Prezydent mial dotrzec do okreslonego punktu (nie dalo sie tego zrobic bez zabicia wszystkich z druzyny przeciwnej), a zamachowcy mieli go zabic (w zasadzie wiec zabic wszystkich). Zamachowcow bylo wiecej niz ochrony, wiec ci ostatni skryli sie w jednym ze skrzydel szpitala i stamtad prowadzili efektywna obrone. Warto zaznaczyc, ze naprawde bardzo trudno bylo szturmowac pomieszczenia kiedy obroncy ostrzeliwali sie przez okna - wiekszosc nacierajacych zginela. Dopiero za drugim razem, gdy liczba obroncow zostala zmniejszona do 4 osob, udalo sie dobic do prezydenta (i to przy znacznych stratach). Z drugiej strony - prezydent nie mial najmniejszych szans dostac sie do wyznaczonego celu (punktu startowego zamachowcow).
Troche zniesmaczeni bezsensownymi scenariuszami w koncu wymyslilismy wlasny. Centralnie w korytarzu umiescilismy flage, ktora nalezalo zdobyc i przyniesc do wlasnego obozu. Z jednej strony powodowalo to koniecznosc atakowania (nie mozna bylo biernie sie bronic), z drugiej zas nie wymagalo wybicia calej druzyny przeciwnika, aby zrealizowac cel.
Flaga na srodku byla ciezka do zdobycia, jednak wkroczyla tutaj pomyslowosc graczy. Jedna z druzyn wziela do oslony duza dykte, za ktora moglo skryc sie dwie-trzy osoby - posuwaly sie one korytarzem w kierunku flagi. Ledwie ktos wystawil lokiec zza "tarczy" i mogl zarobic kulke, jednak flage udalo sie zdobyc. W drugiej rozgrywce juz obie druzyny uzyly "tarcz", a w trzeciej jedna z druzyn ruszyla po flage niosac przed soba drewniane drzwi
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
. Z jednej strony takiego "zolwia" ciezko bylo wyeliminowac (jezeli byl oslaniany ogniem snajperow z boku), z drugiej jego uczestnicy nie mogli sie ostrzeliwac i musieli taszczyc ciezka tarcze nie wystawiajac poza nia nawet kawalka konczyny. Z ciekawszych wydarzen warto wspomniec, ze jeden z "tarczownikow" zostal postrzelony w stope
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
a inny dostal kulke przez niewielka dziure, jaka byla w desce.
Na nastepne bitwy poszlismy do pobliskiego lasku - mimo strasznego jeczenia organizatorow, ze zamokna nam kulki i zaklinuja sie w lufach (nic takiego sie nie wydarzylo). Teren ten byl komplenie nieprzygotowany (po prostu drzewa, zadnych zaslon), mimo to walczylo sie calkiem ciekawie - przeciwnikow widac bylo z daleka, chociaz ciezko bylo ich trafic.
Bardzo fajnym scenariuszem zaproponowanym przez organizatorow byla "artyleria". Dwie druzyny stawaly w szeregach, na przeciw siebie, w sporej odleglosci. Na komende wszyscy oddawali po jednym strzale w kierunku przeciwnikow. Trafieni schodzili, reszta wykonywala krok naprzod. Kolejna salwa, kolejne ofiary, kolejny krok. Naprawde fajna sprawa, szczegolnie gdy pod koniec druzyny stoja juz dosyc blisko a w jednej z nich jest tylko 1-2 osoby - wyglada to raczej jak pluton egzekucyjny
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
.
Potem jeszcze kilka luznych team-deathmatchow w lesie i jedna szybka gra w budynku i na tym zakonczylismy zabawe. Wiekszosc osob wystrzelala swoje 500 kulek, niektorzy sporo wiecej (ja 750, Lim-Dul ponad 1000!).
Na koniec warto o jakies podsumowanie. Przede wszystkim niestety kompletnie zawiedli organizatorzy. Rownie dobrze mogliby po prostu dac nam sprzet i powiedziec "bawcie sie sami", zamiast udawac, ze w jakis sposob sie nami zajmuja. Nie potrafili w zaden sposob kontrolowac rozgrywek, kolejne scenariusze konczyly sie nierozstrzygniete, nie bylo limitow czasowych tylko zakonczenia "a, to juz konczymy", nikt nie liczyl punktow a na kolejne rozgrywki czekalo sie niemilosiernie dlugo (w tym mnostwo czasu nikt nie wiedzial "na co wlasciwie czekamy?"). Porazka byly tez scenariusze - zupelnie niedostosowane do tego obiektu, nieprzemyslane, niedokonczone - slowem, odwalone byle jak. Olany zostal takze sprzet pomocniczy - flagi byly kawalkami szmat bez nawet glupiego kijka, nie bylo zadnego planu budynku, aby mozna bylo sie z nim zapoznac przed gra, tasmy oznaczajace druzyny byly robione byle jak a papier do przecierania zaparowanych masek skonczyl sie w polowie rozgrywek - niby szczegoly, jednak swiadczace o totalnie amatorskim podejsciu do sprawy.
Z tego co zrozumialem, organizatorzy mieli tez zapewnic jakis catering (grill), ale to chyba byly tylko jakies ich fantazje - nie bylo zadnego grilla a my nie zostalismy poinformowani o tym, ze go nie bedzie ani dlaczego. Na szczescie wlasciwie nikt nie myslal o jedzieniu.
Sam budynek jest niezly i klimatyczny, ale tylko wtedy gdy wymysli sie dostosowane do niego, fajne scenariusze. Nie wyobrazam sobie w ogole, aby moglo tam grac wiecej niz 30 osob, wiec jezeli zapowiadane 50 by sie pojawilo, to mielibysmy problem. Z kolei w lesie nic nie bylo przygotowane - wiec rownie dobrze mozna by pojechac do dowolnego innego lasu.
Mimo tych problemow, sama zabawa byla przednia. Bardzo fajnie sie biegalo i walilo kulkami do przeciwnikow, krylo za zaslonami, kombinowalo jak tu dostac sie do nastepnego pomieszczenia. Mysle, ze przy profesjonalnej organizacji a przede wszystkim - fajnych scenariuszach, zabawa bylaby rewelacyjna.
Mam nadzieje, ze uda sie jeszcze zorganizowac takie spotkanie (moze tym razem w Trojmiescie
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
) i zjawi sie na nim wieksza liczba osob. Generalnie takie spotkania integracyjne (nie tylko planszowkowe) sa wg mnie bardzo pozytywnym zjawiskiem.
Na koniec jeszcze wielkie dzieki dla Lim-Dula, ktory podjal sie organizacji calosci przedsiewziecia - kudos!