- Ani, która miała po powrocie dość cierpliwości, aby doczekać do końca Brass'a
- Majkowi, który dzielił ze mną wrażenia przy Brassie, czyli "to niby co ja mam tutaj robić?"
- oraz #$$%^*%$@ karcie katastrofy w Dominant Species, która odebrała mi zwycięstwo
![Evil or Very Mad :evil:](./images/smilies/icon_evil.gif)
A było tak:
Najpierw Brass, który wzbudził we mnie nostalgiczne odczucia - czułem się, jak przy pierwszej partii w Aśkę, czyli zakręcenie totalne. Nie miałem pojęcia co, jak, czy też dlaczego. Ostatecznie przyznaję jednak, że jest w tym urok i gra mi się podoba. Gry Wallaca są "inne", często "bardzo inne", a dla mnie to duży plus. Bardzo dobra rzecz.
Potem pojawiło się więcej osób (było nas całe 8 sztuk!) więc podzieliliśmy się na dwa stoły i ruszyły Dominant Species i Tzolkin. Moja druga partia w DS utwierdziła mnie w przekonaniu, że ta gra jest fantastyczna. Ciężko się od niej oderwać, czas leci błyskawicznie a emocje są wielkie. Fakt, po grze poczułem się strasznie zmęczony, ale nic tam, gra jest niesamowita. I gdyby nie ta #$%^^@#^ katastrofa...
![Crying or Very sad :cry:](./images/smilies/icon_cry.gif)