ROTFLMAO! Będę pierwszym, który taką grę kupi, jeśli zobaczę ją w Biedrze i będzie dedykowana dla dzieci starszych niż 6 latlacki2000 pisze:Ostatecznie wspomniana Biedronka wypuści klona pod nazwą Biedrocash za 29,99zł i się skończy rumakowanie
Hmm, chyba się niezbyt jasno wyraziłem - mnie wcale nie chodziło o to, że gra miałaby uczyć tych różnic, czy że są one istotne - nawet sam bez zaglądania do netu nie jestem w stanie tych różnic podać, mimo że zatrudnia mnie spółka będąca jednocześnie z o.o. i komandytowąDarkSide pisze:Przykład jest chyba nie do końca dobrze dobrany. Myślę że gros dorosłych też tego nie wie i to niezależnie od tego czy to Pan Mietek, który prowadzi sklep z piwem w przydomowym kiosku w ramach firmy jednoosobowej, czy też Pani Krysia na kasie w Tesco, czy 25-letni Jasiu tuż po studiach co załapał się do korpo.
Gdy mówimy o grach edukacyjnych ocierających się o ekonomię, to wystarczy że taka gra uświadamia w czasie obcowania z nią podstawowe mechanizmy rynkowe: tanio kupić - drogo sprzedać, prawa podaży i popytu, czym jest inflacja, analiza kosztów rentowność, czym się różnią akcje od obligacji, to że suma rat kredytu przewyższa (często znacznie) wartość samego kredytu, inwestowanie, rozwój, "reklama dźwignią handlu", etc.
Literalno-prawne różnic między spółkami dla 95% osób pracujących jest bez znaczenia. Zwłaszcza już dla małej dziewczynki. To już lepiej kupić słownik pojęć ekonomicznych.
Gra ekonomiczna powinna przybliżać (nawet w pewnym uproszczeniu) wyżej wymienione pojęcia, mechanizmy działania i ich wzajemne powiązania.
Jeśli natomiast wszystko (włącznie z cenami) kształtowane jest poprzez rzuty kośćmi to walory edukacyjne takiej gry są zerowe.
Po prostu z tekstu pana Rybińskiego (no offense intended) wynika, że mała pytając "czy to spółka z o.o." wie, o co z taką spółką chodzi. Podczas gdy według wszelkich prawdopodobieństw wie tylko tyle, że taki rodzaj spółek istnieje i na tym koniec. Przy czym zakładam, że jest to łebska mała dziewczynka, która sprytnie wyłapuje nowe informacje dopływające z otaczającej rzeczywistości i stara się je połączyć z tym, co już wie - stąd jak najbardziej uzasadnione pytanie do taty o rodzaj spółki. Ale jednak posłużyć się nazwą, a wiedzieć co to znaczy - to dwie różne rzeczy.