Wczorajszy piątkowe OKO rozpoczęło się dziwnie. Do ok. 16:30 były całe 3 osoby. Już się zastanawialiśmy, czy w ostatniej chwili nie odwołano spotkania. Saise już chciał w zastępstwie planszówek zakładać szkółkę tańca. Na szczęście ludzie się jednak zaczęli zjawiać
Na pierwszy ogień poszło
Tichu (Mefiug&Saise vs Melee&ja). Moje pierwsze podejście do tej gry było nietypowe. Miałem super farta w kartach. Tym razem było już w miarę standardowo. Przez co uczyłem się jak się w to naprawdę gra. Początek był dosyć dynamiczny, potem lekko zaczęliśmy przymulać i Mefiug poprosił o przerwanie gry (przy stanie ok. 670:630 dla mojej drużyny; możemy się z Przemkiem czuć moralnymi zwycięzcami
Następnie po wizycie w sali VIPów gdzie Lim-Dul stał w dziurze w stole, by lepiej rozdawać karty w Spadamy pożyczyliśmy
Im Jahr des Drachen. Ekipa zebrała się szybko. Gra naprawdę bardzo fajna. Mnie trochę zmęczyła. W pewnym momencie nie do końca wiedziałem co robić. Nie miałem pieniędzy. Próbowałem to ominąć przez pchanie się na torze doświadczenia. Nie do końca pomogło.
Gra mie się bardzo spodobała. W porównaniu z Notre Dame trudniejsza. W ND sporo zależy od kart, które dostaniemy. Trudno planować na całą grę. W IJdD wręcz przeciwnie. Raczej trzeba sobie od razu wszystko zaplanować. Ciężko grać "na czuja". No i w przypadku gdy coś nam się pomyli, to już trudno to odrobić.
Mamy wiele możliwości. Nie widać jednej skutecznej drogi. Do tego musimy się przygotowac na straty. Nie tak jak w innych grach, że nie zdobędziemy wszystkiego, ale że gdzieś stracić trzeba. Nie da się obronić przed wszystkimi plagami. Nie jest to gra przełomowa, ale bardzo dobra pozycja. Z chęcią zagram jeszcze raz.
Po ostatnim mózgożernym OKU i po trochę męczącej partii w Im Jahr des Drachen szukałem chętnych do czegoś imprezowego. Niestety było chętnych. No to usiadłem do
Goa. Skończyliśmy równo o 22. Po zarobieniu na przewóz Ostrego przez Lim-Dula
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
mogłem wracać do domu.