Ja gralem parę razy, ale gra nie zachwyciła niczym. Potwierdza to tylko teorię, że ogromny hype rok temu był głównie ze względu na wykonanie. Teraz, gdy gra jest już w normalnej formie "planszowej", szał znika. Wykonanie w porządku i estetyczne, ale pudełko przeznaczone jest chyba na 10 dodatków - za duże, za głębokie, po co to. Instrukcja w miarę zrozumiała, choć tłumaczona jakoś tak dziwnie, sztywno, bezpośrednio z jakiegoś języka na polski, bez uwzględnienia zwyczajowych konstrukcji polskich. Czasem coś się powtarza lub przywołane jest za szybko. Uważne oko dojrzy, że na obrazkach pionki ogrodników mają ich wizerunki (np. naklejki), podczas gdy w pudełku są tylko drewniane dyski (choć to jest akurat rzecz zupełnie nieistotna). Rozbawiła mnie też historia o "dwóch *początkujących* ogrodnikach, którzy walczą o miano *cesarskiego* ogrodnika". Gdyby był cesarzem, to jednak chyba wolałbym najlepszych, a nie początkujących
Szczególnie, że planszetka gry sugeruje, że do pojedynku stają raczej siwi dziadkowie, zatem doświadczeni. No ale co tam...
Gra... działa. Tyle można powiedzieć. Ma dziwnie nadmiarowe żaby, o których instrukcja wspomina głównie w kontekście "jak chcesz coś zrobić z polem, gdzie jest żaba, przesuń ją gdzie indziej". Żaby istotne są tylko przy ewentualnych remisach w licytacji, które równie dobrze mogą się w ogóle nie wydarzyć. Cała gra ma sympatyczny element pozycyjny, który można troche przyrównać do kólka i krzyżyk na 4 albo na 5 - czyli dążymy do sytuacji w której tak zagonimy przeciwnika, że nieważne co zrobi, wygrywamy. Choć wydawałoby się, że to umiejętne rozkładanie kwiatów to główna część gry, w praktyce okazuje się, że to jakies 30%. Całe pozostałe 70% gry, to mechanizm licytacyjny i pamiętanie, jakie numerki może jeszcze mieć przeciwnik. Temat, wiadomo, naklejony na doczepkę, z zasadami niezbyt sensownie do niego się odwołującymi (jednemu ogrodnikowi zakwita zawsze ciemny nenufar... niby czemu? Przy remisie, zakwitają nenufary, na których są żaby? Czemu?), ale jako całość to się broni, bo jest to przyjemniejsze (kwiaty na nenufarach, ładny zbiorniczek wodny, miły klimat), niż zupełnie abstrakcyjna plansza takiego Yinsh. Gra wydaje się być zbalansowana, jest w trakcie gry parę istotnych decyzji, ale polegają one głównie na ślepym trafie (szczególnie w pierwszych 2-3 rundach gry), żeby wypracować sobie dobrą pozycję. Nie można tu mówić nawet o czytaniu przeciwnika, bo na początku nie wiadomo jakie ma numerki na kwiatkach.
Ogólnie: sympatycznie, ale bez polotu. Taki tam solidniak, które Cathala pewnie musi robić, żeby rachunki zapłacić.
6.5/10. Dla osób, które zachłystują się niby-to-uczuciem zen w grze, można sobie dodać oczko wyżej.