Jakos ostatnio raportow ze Smoczego Gniazda jak na lekarstwo, wiec cos skrobne.
Poczatek spotkania nie byl wesoly. Dla planszowkowcow (nie liczac tych mniej znanych, skupionych nad Arkham Horror) zabraklo stolow, bo akurat odbywal sie turniej Scrabble. Jednak szybka akcja i przyniesienie z korytarza dwoch swietnych rozkladanych stolow uratowalo sytuacje.
Spotkanie rozpoczelismy od 4-osobowego
Ticket to Ride Marklin Edition. Cuda sie dzialy - Lukasz zrealizowal 3 dlugie trasy, klos bodajze lacznie 6 tras, ja ogromne ilosci punktow lykalem na ruchu pasazerow i doslownie w ostatniej chwili wypelnilem swoje ostatnie zadanie. Wygral Lukasz (a tak laaaatwo bylo go zablokowac gdy zmierzal do Szwajcarii - wszyscy to widzieli przez dlugi czas, nie zareagowal nikt...) przed klosem , przede mna i kolega ktorego imienia nie znam.
Poniewaz pojawil sie kapustka i zaczal skamlec o dolaczenie sie do planszowkowego grona, trzeba bylo znalezc cos na 5 osob. Tym czyms okazalo sie klosowe
W 80 dni dookola swiata. Atmosfera byla bardzo wesola. A przebywajac z klosem w Bombaju na baaaardzo dlugim five o'clock (i jeszcze dluzszym polowaniu na slonie) bylismy przedmiotem smiechu i obiektem spojrzen w ktorych zgroza mieszala sie z niedowierzaniem. Nasz chytry plan aby sie nie spieszyc tylko optymalizowac karty (presja czasu po dotarciu 1 z graczy do Londynu miala nie byc dla nas specjalnie grozna) jednak nie wypalil zupelnie.
Kapustka pognal jak szalony zaliczajac 114 dni. Najdluzszy przejazd jaki widzialem. Brawo.
Bardzo szybko pojechal tez Lukasz, przekroczyl wprawdzie 80 dni (84) wpadajac pierwszy do Londynu i liczac ze inni tez sie spoznia.
Nie spoznil sie jednak kolega 'inkognito' (78 dni).
Ja z klosem rozpoczelismy wreszcie podroz do domu podstawiajac sobie wzajemnie nogi. Jednak klos zalatwil nas obu permanentnie przez nieuwage podstawiajac fatalnie na naszej drodze detektywa zabierajacego dni, ktorego nie mozna bylo juz przesunac, gdyz tylko my bylismy w grze i akcja ruchu detektywa byla juz niedostepna. Klos mial giga-pecha w koncowce gdy trafil na mega-strajk pracownikow kolei (za to kapitanowie statkow narzucali mu sie ze swymi lajbami az nadto). Skorzystalem z tego i wskoczylem do Londynu. Klos nie ucznil tego w tej samej turze i stracil szanse na zwyciestwo. Mialem niestety az 86 dni, wiec zwyciezca zostal mr 'inkognito' ale plan Lukasza prawie prawie wypalil (tylko 3 dni zostalo do szczescia, czyli zeby zwyciezca tez sie spoznil i nie okazal sie jednak zwyciezca).
Po tej pelnej emocji rozgrywce bylo juz malo czasu (jakies 40 minut) zasiedlismy wiec do
Wiochmen Rejsera 2. Gra okazala sie znacznie lepsza niz oczekiwalem. Klos tez sie z tym zgadza.
Jest zabawnie - ale nie na sile. Sa jakies tam decyzje do podjecia, choc i mnostwo losowosci. Dla mnie lepsze od Machiny 2 (choc ta byla ciezsza).
Na zakonczenie wieczoru jeszcze przemila partyjka w 4 osoby w
Imperiala u kapustki (4 osoby to optymalna ilosc graczy w przypadku tej gry jak sie kolejny raz okazalo) i juz mozna bylo jechac do domu. Jeszcze posluchalem Planszostacji nr 5 i po 3:00 w nocy mozna bylo polozyc swe strudzone cialo w cieplym lozeczku
Mechaniki dice placement i dice manipulation świadczą o słabości i braku pomysłowości projektanta.
--
"We don't stop playing because we grow old; we grow old because we stop playing."
G. B. Shaw