Obok grania w Crokinole, Carcassonne i Race for the Galaxy poznałem w piątek dwie nowe gry:
Zombie Town
Ja rozumiem, że w grach amerykańskich liczy się klimat, a mechanika jest mniej ważna, ale bez przesady. Albo graliśmy na złych zasadach, albo gra jest tragiczna. Początkowo możemy zdobywać nowe budynki,z z których m. in. możemy pobierać karty. Pod koniec każdej rundy ruszamy też zombimi. Im dłużej trwa gra, tym więcej zombie będzie poruszanych przez graczy.
Początek był nawet obiecujący. Szybko jednak dochodziło do sytuacji gdzie na ulicy pełno zombich, a po stracie budynku nie ma się jak dobrać do kart (czyli np. nowej spluwy, lub przeładowania broni). W związku z tym jedynie sensowne wydaje się bunkrowanie się w jednym budynku. Szczególnie, że każdy zabity zombie to punkt zwycięstwa. Po co się za nimi uganiać skoro inni gracze będą je sprowadzać przed nasze lufy, a w budynku mamy przynajmniej jak zdobyć nowe naboje. Chociaż też do czasu. Jak sie skończą karty,to mamy problem. Przejąć nowy budynek nie jest tak łatwo, jak wszędzie są zombie, a w środku inny gracz.
Do tego sam ruch zombie. Tych wokół nas będziemy odsuwać, a pozostałych słać na innych graczy. Okej zombie są może bezmyślne, ale miotać się raz jedną raz w drugą, to głupie nawet jak na zombie
Zombie Town to kompletna porażka. Zero frajdy z gry. Nigdy już do tego nie siądę.
Transamerica to dosyć znana gra. Klos zareklamował ją jako takie szybsze i lepsze Ticket to Ride. Jak dla mnie T2R jest zdecydowanie lepszy. Ticket jest strasznie prosty, ale jest tam jakaś gra. Tymczasem w Transamerica nie widzę zupełnie żadnych decyzji. Po prostu buduję do najbliższego mojego miasta, jak się da, to skracam sobie drogę łącząc sie z torami innych graczy.
Jak się okazało, 3 "prywatne tory" dzięki czemu możemy odcinać innych graczy od naszej linii, to już dodatek. Nie wyobrażam sobie samej podstawki. Choć z drugiej strony, na planszy są ewidentne miejsca do położenia tych kolorowych torów.
Ja rozumiem, że gra familijna ma być dosyć prosta, ale bez przesady. Jak dla mnie Transamerica jest kompletnie nijaka. Dobrze, że przynajmniej ultra szybka.
Geko pisze:
El Grande (...)
Co do samej gry, to już jestem pewien, że nie jestem jej wielkim miłośnikiem. Zdecydowanie nie podobają mi się w El Grande te wszystkie zabawy z potajemnym wybieraniem gdzie przerzucimy swoje kostki albo który region punktuje itp. Przykładowo okazuje się, że źle wyczułem intencje przeciwnika (gdzie przerzuci swoje kostki) i zamiast wygrać dany region (i dostać 10 pkt.), remisuję z nim w tym regionie (i dostaję 4 pkt.)
Tylko bez tego El Grande byłby nudny. Właśnie m. in. dokładanie ludzi z wieży sprawia, że mamy dodatkowe emocje. Czy bronić swojego obszaru, czy zaryzykowac atak. No i wieża też punktuje, trzeba pamiętać ile kto wrzucił do środka.