Listopad był dla mnie łaskawy, nie tylko dlatego, że połowę miesiąca poświęciłem na urlop i związane z nim nadrabianie gier znanych, uznanych i dopiero poznanych. Przede wszystkim obudziła się we mnie chęć poznawania nowych gier, a już myślałem, że rok będzie nudny i oklepany jak stwierdzenie 'gra ocieka klimatem'.
Nowości:
-
Dropfleet Commander - dwie partie na starterze. Jest potencjał, ale armie z pudełka to zalążek, za mało żeby oceniać. Więcej figurek już zamówiłem, w styczniu pogram okazalszymi siłami.
-
Legendary: Marvel - nuda. Seria Legendary mnie nie porwała. Gra stwarza pozory zmiennej i złożonej, ale odniosłem wrażenie, że sprowadza się do prostych combosów. Meh.
-
Grimslingers - ta gra ma prawie wszystko - oprawę, klimat, wiele modułów, kampanię, fabułę, poczucie dużej zawartości 'gry w grze'. Pod wieloma względami to tytuł, który sam chciałbym kiedyś stworzyć, brakuje tylko... grywalności. Wielka szkoda, ale mechanice brak tego czegoś - emocji, decyzji, planowania, no po prostu jaj. Trzymam kciuki za autora, bo widać, że nie żałował sił, nie starczyło tylko weny.
-
Gorechosen - dwie partie, było spoko, ale to również za mało żeby oceniać. Free-for-all zbyt chaotyczne, następnym razem spróbujemy drużynowo.
-
Eclipse - ależ to jest dobre. Gra kupiła mnie przy pierwszej partii - intuicyjnością, głębią, emocjami i potencjałem. Na moje niewprawne oko widać tu przebłyski designerskiego geniuszu, ergonomię i elegancję. Przegrałem cztery partie na cztery i mimo to doskonale się bawiłem. Jedyne wady - obleśne grafiki i te wkur... denerwujące kostki. Od następnej partii kładziemy tylko skrajne kostki na każdym torze, bo boję się ataku kurvicy.
![Very Happy :D](./images/smilies/icon_biggrin.gif)
-
Mythos Tales - rozwiązaliśmy jedną sprawę. Nie oceniam, na razie jest gorzej niż w Sherlocku, ale zobaczymy co dalej.
Powroty:
-
Mansions of Madness 2ed. - gra bardzo dobra i bardzo przeciętna. Póki w powietrzu wisi tajemnica, jest fajnie jak z nowo poznaną dziewczyną. Po kilku partiach emocje opadają, a wraz z nimi... inne rzeczy. Okazuje się, że dziewczyna nie jest materiałem na żonę, słucha disco polo i pierdzi przez sen. Wstrzymam się ze sprzedażą do wydania dodatku, ale raczej z lenistwa niż nadziei na resuscytację związku.
-
Bitewniaki: Malifaux, Guild Ball, Infinity - ech, za dużo systemów, za mało czasu. W Malifaux gra się trochę jak w planszówkę - combosy, dziwne cele, blef. GB pokazuje, że można się bawić figurkami i wynik partii uzależnić od decyzji graczy, nie rzutów kostkami. Infinity z kolei to złożona nieergonomiczna kobyła z pierdylionem gadżetów, która nie ma prawa działać, ale działa. To gra, w której po trzydziestu partiach dalej trafiasz na jakieś wyjątki albo odkrywasz, że źle rozumiałeś pewne niuanse, ale mimo to chcesz grać i kombinować dalej.
-
Codenames - wciąż bezbłędne, górna półka imprezówek
-
Spyfall - nie mogłem przekonać znajomych, pierwsze partie wyszły słabo, ale powoli zaczyna chwytać
-
Star Realms - wciąż bardzo fajny filler, dobry kiedy nie ma sił na nic większego
Nowa miłość:
Eclipse
Separacja: Mansions of Madness
Rozwód: Grimslingers
W grudniu raczej nie pogram, za to w styczniu zapowiada się prawdziwy gruppen spiel - będzie Dropfleet Commander, w folii czekają TIME Stories, zamówiony BattleCON, brat przywiezie obiecane Roll for the Galaxy i Concordię, ja za to smyram kursorem myszy przycisk 'Dodaj do koszyka' obok Zamków Burgundii, Grizzled i Mage Wars Academy. Na sto procent nie ogram tego wszystkiego w miesiąc, ale rozpusta szykuje się barokowa!