oj dzieci, dzieci
wrócicie jak dorośniecie do nałogów
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
a tak swoją drogą ciekawe w co by grali ci wszyscy kozacy co się chwalą że kupili przez 7 lat 3 gry , gdyby nie tacy "prawdziwi plaszoholicy" - wasz wkład w hobby to robienie za przeciwników
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
![Wink ;)](./images/smilies/icon_wink.gif)
Jak kupujesz trzy pięć gier naraz a ogrywasz je po kolei to zanim przyjdzie czas na piątą...detrytusek pisze:Zawsze mnie to interesowało jak można kupić grę i nawet nie odfoliować.
Posiadając te kilka gier wcale nie "pasożytuję" na posiadaczach wielkich kolekcji, wszystkie gry w które gram są moje, sporadycznie gram w jakiś tytuł u kolegi (w tym roku tylko raz - w Blood Rage, nie podobało mi sięrastula pisze:a tak swoją drogą ciekawe w co by grali ci wszyscy kozacy co się chwalą że kupili przez 7 lat 3 gry , gdyby nie tacy "prawdziwi plaszoholicy" - wasz wkład w hobby to robienie za przeciwników...dodam jeszcze raz
No to tak:Bea pisze:Jak kupujesz trzy pięć gier naraz a ogrywasz je po kolei to zanim przyjdzie czas na piątą...detrytusek pisze:Zawsze mnie to interesowało jak można kupić grę i nawet nie odfoliować.
Jestem studentką potrzebującą motywacji do napisania pracy dyplomowej. Motywacja stoi zafoliowana na biurku: Posiadłość Szaleństwa 2ed i Arkham Horror LCGdetrytusek pisze:Zawsze mnie to interesowało jak można kupić grę i nawet nie odfoliować.
Nie, no to jest jasne. Ja w swojej kolekcji mam różne gatunki, o różnych mechanikach i różnym stopniu złożoności. Zawsze jest w co grać. Ale jak mam ochotę konkretnie na moje ulubione tytuły, to często... Gramy w coś innego.Bea pisze:To ja chyba mam dobrze, bo w mojej grupie są zarówno eurosucharzyści, wielcy stratedzy jak i klimatyczni awanturnicy. Tak że cokolwiek bym nie wyciągnęła grupa docelowa się znajdzie
Zobaczysz, że nie jest tak łatwo jak Ci się wydaje. I swoją drogą ciekaw jestem, kiedy ponownie dasz się namówić na The Ancient World.Marx pisze:To ma być gra dla mnie, a partnerzy do gry zawsze się znajdą np. poprzez forum.
O! To To! Ja się zawsze dziwię w drugą stronę. Jak można posiadać mniej niż 10 tytułów? Przecież to jest awykonalne! Jest tyle dobrych gier!rastula pisze:a tak swoją drogą ciekawe w co by grali ci wszyscy kozacy co się chwalą że kupili przez 7 lat 3 gry , gdyby nie tacy "prawdziwi plaszoholicy"
Ja zawsze rozfoliowuję, rozpakowuję, segreguję, robię wypraski, koszulkuję karty. Uwielbiam to. Ale mam już kilka tytułów, w które nie zagrałem ani razu. A dużo więcej dodatków - w które nie zagrałem ani razu od momentu ich zakupu. Skrajnym przykładem jest Lords of Waterdeep. Uwielbiam podstawkę, ale w dodatek nie zagrałem ani razu, a mam go od ponad 1,5 roku!detrytusek pisze:Zawsze mnie to interesowało jak można kupić grę i nawet nie odfoliować.
Sęk w tym, że gry ulegają ciągłemu rozwojowi. I nowości są częstokroć wielokrotnie lepsze od staroci, które trzymamy na półce - często jedynie sentymentem. Branża planszówkowa przeszła przez ostatnie 10 lat prawdziwą rewolucję. I to na wielu polach. Od przystępności zasad, poprzez mechaniczny rozwój, a na komponentach kończąc. Uważam, że fajnie jest być częścią tego procesu. Oczywiście są tytuły nieśmiertelne, tak dobre, że nadal będziemy w nie grali, ale warto sięgnąć po coś nowego. Taki przykład mi się przypomniał, jak pokazałem ostatnio koleżance zafascynowanej Carcassonne - Wyspę Skye. Nie mogła uwierzyć, że produkując milion wersji i dodatków, twórcy CS nie wpadli na tak fajny twist. Ostatnio powiedziała mi, że w zasadzie przestała grać w CS, bo Isle of Skye daje jej dużo więcej satysfakcji. Poza tym - nawet stara mechanika może być wykorzystana w lepszy, bardziej tematyczny sposób. Niby w New Bedford nie ma absolutnie nic nowego, ale jest to skrojone w tak przystępny i głęboko tematyczny sposób, że aż chce się w to grać. I czasami przez taki jeden twist, mamy znakomity produkt. O ewolucji komponentów nawet nie wspominam, bo przez ostatnie sześć lat widać jak na dłoni, że dzisiaj ciężko przekonać graczy do szaroburych, robionych na kolanie kartonikach.detrytusek pisze:Dlatego do takich rankingów mam spory dystans jeśli widzę, że gra jest nowa. Taka przekora mi się włącza...ucieczka od nowości. Wolę sprawdzone tytuły.
No przecież to jasne. Żadnego deficytu przecież nie ma. Wręcz jest dokładnie na odwrót. Nowości wydawniczych jest zatrzęsienie.ptf pisze: Zresztą większość narzekań na forum nie wynika z deficytu gier
Ja kolekcjonuję gry Ryana Laukata, Michaela Rienecka i gry ilustrowane przez Michaela Menzela. I też kupowałem je z myślą o graniu. Niestety z tym jest... Różnie.Piehoo pisze:Każdego miesiąca od kilku lat kupuję przynajmniej jedną pozycję, ale tylko i wyłącznie z myślą o graniu.
Nie mam takiego przekonania szczerze mówiąc. Oczywiście nie porównuję gier 30 letnich do tych współczesnych bo tu już ciężko ale takie 7-10 letnie gry? Czemu nie. Owszem teraz jest ładniej ale czy lepiej? Mam wrażenie, że kiedyś bardziej liczyła się mechanika, a dzisiaj najlepiej jakby wszędzie dorzucano figurkę. Oczywiście uogólniam.Gizmoo pisze:
Sęk w tym, że gry ulegają ciągłemu rozwojowi. I nowości są częstokroć wielokrotnie lepsze od staroci, które trzymamy na półce - często jedynie sentymentem. Branża planszówkowa przeszła przez ostatnie 10 lat prawdziwą rewolucję. I to na wielu polach. Od przystępności zasad, poprzez mechaniczny rozwój, a na komponentach kończąc. Uważam, że fajnie jest być częścią tego procesu. Oczywiście są tytuły nieśmiertelne, tak dobre, że nadal będziemy w nie grali, ale warto sięgnąć po coś nowego. Taki przykład mi się przypomniał, jak pokazałem ostatnio koleżance zafascynowanej Carcassonne - Wyspę Skye. Nie mogła uwierzyć, że produkując milion wersji i dodatków, twórcy CS nie wpadli na tak fajny twist. Ostatnio powiedziała mi, że w zasadzie przestała grać w CS, bo Isle of Skye daje jej dużo więcej satysfakcji. Poza tym - nawet stara mechanika może być wykorzystana w lepszy, bardziej tematyczny sposób. Niby w New Bedford nie ma absolutnie nic nowego, ale jest to skrojone w tak przystępny i głęboko tematyczny sposób, że aż chce się w to grać. I czasami przez taki jeden twist, mamy znakomity produkt. O ewolucji komponentów nawet nie wspominam, bo przez ostatnie sześć lat widać jak na dłoni, że dzisiaj ciężko przekonać graczy do szaroburych, robionych na kolanie kartonikach.
Przypomnij mi, jak ta twoja seria się nazywała? rzut oka na co?Piehoo pisze:Mam ponad 160 pudeł, ale nie uważam się za kolekcjonera
No właśnie w tym sęk, że IMO nie do końca lepsze. Nowe gry starają się wnosić coś nowego, urozmaicać stare pomysły, ale to nie zawsze jest dobre (albo powinienem powiedzieć nie dla każdego?). Kiedyś pewien recenzent w swojej topce powiedział mniej więcej coś takiego apropo dominiona: "wiele osób stawia więcej Thunderstone ze względu na przygodę, legendary: marvel, bo można wesoło potrzaskać złoczyńców, a ja lubię dominiona za to, że to jest po prostu deck-builder, gdzie deck-building jest najważniejszy". Chociaż oczywiście to nie reguła i ciągle wychodzą perełki jak Scythe chociażby. Ale generalnie, tak jak mówiłem jestem dość świeży w tym hobby, a mimo wszystko stosunkowo często sięgam po starsze tytuły, które przekonują mnie bardziej od ich nowszych odpowiedników. Dominion, Stone Age, Battlestar, Chaos w Starym Świecie ostatnio Troyes itd.Gizmoo pisze:Sęk w tym, że gry ulegają ciągłemu rozwojowi. I nowości są częstokroć wielokrotnie lepsze od staroci, które trzymamy na półce - często jedynie sentymentem. Branża planszówkowa przeszła przez ostatnie 10 lat prawdziwą rewolucję. I to na wielu polach. Od przystępności zasad, poprzez mechaniczny rozwój, a na komponentach kończąc. Uważam, że fajnie jest być częścią tego procesu. Oczywiście są tytuły nieśmiertelne, tak dobre, że nadal będziemy w nie grali, ale warto sięgnąć po coś nowego. Taki przykład mi się przypomniał, jak pokazałem ostatnio koleżance zafascynowanej Carcassonne - Wyspę Skye. Nie mogła uwierzyć, że produkując milion wersji i dodatków, twórcy CS nie wpadli na tak fajny twist. Ostatnio powiedziała mi, że w zasadzie przestała grać w CS, bo Isle of Skye daje jej dużo więcej satysfakcji. Poza tym - nawet stara mechanika może być wykorzystana w lepszy, bardziej tematyczny sposób. Niby w New Bedford nie ma absolutnie nic nowego, ale jest to skrojone w tak przystępny i głęboko tematyczny sposób, że aż chce się w to grać. I czasami przez taki jeden twist, mamy znakomity produkt. O ewolucji komponentów nawet nie wspominam, bo przez ostatnie sześć lat widać jak na dłoni, że dzisiaj ciężko przekonać graczy do szaroburych, robionych na kolanie kartonikach.
rastula pisze:a tak swoją drogą ciekawe w co by grali ci wszyscy kozacy co się chwalą że kupili przez 7 lat 3 gry , gdyby nie tacy "prawdziwi plaszoholicy"
Mamy stałą ekipę, która już od kilku lat spotyka się raz w tygodniu z doskonałą wręcz regularnością (sam nie byłem na tych spotkaniach ledwie kilka razy). Zawsze jak zdecyduję się sprzedać i/lub wymienić jakiś tytuł to słyszę* od kolegi, który:detrytusek pisze:Zawsze mnie to interesowało jak można kupić grę i nawet nie odfoliować.
Nie narzekam, także ten. W weekend ogrywam La Cosa Nostra. A w the Ancient World mogę zagrać ponownie, choć wpierw czekam na szansę w Szampionów z Midgardu.Gizmoo pisze:Zobaczysz, że nie jest tak łatwo jak Ci się wydaje. I swoją drogą ciekaw jestem, kiedy ponownie dasz się namówić na The Ancient World.Marx pisze:To ma być gra dla mnie, a partnerzy do gry zawsze się znajdą np. poprzez forum.![]()
TOMI pisze:Też się kiedyś nad tym zastanawiałem widząc recenzja na Youtube. Ludzie tam omawiają nowe gry stojąc na ścianie pełnej starszych tytułów. Skąd oni mają czas w to wszystko kiedyś zagrać !?![]()
Zawsze mnie to irytowało najbardziej.Ayaram pisze:Myślę, że każdy już się przyzwyczaił, że recenzja nowości = pierwsze wrażeniaI dopóki recenzenci nie udają, że jest inaczej to jest ok. Gorzej, jak zaczynają się bawić w ocenę balansu (gra jest zepsuta, borgo jest OP
) albo co gorsza regrywalności (o regrywalność nie ma co się martwić, po 2ch rozgrywkach, żadna karta się nie powtórzyła
) .
No ale na szczęście nie robisz potem recenzji ani nie masz miejsca w hyde parkuBartP pisze:Tylko pogratulować uporu. Jak gra jest taka sobie, to pewnie w nią drugi raz nie zagram. Może przez przypadek. Ale na pewno nie kilkadziesiąt razy.
Lepiej poszukać gry, która pokazuje pazurki od pierwszej rozgrywki i utrzymuje status quo później.
O jakich grach mówimy? Pytam, bo ja jeszcze chyba nigdy zdania o grze na lepsze nie zmieniłem. Może dlatego że szans nie daję, cholera wie. Co najwyżej zmieniłem zdanie na gorsze. Lubię o sobie myśleć, że trafnie oceniam gry po pierwszej partii, bo jednak trochę tytułów człowiek już ograł i jest w stanie ekstrapolować.
Dzięki za linka, aczkolwiek nie do końca w temacie. Piszesz w artykule o tym, że wraz ze świadomym graniem odkrywa się drugie dno gry. Dla mnie nie zmienia to jednak faktu, że wciąż bardziej świadomie zapewne grałbym w grę, którą uważam za przeciętną. Interakcja mi nie leży, losowość nie taka, zasady zbyt naszpikowane wyjątkami, by zapewnić płynną rozgrywkę... mam wiele powodów, dla których oceniam grę tak, a nie inaczej. Wątpię, by męczenie się z nią dłużej, zliczanie kart, ogarnianie możliwych combosów itd. sprawiło, że nagle grę polubię.splocki pisze:Kiedyś coś takiego napisałem i właśnie o to mi chodziło.
http://winonboard.blogspot.com/2013/09/drugie-dno.html
Myślę, że takimi grami mogą też być Innowacje i Tash-Kalar oraz ogólnie większość tytułów wymagających dobrego poznania talii, mozliwości przeciwnika itd.BartP pisze:splocki pisze: Podałeś przykład Seasons jako gry, która z czasem spodobała Ci się bardziej. Jakieś jeszcze przykłady?