Było miło, bardzo miło, bla bla bla... (mam nadzieję, że kiedyś wreszcie będzie kijowo, żeby choć raz można było zacząć inaczej...)
Sam nie wiem, jak to możliwe, że mi się podobało, bo wczorajszy wieczór był dla mnie - po raz nie wiem już który - pasmem mniej lub bardziej spektakularnych klęsk i rozczarowań.
-
Palazzo: tradycyjna pierwsza partyjka z Demnogonisem w grę, którą bardzo, bardzo lubię... choć nie przywykłem do tego, by w rozgrywce na dwóch graczy pokonywał mnie zupełny neofita. Widać tekścik Mikołaja na karcie do Blefuja nie był dany na wyrost.
-
Eufrat i Tygrys: lubię tę grę, choć nie znoszę jej tłumaczyć, bo za dużo tu detali do przeoczenia. A jednak się przemogłem, a jednak dałem się przekonać bo miałem nadzieję, że koledzy docenią moje poświęcenie i dadzą mi wygrać. O! jakże srogo się pomyliłem, licząc na ich uprzejmość i empatię... Jedyne, co mi się udało w tej partii to względne zmonopolizowanie branży mydlarskiej (sztuka dla sztuki) i kilka wrogich przejęć, których sens nawet dla mnie pozostaje tajemnicą... Okazuje się, że za bardzo lubię interakcję, żeby spokojnie budować sobie jakieś królestwo i pokojowo czerpać z tego zyski, dlatego szansę na zwycięstwo mam tylko wtedy, kiedy pozostali gracze podzielają moje agresywno-bezmyślne podejście
-
High Society - kilka szybkich partyjek, po których prawie znienawidziłem tę grę. A wszystko przez to, że 2 razy z rzędu miałem zwycięstwo w kieszeni i dwa razy z rzędu opuszczało ono moja kieszeń tylko dlatego, że ktoś decydował się na absurdalne posunięcie (wydanie całej kasy i zajęcie niekwestionowanego ostatniego miejsca) tylko po to, żeby odebrać mi radość z wygranej oraz możliwość wykonania kilku entuzjastycznych fikołków i przekazać ten dar osobie, która zupełnie się tego nie spodziewała... Następnym razem zamorduję
-
Torres - nie pamiętam, żebym kiedyś miał większą ochotę na powtórkę z gry, w którą w poprzednim tygodniu dostałem tak tęgie baty (choć jak widać do batów zdążyłem się przyzwyczaić). A ochotę miałem ogromną. I co powiecie? Jest sprawiedliwość na tym świecie!!! Zająłem drugie miejsce i wreszcie nawiązałem wyrównaną walkę z liderem. Ta gra jest naprawdę świetna, choć w pierwszej rozgrywce nowicjusze nie mają raczej szans z wyjadaczami (z drugiej strony "wyjadaczem" czuję się już po drugiej rozgrywce
![Wink ;-)](./images/smilies/icon_wink.gif)
, więc wystarczy przygotować się na sromotna klęske w pierwszym podejściu, a potem czerpać już samę przyjemność z kolejnych partyjek
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)
)
Aaa... przepraszam. Własnie mi się przypomniało, że w zeszłym tygodniu wygrała Ela, dla której była to pierwsza partia Torresa. No, ale wszyscy, którzy znają Elę wiedzą, że w jej przypadku doświadczenia nie ma żadnego znaczenia. Ona po prostu nie umie przegrywać. Cieniara.
Blefuj - miło. Przepraszam, ze nie udało mi się jeszcze dorobić dodatkowych kart, ale mam zapiernicz w pracy i nie bardzo mogę się za to wziąć... Acha - przy okazji: gdyby komuś bardzo nie odpowiadało zdjęcie lub tekst na jego karcie, niech da mi znać na priva. I tak zamierzam zmodyfikować kilka postaci, więc nikt się nie dowie, że coś komuś nie pasowało (wszystko biorę na siebie
![Wink ;-)](./images/smilies/icon_wink.gif)
)
Wilkołaki by Pjaj - również miło, choć zadziałał jakże znany mi syndrom: "jeśli nie wiesz, kogo bić, na wszelki wypadek bij roktera". Oczywiście użalam się nad sobą i próbuję wzbudzić litość (jakie to żałosne
![Wink ;-)](./images/smilies/icon_wink.gif)
) bo zostałem wyeliminowany jako pierwszy, ale dzięki modyfikacji pjaja miałem możliwość pozostania w grze do końca i zobaczenia spektakularnej klęski Zbycha ("jeśli nie wiesz, kogo bić, a rokter już nie żyje, na wszelki wypadek bij Zbycha"), który - choć przeżył - to przegrał
Dziękuję wszystkim za przemiły wieczór bla, bla, bla...
![Smile :-)](./images/smilies/icon_smile.gif)