Gizmoo pisze:idha pisze:Także ten tego rattkinie - niestety cena.
Też uważam, że głównym wyznacznikiem jest cena, ale czasami też zdarza się tytuł, którego serio nikt nie chce za grosze.
Chciałabym w to wierzyć, ale ktoś kiedyś ode kupił mnie "Inwigilację", a inny ktoś "Bzzz... Plask!". Dlatego wydaje mi się, że to naprawdę kwestia głównie ceny (ewentualnie stanu egzemplarza - jak w powiedzeniu "każda potwora znajdzie swojego amatora"). Odrębną kwestią jest to, czy chce nam się dla 20 zł stać na poczcie, czy wypisywać etykietę do paczkomatu.
Dwntn pisze:Pokłosiem tego jest skrócenie żywotności gry. Z doświadczenia zarówno własnego jak i niektórych wydawców, z którymi współpracuję, zauważyłem że czas, w którym ludzie interesują się danym tytułem, który osobiście nazywam żywotnością gry uległ drastycznemu zmniejszeniu na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Kiedyś, gdy wychodziła nowa gra, ludzie interesowali się nią przez dłuższy okres, często sięgający kilku miesięcy. Przy obecnym przesyceniu rynku nowymi tytułami, zainteresowanie grą, a tym samym jej żywotność spadła do kilku tygodni a w skrajnych wypadkach (małe gry imprezowe) czasami nawet dni. Fakt ten pogłębia spekulacja cenami przez sklepy lub samych wydawców.
Fakt, chociaż wpływa to głównie na rynek gier używanych (czyli de facto na to, o czym tu dyskutujemy). Wydawców nie obchodzi, co stanie się z grami wypchniętymi z magazynu - przecież zostały sprzedane, nie trzeba się już nimi przejmować
Dwntn pisze:Docelowo, zdecydowałem się przekazywać egzemplarze recenzenckie ośrodkom edukacyjnym, by tworzyć w nich kółka gier planszowych, bo uznałem, że nie opłaca mi się sprzedawać nowych gier za połowę ceny, a tam przydadzą się bardziej. Taka mała dygresja.
Cel bardzo szczytny, ale z moich osobistych doświadczeń osoby zajmującej się m.in. promowaniem gier planszowych w tego typu ośrodkach wynika, że większości gier lepiej w takich ośrodkach nie zostawiać. Chyba że znajdzie się tam opiekun, który zaangażuje się w nasze hobby na poziomie przeciętnego użytkownika tego forum. Niestety - jeśli nie ma zaangażowanego opiekuna, w takich miejscach rację bytu będą miały gry pokroju Dixita, prostych gier dla dzieci od Egmontu czy G3, ewentualnie Wsiąść do pociągu: Europa czy Potwory w Tokio jako gra o maksymalnym stopieniu komplikacji zasad dopuszczanym dla tego typu miejsc
Gry typu Torres mogą narobić więcej złego niż dobrego - odstraszyć liczbą zasad, stopniem komplikacji, czasem wykonaniem (przywołany "Torres" jest solidny, ale urodą nie grzeszy, a taki zdawałoby się idealny dla tych warunków "Kto to był?" z uwagi na dość cichą skrzynię w ogóle nie nadaje się do pracy w świetlicach czy MDk-ach i powoduje tylko płacz). Tak więc osobiście większość tytułów sprzedaję, chyba że są to rzeczywiście gry fajne, kolorowe, przyciągające wzrok, o małym stopniu skomplikowania zasad, w które bez problemu zagrają same dzieci, bez nadzoru rodziców.
Tehanu pisze:Dodałbym też, że im dłużej siedzi osoba w hobby, tym więcej kupuje gier mało popularnych: nie mainstreamowych. Takie gry naturalnie są później trudnozbywalne.
I dlatego tutaj zadziała tylko cena
Osobiście sama czasami kupuję na forum gry, które do głównego nurtu nie należą, ale że mają badzo korzystną cenę zdarza mi się je wziąć "na próbę" - może odkryję perełkę, której ktoś nie docenił. Paradoksalnie potem taką grę udaje mi się odsprzedać za podobne pieniądze - może 10 - 15 zł taniej (ostatni przykład West of Africa).
Tak naprawdę mam wrażenie, że w moim przypadku (jako osoby sprzedającej) wiele zależy od tego jak bardzo chcę się danego tytułu pozbyć. Zauważyłam u siebie tendencję, że jeśli jestem przekonana do sprzedaży pudełka, daję od razu cenę bardzo niską, jeśli cały czas się waham - cenę po której nie będzie mi żal sprzedać. Ciekawe ile osób na tym forum ma podobnie i tak naprawdę podświadomie nie ma ochoty rozstawać się ze swoim wymarzonym, wychuchanym egzemplarzem, który kupił po dokładnej analizie wszystkich za i przeciw
Piehoo pisze:Duża konkurencja na ofertach = niższe ceny. Teraz decyzja indywidualna - sprzedajesz za 65% ceny nówki, albo trzymasz w kolekcji grę do której nie wrócisz. Ja zdecydowanie wolę opcję nr. 1 i finansowanie kolejnych zakupów z tej puli.
Dokładnie
hipcio_stg pisze:Żeby się nie okazało za jakiś czas, że już nie ma chętnych na te starcrafty w folii. Ci co będą chcieli upolują, a nowe pokolenie nawet nie wie czym to się je. Będą kupowali raczej planszówkowe mincrafty...
rattkin pisze:Też mam takie wrażenie.
W sumie nie rozumiem, dlaczego ludzie widząc u kogoś na półce grę w folii od razu zakładają, że ktoś ją kupił dla "spekulacji" (swoją drogą nadal nie wiem, dlaczego cały czas używamy tego nieco negatywnie nacechowanego określenia). Jest wiele powodów, dla których ktoś może taką grę sobie trzymać i nie widzę powodu, dla których: a) miałby ją otwierać; b) miałby ją sprzedawać. Owszem - zaraz ktoś napisze, że gry są do grania, ale nie oszukujmy się - przy ogromnych kolekcjach i tak połowa gier leży i się kurzy (bo np. ich czas minął, a właściciel ma do nich sentyment). Po co więc otwierać folię, skoro podzieli los innych niegranych? Tylko po to, żeby sprawdzić liczbę elementów (które przy niedostępnej grze i tak ciężko uzupełnić oryginalnymi)? Sama jestem szczęśliwym posiadaczem Stacrafta w folii oraz BSG z dodatkami w folii, ale nie czuję ani potrzeby ich sprzedaży, ani otwarcia. Wbrew pozorom nie kupiłam ich po to, żeby teraz niecnie sprzedać z zyskiem. Niestety prawa rynku są takie, że jeśli jednak właściciel zdecyduje się na sprzedaż, łatwiej mu takie zafoliowane pudełko wypchnąć z półki, niekoniecznie po jakiś horrendalnych, "spekulacyjnych" cenach - tylko tak po ludzku, żeby się ich pozbyć