zephyr pisze:Filozofia dalej jest jedyną metodą rozważania mniej "mechanicznych" a bardziej "ideowych" rzeczy w stylu jakie są ograniczenia nauki, w jakim kierunku powinna zmierzać cywilizacja itp. które z perspektywy naukowej nie mają sensu. Nauka wyjaśnia mechanizmy a nie cele.
Niewątpliwie masz rację. Podobno wielu naukowców zaangażowanych w projekt Manhattan - z Oppenheimerem na czele - było tak opętanych pragnieniem zbudowania bomby atomowej, że nie zastanawiali się nad konsekwencjami swojej pracy. Refleksja przyszła dopiero po fakcie (o czym świadczy znana wypowiedź Oppenheimera, w której cytuje Bhagawadgitę). Sam Oppenheimer twierdził później, że gdyby musiał stworzyć bombę po raz kolejny, zrobiłby to - i pewnie słusznie, bo gdyby nie on, to prędzej czy później ktoś inny.
Łatwo jednak wyobrazić sobie alternatywną rzeczywistość, w której wymyślenie bomby atomowej nie było dobrym pomysłem.
Filozofia uczy myślenia, otwartości, umiejętności analizowania problemu z wielu punktów widzenia. Uczy wychodzenia poza ustalone ramy - wiele teorii fizycznych z początku nie ma żadnego potwierdzenia w doświadczeniu. Sami naukowcy chyba jeszcze nie ustalili, czym jest teoria strun - nauką czy filozofią - ale niewątpliwie wielu z nich żyje w przekonaniu, że czasem, żeby zrobić kolejny krok, trzeba zanegować wszystko, co się dotychczas znało i przyjąć teorię całkowicie niezgodną z naszym doświadczeniem. Ciekawe, czym takie rozumowanie jest w pierwszej chwili. Pewnie nie filozofią
sensu stricto, ale ma z nią wiele wspólnego. Filozofia pod płaszczykiem etyki uczy także, że nastawienie wyłącznie na mechanizmy, a nie na cele jest krótkowzroczne. Chociaż etyka we współczesnym świecie jest już chyba absolutnym archaizmem, więc po co zawracać sobie nią głowę.
A co do tych kółek filozoficznych... Literalne podejście do przeróżnych starożytnych i późniejszych teorii filozoficznych jest pozbawione sensu i nikt tak dziś filozofii nie uczy (a przynajmniej mnie nie uczył). Historia filozofii - bo o tym rozmawiamy - ma jedynie ukazać rozwój myśli (który doprowadził do powstania nauki w sensie współczesnym). Wiele tych "śmiesznych" teorii w rzeczywistości dało podwaliny pod pewne modele dowodzenia, które wykorzystywane są do dziś. Nikt nie wykłada paradoksów Zenona po to, żeby je rozwiązywać; wykłada się je po to, żeby pokazać, jak powstała idea paradoksu, która ma swoje miejsce również we współczesnej nauce. Jeśli chodzi o substancję, oczywiście wszystkie te teorie są obecnie niewiele warte.
Historii filozofii człowiek uczy się jednak po to, żeby te modele dowodzenia i rozumowania poznać, a nie po to, żeby uwierzyć w nauki egzystencjalistów czy kogokolwiek innego, wstaw sobie wedle życzenia. Wielu współczesnych studentów miałoby problem ze zrozumieniem sensu niektórych sylogizmów. Ale one też, tak po prawdzie, nikomu do szczęścia potrzebne dziś nie są.
A jeśli chodzi o pytanie, czym się zajmują filozofowie współcześnie... Pewnie wieloma rzeczami. Ważne jest jednak, żeby zrozumieć, po co ktoś idzie studiować tę - uwaga, kontrowersja! - naukę. Otóż - oczywiście nie mówię za wszystkich, ale za siebie i paru znajomych "amatorów" filozofii - w zasadzie po nic, w sensie utylitarnym. Studia filozoficzne w moim przekonaniu służą wyłącznie wzbogaceniu aparatu poznawczego i nie dają żadnych wymiernych efektów, jak wiele nauk ścisłych czy nawet niektóre humanistyczne (vide psychologia). To jest właściwie taka nauka dla amatorów myślenia. Zastanawianie się, po co jest filozofia, generalnie nie ma większego sensu. Jak wszyscy pewnie wiedzą, źródłowo "filozofia" to "umiłowanie mądrości". Równie dobrze można by się zastanawiać, po co ktoś "miłuje słodycze". Albo planszówki, żeby było zgodnie z opcją powszechnie tu panującą. Ogólnie rzecz biorąc, odpowiedź brzmi: bo tak.