Jest mocno podobny: wybierasz spośród trzech najbliższych kafli; i też mają one wartość "czasu" (jeśli weźmiesz drogi kafel, przeciwnik może zrobić po tobie kilka ruchów). Różnica jest taka, że w Patchworku widzisz całą pulę kafli od początku, a w Novej Lunie się wystawkę kilka razy uzupełnia, więc pod tym względem trzeba się nastawić na pewną losowość.arturmarek pisze: ↑07 lis 2023, 16:37Co do Novej Luny, to ciekawe rzeczy piszecie. Nigdy jakoś nie było specjalnie na moim radarze, mimo, że uwielbiam wybitnego Patchworka, a w tam jest podobny mechanizm draftu z tego co kojarzę.
Też jak w Patchworku - szczególnie w grze dwuosobowej, która jest dla mnie najlepsza - mocno się patrzy na to, co może wziąć przeciwnik i jak bardzo mu to pasuje. Czasem chcesz wziąć "drogi" kafel, który kosztuje np. 6 ruchów na kalendarzu, ale wiesz, że wtedy przeciwnik będzie mógł sprzątnąć dwa albo i trzy kafle, które bardzo pasują jemu.
Ja generalnie w ogóle te nowoczesne eurasy o ograniczonej interakcji uważam tak naprawdę za matematyczne łamigłówki - i dopóki gra przez zmienność setupu i rozbudowanie zasad pozwala mi rozkminiać tę łamigłówkę co chwilę na nowo, to wszystko jest w porządku. Drugi gracz służy w takiej grze za element nieprzewidywalny, który jeszcze w trakcie gry zmusza do reewaluacji planów ("bo coś mi podebrał"). Nowatorskimi mechanikami naprawdę trudno mnie już zaskoczyć, więc to chyba jedyne zdrowe podejście. Gra rozkminiona? No problem, zaraz wyjdzie jakaś nowaarturmarek pisze: ↑07 lis 2023, 16:37Często jest też tak, że duża liczba zasad maskuje niską decyzyjność w grze. W wątku On Mars toczyła się jakiś czas temu dyskusja na ten temat i gracze mający na koncie 20+ rozgrywek zaczynali dostrzegać "łatwość" decyzyjną kiedy bagaż zasad przestaje obciążać umysł. Ja akurat też lubię gry gra ma wysoki wskaźnik głebi decyzyjnej do ilości zasad i obsługi. Jednak nie powiedziałbym, że jest to obiektywnie pozytywna cecha. Sporo osób gra dla poznania nowych mechanik/rozwiązań i jeśli "rowiąże" grę po 2 rozgrywkach, to OK, jeśli te dwie rozgrywki dały frajdę. Ja kiedyś katowałem wszystko co było dostępne do Robinsona i mam wrażenie, że to podobny casus. Gra ma bardzo słaby współczynnik decyzyjności do skomplikowania reguł, jednak każdy kolejny scenariusz dawał mi frajdę. Nowe zasady, nowe mechaniki, przeważnie w 2-3 podejściu wiedziałem już jak to wygrać i w zależności od farta udawało się za którymś tam podejściem.

I choć zgadzam się, że wskaźnik głębi do ilości zasad nie jest czymś obiektywnym, to w przypadku kogoś takiego jak ja (czyt.: posiadacza sporej kolekcji) niewątpliwie ma znaczenie. Po prostu, gra ma kilkukrotnie większą szansę wjeżdżać często na stół, jeśli nie zmusza mnie do przypominania sobie zasad. Dziesięć lat temu, kiedy miałem dziesięć razy mniej gier w kolekcji, nie zwracałem na to aż takiej uwagi.