Wczoraj zagrałem pierwszy raz w TMB, kolega wpadł ze swoją podstawką i dodatkami.
Uwaga, spojler: bardzo mi się podobało
Graliśmy w 3 osoby, z czego ja widziałem kilka rozgrywek na YT i miałem ogólne pojęcie "o co w tym wszystkim chodzi", i drugi kolega w zasadzie "zielony", tyle, że gdzieś widział zajawkę i gra mu wpadła w oko. Właściciel gry był już po kilku rozgrywkach.
Samo tłumaczenie trwało dość długo, ale podchodziliśmy do tego na luzie, niespiesznie. A przed tłumaczeniem był jeszcze etap "OMG, jakie to wszystko ładne!". Lubię kostki, uwielbiam maty, a tak w ogóle, to koszulkuję w "premiumy" wszystko jak leci. Tu pierwsze zdziwienie - tej gry nie ma potrzeby koszulkować. Odniósłbym wręcz wrażenie, że byłoby to koszulkowanie dla samego koszulkowania, a nie dla ochrony karty. Są one wykonane z plastiku i są jednocześnie cienkie. Nie ma opcji, żeby się rozwarstwiły przy tasowaniu. Jedna z kart upadła mi na panele - usłyszałem odgłos upuszczenia nie karty, tylko plastikowej tacki. Jak ktoś nie lubi grać w protektorach to duży plus, ja pewnie będę miał dysonans na swojej kopii
Do dyspozycji mieliśmy 7 postaci i każda z nich została nam pokrótce omówiona. Każda postać jest jednak na tyle inna, że zapoznanie się z nimi zajmuje kilka do kilkunastu nawet minut. Zdecydowaliśmy się ostatecznie na wariant Ghilie + Picket + Boomer. Picketa kojarzyłem z youtube`a gdzie był klasycznym tankiem, stąd taki wybór. Jak to powiedział klasyk "Mężnie znosić ciosy to powinność rycerza".
Ghillie to typowy
damage dealer, łucznik, przyjaciel zwierząt, traper, dodatkowo mogący zastawiać pułapki. Taki człowiek renesansu, albo inaczej: człowiek-orkiestra.
A Boomer? został wybrany, bo - jak powiedział kumpel - ujęły go przy tłumaczeniu zasad wiadomości o potencjalnym
friendly fire ![Mr. Green :mrgreen:](./images/smilies/icon_mrgreen.gif)
Boomer tworzy granaty, a potem nimi rzuca. I raz granat robi pryk i tylko trochę dymu się narobi, ale czasem robi BOOOOOOOM i wtedy nawet plansza jest za mała - obrywa każdy i to solidnie. Wydaje się, że ekipa-marzenie. Co mogło pójść nie tak?
Kolega-właściciel gry postanowił dać nam wolną rękę i nie podpowiadał oczywistych rozwiązań. Zagraliśmy na luzie, do wszystkiego dochodząc sami. I wiecie co? Dopiero tak gdzieś od połowy gdy nauczyłem się używać Picketa optymalnie, a jest on jedną z najłatwiejszych postaci w grze. Początkowo podejmowałem złe decyzje i zupełnie nie korzystałem z potencjału tej postaci. Bo nie zadałem sobie trudu dokładnego przeczytania jego karty, pomyślałem, że "będę to robił na bieżąco". Nie zwróciłem uwagi, że mam kości, którymi mogę rzucić raz i wykorzystywać je teoretycznie do końca gry, a zbieranie dużej liczby tarcz nie służy temu, żebym się długo bronił (chociaż to też), tylko po to, żebym odpalił "Bash Shield" o sile 6 czy nawet więcej
Graliśmy chyba na średnim. Przegraliśmy, ale grało się bardzo przyjemnie. Odczuwam po tej grze lekkie zażenowanie gdy przypominam sobie pierwsze swoje zagrania. Poszedłem w "Captain set", a rzucałem głównie białymi kośćmi ataku. Ech.
Z minusów, to wrogowie mają bardzo rozbudowane żetony, czasami po 2 słowa kluczowe i dodatkowe ikony, które trzeba sprawdzać w instrukcji. Nie lubię przerywać gry, żeby gapić się w instrukcję, ale odnoszę wrażenie, że będzie to nieodłączna część gry. Ale może się mylę i to wszystko da się zapamiętać?
Tak sobie myślę, że do tej gry przydałoby się mieć stałą ekipę. Jeśli nie chcemy, żeby gracze grali tak jak ja w swoje pierwszej partii (czyli lamersko), to należałoby każdemu wyjaśnić jego postać i wskazać optymalne zastosowanie każdego setu. Pokazać, które kości trafiają do Active, a które do Locked (mi to zupełnie "uciekło"). Wskazać korzyści z używania Backupu (lepiej wydać od razu dwie kości, czy zbierać do 5?). To jednak trochę potrwa.
Poziom wejścia? Wbrew pozorom, chyba nie jest wysoki, ale trzeba poznać postać. Uważam, że moja druga gra byłaby zdecydowanie lepsza od pierwszej.
Czy grę polecam? No jak nie, jak tak?
![Mr. Green :mrgreen:](./images/smilies/icon_mrgreen.gif)