Kurczę, ciężko mi się odnieść do tylu kwestii naraz, ale tak z grubsza spróbuję...
scarletmara pisze: ↑31 sie 2020, 13:03
Moim zdaniem (tylko i wyłącznie) zgrzyt pojawia się, gdy wskakują akcje typu: zapłaćcie tyle a tyle hajsu a zrobię wam filmik na wybrany temat.
Ale co w tym Twoim zdaniem złego ?
Jeżeli rozchodziłoby się o samą wdzięczność, to nie ma tematu. Sęk w tym, że tutaj ta wdzięczność poparta jest konkretną kwotą, jakiej życzy sobie autor. Czy może inaczej - robię coś dla naszej małej społeczności (w tym przypadku planszówkowej) całkiem hobbystycznie i w wolnym czasie, ale jak ktoś ma chęć to może podziękować brzęczącą monetą na patronie. (To jest ja najbardziej ok) W ramach wdzięczności (sic!) za okazane mi dotychczas wsparcie nakręcę dla was oczekiwany materiał jeżeli uzbieracie kwotę XXXX zł. (To w moim odczuciu już nie jest do końca ok. Inaczej: jak się dodatkowo zrzucicie, to wtedy będę mógł wyrazić w pełni moją wdzięczność za wcześniejsze donacje.
)
Jeżeli natomiast dany autor postawił sprawę jasno - ta działalność, oprócz tego, że jest hobby, jest również moim źródłem dochodu/utrzymania - to nawet w powyżej przytoczonej sytuacji nie dostrzegałbym nic "złego". Ba, jakby nawet taki recenzent zażądał sobie abonamentu na publikowane materiały, albo zrobił płatny dostęp, to taki jego model biznesowy.
Przykład z malarzem trochę nie do końca trafiony, bo co innego jak klient zgłasza się twórcy i zleca mu wykonanie dzieła, podając mu konkretną kwotę wynagrodzenia lub wypracowując ją w toku pertraktacji. Tutaj mamy sytuację, gdy autor sam wychodzi z inicjatywą - jeżeli zrzutka wyniesie tyle a tyle to zrobię to a to. Jeżeli wykonujesz jakieś dzieło na zlecenie i odpłatnie, gdzie jego treść jest narzucona "z zewnątrz" to to już chyba nie jest hobby. W gruncie rzeczy rozchodzi mi się o to i być może innym, którzy udzielali się wcześniej w tym wątku, żeby nazywać rzeczy po imieniu.
yosz pisze: ↑31 sie 2020, 13:12
LordMongo pisze: ↑31 sie 2020, 12:49
Jednocześnie dostrzegam różnicę pomiędzy recenzentem, który w swoją działalność wkłada faktyczną pracę a @$%@# streamerami, co ty tylko siedzą i pierdzą w stołek.
To moim zdaniem jest niestety podobne spojrzenie jak to, że ktoś stwierdzi, że recenzent, dostaje grę w którą sobie pogra, potem pogada do kamery i tyle. Za co niby mu się kasa należy. Porządny stream wymaga bardzo dużych nakładów pracy, przygotowania itp. To jest w pewnym momencie taka sama praca jak np prowadzący w telewizji (a przecież można powiedzie, że "tylko" przychodzi, pogada do kamery i zgarnia kasę). Wspieram dwóch streamerów (grających głównie Mario, ale nie tylko), bo ich filmy na youtube dają mi niezmiernie dużo przyjemności i tyle spędziłem przy nich czasu, że te 5$ miesięcznie mogę wydać.
A to akurat jest dla mnie totalna bzdura. Praca, jaką musi włożyć recenzent w przygotowanie recenzji nie może być porównywana do "pracy" gościa (czy też gościówy
), która sobie gra w grę. Widziałem trochę tych streamów i w 99% przypadków to było gadanie o przysłowiowej d...e marynie. Co do zatrudniania przez streamerów innych osób, to chyba jest to tylko po części prawdą. Z tego co się orientuję, spora część "zawodowych streamerów" organizuje się w coś w rodzaju komun (jak zwał, tak zwał). Gdzie w kilka osób wynajmują sobie mieszkanie i z takiej "bazy" mogą nadawać na kilku kanałach jednocześnie i dodatkowo zajmować się moderacją bez udziału osób trzecich. (chociaż ten trend może jeszcze nie dotarł na nasze podwórko)
Praca podobna do prowadzącego w telewizji? No proszę ja ciebie! Nie raz można trafić na streamy, gdzie "prowadzący" siedzi w piżamie, albo "na antenie" jakby nigdy nic je sobie obiad. (Nie wspominając o tych kanałach, których byt zasadza się jedynie na szczuciu cycem przez prowadzącą)
W przypadku widzów gejmowego strinimigu zastanawia mnie inna kwestia... Oglądasz jak ktoś gra w Mario. Ok. Ale rozumiesz, że w tym samym czasie sam mógłby grać w Mario?
Zresztą, kwestia społeczności, jaka wytworzyła się wokół tego, jakby na to nie patrzeć, zjawiska społeczno-kulturowego, jest tematem na osobną dysputę. Nie miejsce tu na nią.
Natomiast jeżeli chodzi o budzenie społecznej świadomości i uwrażliwianie na oszustów i demagogię, to o ile przedsięwzięcie to w swoim zamyśle niezwykle szlachetne, skazane jest na porażkę. Z naiwnością ludzką (żeby nie posłużyć się bardziej dobitnym określeniem) można i wręcz należy walczyć, ale wyplenić się jej nie da. Dowodzą tego dzieje naszego gatunku.