GAME OVER
„Nie przeciągaj pożegnania, bo to męczące. Zdecydowałeś się odejść, to idź.”
Chciałem napisać jakiś dobry wstęp ale nic ciekawszego nie wpadło mi do głowy i szperając po necie w dziale z „sentencjami na pożegnanie” znalazłem takie właśnie takie coś.
Nawet mi pasuje ta myśl ale z końcówką się nie zgodzę i napiszę jednak parę zdań bo jakoś tak nie pasuje odejść od tak.
Jak się możecie domyślać temat będzie dotyczyć mojej przygody z MTG a dokładniej to jej zakończenia.
Nie chcę się rozpisywać niewiadomo ile bo chciałbym żeby większość z Was dotarła do końca. Nie mniej jednak pare myśli muszę napisać.
Każdy z nas ma swoją własną historię, która mówi jak dokładnie zaczęła się przygoda z MTG jak trwała i jak się zakończyła. Moja to tak naprawdę nic specjalnego. Zawszę lubiłem klimaty fantasty a co za tym idzie wszelkiego rodzaju gry planszowe, komputerowe, larpy, karcianki….itd.
Któregoś razu pojechałem w odwiedziny do swojego kuzyna na parę dni wakacji. Jak zwykle były w zabawach wszelkiego rodzaju wzmianki fantastyczne, ale w te wakacje miałem swój pierwszy kontakt z Magic The Gathering. Nie powiem dokładnie ile mogłem mieć wtedy lat, ale kojarzę coś koło 8 lat. Jednym słowem byłem dzieckiem, które nie znało angielskiego i jedyna rozbudowana gra w jaką grałem w tedy to „Magia i Miecz”. Starszy kuzyn zaproponował mi zagranie w „nowość” na lokalnym rynku. Karty z obrazkami i dziwnymi napisami, których w ogóle nie ogarniałem bardzo mnie zainteresowały. Do tego stopnia, że mój pobyt ograniczył się do grania na podłodze w karty zamiast zwiedzania okolicznych ciekawych miejsc. Kiedy moje wakacje dobiegały końca dostałem od kuzyna swoją pierwszą kartę, którą schowałem za legitymację uczniowską. Wracając do domu sporo myślałem o MTG. Oczywiście w nieco innych kategoriach niż teraz, ale pamiętam że ta gra zaprzątała mi głowę na dłuższy czas.
Nie mogę nie wspomnieć że miałem okazję otwierać kuzynowi boosterki z Alfy i Bety. Pamiętam te mało kolorowe opakowania w szeleszczącej folii. W tedy to nic dla mnie nie znaczyło, ale otworzyć teraz, albo chociaż popatrzeć na te boosterki…. bezcenne. Młodzi gracze nie wiedzą zapewne, że cała historia w parę lat później zacznie wracać do swoich korzeni i powstanie bardzo dobrze rozwinięty system grania w formacie Legacy. Wydaję mi się, że sami Wizardzi nie byli świadomi tego co udało im się stworzyć i jaki będzie rozdźwięk na całym świecie po paru latach od wydania pierwszej edycji.
Tak więc zaczęło się moje granie…..
A dokładniej to pierwszy kontakt z MTG. Po tym wszystkim zaczęło się „zbieranie” kart jako karty z obrazkami. W tamtych czasach była moda na zbieranie czegoś takiego jak samochody z „Gumy Turbo” (do tej pory mam sporą kolekcję) „Karteczki do segregatorów”, „Karty ze sportowcami” itd. Zbierałem je bo kompletnie nie rozumiałem co na nich jest napisane ale była moda i już a jedyny gracz z którym mogłem „grać” to był mój kuzyn oddalony o jakieś 400km.
I tak przez kolejne kilka lat moja kolekcja kart rosła bez sensu.
Punktem kulminacyjnym mojej przygody był chyba prawdziwy początek grania który przypadł w latach kiedy poszedłem do liceum. Poznałem angielski, miałem graczy w szkole i na osiedlu. MTG stawał się popularny i dostępny. Z tą dostępnością to co prawda bywało różnie ale większość kart jakoś udawało mi się kupić.
Zaczęły się turnieje ,wyjazdy, kupowanie topów i czytanie artykułów. Co prawda miałem długą przerwę z graniem ale zawsze karty cierpliwie czekały na reaktywację w klaserach. I tak w roku 2010 powróciłem do grania ale już tak powiedzmy na „poważnie”. Pracowałem miałem rodzinę no i oczywiście był MTG.
Sprzedałem wówczas wszystko co było powiedzmy niegrywalne i zacząłem od początku zbierać karty tylko do konkretnych rozpisek. W bardzo krótkim czasie zakupiłem sporo kart do formatu Legacy. Prawdę mówiąc to większość pieniędzy wydawałem na karty lub na rzeczy z kartami związane. W domu z tego powodu było różnie. Zgłębiając wiedzę o technikach grania trafiłem na to i inne forum. Zalogowałem się i zacząłem dość aktywnie się udzielać w różnych działach. Większość z Was zna mnie z organizowania Turniejów Online na Cockatrice, tematu o proxach
http://www.mtgnews.pl/forum/viewtopic.php?f=134&t=53308 i tym że byłem jednym z pierwszych założycieli Paupera na forum. To właśnie on stał się moim ulubionym formatem, wcześniej był Legacy. To właśnie w dziale Pauper dość prężnie działałem ostatnio a był on zdecydowanie innym działem od pozostałych. Wiele poświęciłem na granie i by aktywnie udzielać się na forum.
Mogę śmiało powiedzieć że żyłem w pewnym sensie medżikiem, i było do miłe życie. Czy byłem uzależniony od niego? W pewnym sensie pewnie tak ale oczywiście wtedy twierdziłem inaczej.
Od razu przypomina się pewien fragment artykułu który napisałem na konkurs NAW2. Pozwolę sobie go zacytować.
„Cześć, nazywam się Karol i jestem uzależniony.
To znaczy byłem, do bardzo niedawna. Ludzie mówią, że uzależnić można się tylko od fajek i wódy? Nie wierzcie im. Można się uzależnić od całej masy rzeczy, od seksu zaczynając, a na oglądaniu telenowel kończąc. Niektóre rzeczy uzależniają silniej, niektóre słabiej.
Każdy mój dzień zaczyna się w zasadzie banalnie. Wstaję razem z dziećmi, ogarniam je i albo idę do pracy, albo siadam na trochę przed komputerem. Gdy byłem uzależniony od Magic The Gathering, odpalałem komputer jeszcze zanim zaczynałem przygotowywać jedzenie dla maluchów. Oporządzałem dzieciaki i siadałem przed monitorem, zacierając ręce z zadowolenia. Wreszcie jest, mogę zagrać! Wbijałem od razu online i szukałem graczy do przeprowadzenia testingu nowych rozpisek. Potem chwila grania bez sensu tym samym dla udoskonalenia techniki, rzut oka na zegarek – oho, jest wcześnie – i kontynuacja grania. W dni powszednie na tym kończyłem swoje granie i pędziłem do pracy, notorycznie się spóźniając (“jeszcze jedna gra i kończę”). Ale czułem, że te osiem pracowych godzin przed komputerem mógłbym spędzać produktywniej. Pod kątem Magica oczywiście.
Zainstalowanie programu online do gry w pracy przyniosło mi olbrzymią radość – wreszcie mogę sobie pograć tyle, ile chcę! Rozmowy ze znajomymi, granie z obcokrajowcami, wspólne rozkminy deczyw – to wszystko sprawiało, że dzień mijał mi jak z bicza strzelił. Na szczęście w robocie miałem akurat wtedy luz, więc mogłem się oddać temu, czego najbardziej potrzebowałem.
Po pracy dawałem buziaka żonie, przytulałem na chwilę dzieciaki i siadałem przed kompem. Ooohoo! Teraz to sobie pogram dopiero! To znaczy nie za długo, bo z półtorej godzinki było do kąpieli dzieci i kładzenia ich spać, ale w tym czasie zawsze udawało mi się znaleźć ekipę na jakieś wspólne granie. Żonie tłumaczyłem wyraźnie – przecież to oczywiste, ale DOBRZE, wytłumaczę Ci jeszcze raz kochanie – gramy SLD, nie mogę teraz ot tak wstać i pójść kąpać dzieci, Ty to zrób dzisiaj. I jutro, i pojutrze też to zrobiła. Wstawałem od kompa na momencik, żeby odłożyć dzieciaki spać. Potem było to, co gracze online określają czasami jako wifetime – film jakiś oglądaliśmy, kolacyjka. Ale myśli w całości w Medżiku. Gdy tylko wyczuwałem, że już można, wstawałem i szedłem z powrotem do peceta, zazwyczaj była jakaś 23:30 wtedy. Szukałem coś na forach (o tej porze dość trudno znaleźć graczy online), jakieś nowe archetypy, techniki i karty. Granie było rozsądne i w moim głębokim przekonaniu całkowicie kontrolowane – najpóźniej chodziłem spać o drugiej, chyba że było coś jeszcze do zrobienia. Druga rano – siódma rano. Tak spałem przez kilka tygodni z rzędu, z jednym dniem na odespanie.
Gdy kładłem się do łóżka, nie zasypiałem od razu, nie byłem w stanie. Serce mi waliło jak młotem, przypominały mi się najfajniejsze akcje dnia, przewalałem się z boku na bok przez długie minuty. Gdy wreszcie przychodził sen, śnił mi się MTG, wszystkie rzeczy, których nie zdążyłem zrobić. Rano cudny dreszcz emocji, czy odpisali mi na moje posty jaki jest aktualny H/W w dziale Trade i do pracy.
Przez cały czas grania miałem silne i niezaspokajalne poczucie, że ciągle jestem do tyłu względem innych – i byłem, oni grali po szkole, a potem zazwyczaj od 19-ej, tej przeklętej godziny, o której ja nie mogłem być stale online, bo musiałem kąpać i kłaść dzieci, a potem wifetime przecież, więc jak ja się logowałem z powrotem o 23-ciej, to oni właśnie szli spać, straszliwie mnie to irytowało.
Ta irytacja zaczęła się powoli przenosić na wszystko, co robiłem. Denerwowało mnie, gdy film, który wieczorem oglądałem z żoną, okazywał się zbyt długi i nie mogłem przez to grać. Denerwowały mnie moje dzieci, które co chwila mnie o coś prosiły, a ja przecież nie mogłem zatrzymać gry na moment i dać im picie czy ciasteczko, bo gracz z USA nie będzie czekał, rozłączy się i przepadnie mi kasa z tixów. Denerwowało mnie to, że muszę iść na jakieś spotkanie, bo akurat wtedy zaczyna się ostra gra w lidze i jakiś turniej. Robiłem te wszystkie codzienne rzeczy, a jakże, nie odłączyłem się permanentnie od świata rzeczywistego , ale każda z czynności wiązała się ze znacznie zwiększonym poziomem poirytowania. Wysoki poziom nerwów katalizowałem sobie, wrzeszcząc na żonę i dzieci, gdy tylko próbowały odciągać mnie od komputera. Przecież miałem tak idealnie zaplanowany czas i idealnie zaplanowane życie, czemu mi przeszkadzacie!
MTG skasowałem nagle, w niedzielę rano, zaraz po tym, jak przejrzałem kto jest zarejestrowany ze znajomych. W pracy gra poleciała w poniedziałek rano. W sumie gra trzymała mnie przy sobie tym razem cztery lata. Tym razem, bo to nie był mój pierwszy ciąg. Ale z poprzednich wyjścia były znacznie łatwiejsze, teraz było gorzej. Przez kilka dni po skasowaniu MTG byłem jeszcze agresywniejszy niż wcześniej, a potem mi przeszło. Postaram się już nigdy w to nie zagrać. Tak obiecałem żonie i mam zamiar obietnicy dotrzymać. Jest tyle gier przecież.....”
Trochę było w tym prawdy odnośnie mojej osoby ale myślę że każdy z nas może śmiało w pierwszym zdaniu wstawić swoje imię. Ja natomiast zakończyłem „karierę” grania z trochę innych powodów.
Było ich sporo i generalnie wszystko się skumulowało do podjęcia tak odważnej decyzji jak ostateczna rezygnacja z grania. Głównymi powodami rezygnacji było:
-Brak graczy w mieście i okolicy (IRL)
-Wysokie ceny kart do formatu Legacy
-Dostępność starych kart na rynku polskim w „normalnych cenach”
-Brak czasu na czytanie, pisanie ,granie
-Poświęcenie się rodzinie
-Zbyt szybko wychodzące nowe dodatki
-Stagnacja formatu na polskiej scenie
-Brak eventów, turniejów itd.
-Ban platformy Cockatrice
-Poniekąd decyzja Siana o „sprzedaży” sklepu
-Nowe kosztowne hobby
Właśnie te przykłady między innymi nakłoniły mnie do rezygnacji z grania. Nikogo oczywiście nie namawiam do zakończenia przygody z MTG. Nadal uważam że jest to rewelacyjna gra która sprawia wiele radości ale w moim przypadku zmiana pracy, rodzina, nowe hobby i reszta w/w nie pozwalają mi na dalsze granie.
„Jeżeli można coś kupić za pieniądze, trzeba to zrobić, nie zastanawiając się nad zyskiem czy stratą. Nadmiar energii należy zachować na załatwienie rzeczy, których nie da się kupić.”
Teraz właśnie tę energię zachowuję i używam do wychowywania syna, pisania i innym swoim pasją i hobby.
Powoli wracam do kolarstwa mojej największej pasji, teraz doszła jeszcze motoryzacja (zabawa autami) i pisanie które zawsze lubiłem. Piszę głownie o problemach na świecie i religii. Piszę do gazet, stron www i sam dla siebie by kiedyś podzielić się tym z innymi lub wydać nawet jakąś książkę. Zachęcam do przeczytania mojego ostatniego dość obszernego artykułu
http://wirazbielawa.blogspot.com/2013/0 ... swiat.html lub chociaż obejrzenia filmiku na YT
http://www.youtube.com/watch?v=a3BfAlDkoxE .
Chciałem policzyć ile wydałem na kartony przez te kilkanaście lat ale niestety nie jestem w stanie tego zrobić, ale śmiało mogę powiedzieć że nic nie straciłem a na pewno zyskałem. Więc nawet można byłoby powiedzieć że jest była to w pewnym sensie dobra inwestycja. Ale w takich kategoriach oczywiście nie myślałem.
Pamiętam jak na WMCQ w Warszawie (bardzo nieudanym) przeglądałem klasery graczy w poszukiwaniu potrzebnych kart lub dla zabicia czasu. Wtedy robiło na mnie wrażenie trzymanie segregatorów za 20-30tyś zł. Teraz po zliczeniu swojej kolekcji (spora część została już sprzedana) takie sumy traktuję jako normalne jak na MTG. Chociaż nadal uważam że jest to chore.
Właśnie gdyby kogoś interesowały jakieś karty to zapraszam serdecznie do swojego wątku w dziale Trade dostępnego pod tym linkiem:
http://www.mtgnews.pl/forum/viewtopic.php?f=55&t=49975
Jeszcze sporo zostało Topów i całe deczywa.
Tak naprawdę nie pisałbym tego wszystkiego gdyby nie to że w pewnym sensie byłem częścią tego forum i wiele osób stało sie dla mnie kimś więcej niż tylko nickiem z forum. Rozmowy, dyskusje, porady, turnieje, ustawki a nawet sprzeczki były bardzo ciekawe i powodowały że z chęcią zaglądałem na forum.
Dlatego chciałem wszystkim serdecznie podziękować za to że byliście. W szczególności muszę wymienić takie osoby jak (kolejność nie ma znaczenia):
Berłoś (wycena kart, pomoc we wszelkiej maści problemów i pytań bez odpowiedzi)
Kcd (krótka znajomość ale bardzo interesująca osoba która ze mną trenowała Pauperowe rozpiski)
Amplitur (zawsze odpowiadał na moje pytania odnośnie przeprowadzanych turniejów)
Bazyl (za karty i zakupy)
Chmura (bardzo dobra osoba na którą zawsze mogłem liczyć w każdej sytuacji)
Gizmoo (mój najlepszy znajomy MTG, bardzo dużo mu zawdzięczam odnoście grania, to on mnie wciągał i nie pozwalał odejść)
Gudii (bez niego nie zrobiłbym żadnego turnieju online)
Kebab (sprzeczki z nim na forum były śmieszne, poza forum spoko koleś piszący naprawde dobre wiersze)
Kenny87 (świdnicka ekipa z którą miałem przyjemność grać)
Kowal85 (razem kminiliśmy sporo czarnych konstrukcji , szczególnie zombie, wierny gracz na K20)
Lopi3 (mega zakręcony ziomek z którym zawsze dobrze handlowałem)
MiM (mądra osoba w pauperowym świecie którą ceniłem za zaangażowanie)
Ober (otwarty na pytania i prośby, sporo mi udostępniał abym reklamował swoje turnieje)
OmniSzron (bardzo zabawna i pozytywna osoba IRL i do tego z wielką wiedzą)
Rogal (zawsze udane deale)
Romeoix (zawsze udane deale za duże pieniądze)
Samuel Kalkin (niezastąpiona osoba chyba w każdym dziale, pracowity, otwarty, dzieki niemu mam sporo kart z USA i odbywały się turnieje Online, dźwigał ze mną dział Pauper)
Sebol (kolejny dobry admin któremu trułem a on odpowiadał. Wrzucał i recenzował moje artykuły.)
Siano (wielka postać w mojej historii MTG, pierwszy i najlepszy dealer kartonów i pozostał nim do końca kariery)
Spas (zobaczycie on wam kiedyś pokaże jak się gra, mój sparing partner na cockatrice)
Tammir (ziomek ze świdnickiej ekipy)
Thorgal (znam go z innego forum jako Specu, jeden z pierwszych forumowiczów który mnie wtajemniczał w MTG)
Tomek W. (zawsze miałem z nim udane mecze i ubaw na forum z jego smiesznych ekstow)
Wielki Matherfakir (gdyby nie historia z MPkami to spoko kolo którego poznałem osobiście)
Wszystkich z którymi dane mi było grać, handlować, spotykać się i rozmawiać. I wszystkim których zapomniałem wymienić.
WIELKIE DZIĘKI PANOWIE