Zwykle nie mam za dużej motywacji, by siadać do układania listy Top 10 na nowo i pewnie gdyby nie ostatnia dyskusja ze znajomymi o ulubionych grach, oraz odświeżenie sobie znakomitego Cry Havoca, to pewnie nie zebrałbym się do tego. I właśnie ta ostatnia partia uświadomiła mi, że w niektóre gry gram zdecydowanie za rzadko i zapominam o tym, jak bardzo są dobre i jak bardzo je lubię. Ostatni raz grałem w Cry Havoc aż CZTERY lata temu! Obstawiałem, że minęły góra dwa. Zerkając na mój ostatni ranking zrozumiałem, że niektóre tytuły spadają w moim rankingu tylko dlatego, że w nie nie gram.
Aktualna lista również nie będzie ideałem, bo w sporo pozycji nie grałem od dłuższego czasu. Jest to więc kompromis pomiędzy świeżym zachwytem nowych pozycji i starą, nie zardzewiałą miłością, która jest niestety po części ulotnym wspomnieniem...
Jedna tendencja się nie zmieniła – coraz mniej przepadam za „klasycznym euro”. Suche europasjanse zostały w zasadzie całkowicie wyparte przez wszelkiego rodzaju gry konfrontacyjne, z dużą zawartością negatywnej interakcji. Wyjątkiem na liście są „terraformacjopodobne” wyścigi z budowaniem silniczka, które póki co dzielnie się trzymają.
Postanowiłem też poszerzyć listę i rozbudować ją do top 30, bo trudno mi nie wspomnieć o grach, które autentycznie kocham. I w każdą z nich zagrałbym bez mrugnięcia okiem o każdej porze dnia i nocy.
1. MEZO – Dla mnie absolutnie najlepsza gra pod słońcem! To area majority rozbudowuje pomysły z El Grande i wywraca je na drugą stronę. Wspaniała, głęboka, pełna pięknych przetasowań na planszy. Takie gry lubię najbardziej, w których każdy ruch może zadecydować o wyrwaniu kilku punktów. Gra jest mocno taktyczna, mocno asymetryczna, deterministyczna, a dylematy rozrywają serce i mózg. Arcydzieło.
2. D.E.I. DIVIDE ET IMPERA – Oryginalne podejście do AC, bowiem punkty nie dostajemy tutaj za kontrolę obszarów a za wykonywanie misji. Mamy tu lekki deckbuilding, a w zasadzie action building, bo w trakcie gry nasze frakcje zyskują nowe karty umiejętności, dzięki czemu stają się jeszcze bardziej asymetryczne. Dużo interakcji, super ciekawe decyzje i fajne emocje. Gdyby nie upierdliwy setup to byłaby gra idealna!
3. LEGENDS OF VOID – Niemal kalka Terraformacji Marsa, ale dużo bardziej złożona, z większym narzutem zasad, ciekawsza, głębsza, bardziej emocjonująca. Kocham w tej grze niemal wszystkie elementy, a jedynymi jej wadami jest duży próg wejścia i czas rozgrywki, który do najkrótszych nie należy. Cała reszta do doskonała zabawa w bardzo oryginalnym świecie fantasy.
4. TERRAFORMACJA MARSA – Kompletnie nie rozumiem, czemu Terraformacja Marsa podoba mi się aż tak bardzo. Serio. Niby brzydkie, niby mało interakcji, a grałbym w to na okrągło! No zwyczajnie ta gra nie chce mi się znudzić. Najbardziej ograna gra w mojej kolekcji i przy każdym innym tytule miałbym już pewnie jej po dziurki w nosie. A tutaj – zawsze mam ochotę. Jedna z najprzyjemniejszych gier na świecie.
5. THE GODFATHER: IMPERIUM CORLEONE – Najbardziej emocjonujący worker placement zmiksowany z Area control. Mnóstwo trudnych decyzji, mnóstwo wrednych zagrań, a jednak rozgrywka dostarcza samych endorfin. Doskonale ociosana gra, w której nie ma zbędnego elementu, ani dziwnie wymyślonych zasad.
6. ANUNNAKI: DAWN OF THE GODS – Znakomite 4X Danilo Sabii, który połączył tym razem siły z Simone Lucianim. podobnie jak w Wendake – główne skrzypce gra tu super ciekawy system wyboru akcji. Znakomita mechanicznie gra! Z każdą kolejną partią wspina się wyżej. Czasami przy tej grze cierpię, bo ten tytuł jak żaden inny udowadnia mi, że jestem słabym graczem.
7. STUDIUM W SZMARAGDZIE 2ND ED – Znakomite połączenie deckbuildingu, area control, oraz gry dedukcyjnej z ukrytą tożsamością. Niebywałe jest ile głębi udało się wycisnąć w dość prostej mechanice. Niestety gra ma poważną wadę – nie działa poniżej czwórki graczy, a w zasadzie ostatnio uznałem, że nie będę już w to grał, gdy do stolika usiądzie mniej niż pięciu graczy. W każdym razie świetna gra, w której doskonale się bawię, bo jak żadna inna nie dostarcza takiej frajdy z gry nad stołem. Uwielbiam tutaj wzajemne podjudzanie i trashtalk. Byłaby zdecydowanie wyżej, gdybym nie miał problemu z zebraniem do niej pięcioosobowego składu. Aha- to jedyna gra ilustrowana przez O'Toola, która autentycznie podoba mi się wizualnie.
8. CRY HAVOC + AFTERMATH – Rany boskie!!! Za każdym razem, jak w to zagram zadaję sobie pytanie – dlaczego gram w to tak rzadko!? Rewelacyjne Area Control z super oryginalnymi pomysłami. Ta gra poległa na polskim rynku, bo była prekursorem asymetryczności, a gracze nie byli wówczas na nią przygotowani. Dziś, w czasach gry ludki zagrywają się w Roota zrozumienie, że każda frakcja gra w „trochę inną grę” nie byłoby problemem. Niestety żeby w to grać, trzeba zrozumieć jak działa każda z frakcji. Ta gra wymaga stałej ekipy, bo kompletnie zieloni gracze nie tylko mogą popełniać błędy, ale przede wszystkim – nie kontrując niektórych zagrań – mogą wypaczyć rozgrywkę innym. Dla mnie to 10/10.
9. CITY OF IRON 2ND ED – Super oryginalny miks mechanik, w którym punkty głównie robimy na dominacji na kołach surowców. A tą z kolei możemy uzyskać na wiele sposobów. Jakby area majority było mało, to mamy tutaj przedziwny deckbuilding, a w zasadzie action building, bo po pierwsze karty kupujemy z własnej, nieco asymetrycznej puli. A po drugie - naszej "talii" nie tasujemy. Po wyczerpaniu kart odwracamy discard, więc niebywałe znaczenie ma kolejność zagrywanych wcześniej kart. Czasami gramy sub-optymalnie w jednej rundzie, by w kolejnej – dzięki perfekcyjnemu ułożeniu wcześniej kart, wykręcić srogie combo. Wspaniała gra, pełna emocji, interakcji i satysfakcji. I do tego przepiękna. Pali jednak zwoje jak jasna cholera, więc czasami rozgrywka bywa męcząca. Ostatnio zaznaczyłem sobie, by "nie grać w to, jak nie jesteś wyspany i wypoczęty".
10. NEW DAWN – Rewelacyjne 4X w kosmosie. Uwielbiam gry, które są bardzo proste w zasadach, a diabeł tkwi w szczegółach, czyli w tym przypadku – w zagrywanych kartach. Mnóstwo świetnego kombinowania, a czasami dzięki właściwemu ułożeniu kolejności akcji – możemy zrobić uber epicki ruch. Bardzo podoba mi się też lekka asymetryczność frakcji, dzięki której każdy z graczy, gra nieco inaczej i w innych obszarach usiłuje uciułać punkty. No i zdecydowanie to, co podoba mi się najbardziej, to dramaturgia rozgrywki. Na początku gra się pokojowo, rozbudowując się swobodnie na planszy. Z każdą kolejną rundą robi się coraz ciaśniej i coraz bardziej konfrontacyjnie. Ostatnia runda to już totalna napierdalanka, by wyrwać choćby punkcik z rąk przeciwników. Rewelacja!
11. GALACTIC RENAISSANCE – Nowość na liście i być może trochę pozycja "na wyrost", ale aktualnie jestem w fazie zakochania i jeszcze nie wiem, czy to tylko zauroczenie, czy będzie z tego głęboka miłość.

Bardzo śmiechowe i zabawne area majority. Super oryginalny system punktacji i bardzo ciekawy system zagrywania kart i budowania swojej talii. Dla mnie to niemal gra imprezowa, bo tyle jest w niej przepychanek i śmiechu. Uznaliśmy ostatnio, że jest to taki Cosmic Encounter, ale bardziej zaawansowany i przeznaczony dla graczy. Przefantastyczna zabawa i nie mogę się doczekać kolejnej rozgrywki!
12. CLOCKWORK WARS – Głębokie 3.5X z fenomenalnym systemem wydawania rozkazów. Najbardziej oryginalna mechanicznie gra, bo rozkazy... Zapisujemy na kartce papieru. Następnie wszyscy odsłaniają swoje rozkazy i przesuwają jednostki. Musimy więc antycypować ruchy przeciwników i niejako wejść w ich skórę. Rewelacyjna zabawa i pewnie gdybym znowu w to zagrał, to gra poszybowałaby w rankingu wyżej. Niestety gram w to zdecydowanie za rzadko.
13. EL GRANDE – Ojciec wszelkiego rodzaju area majority i niedościgniony wzór jeżeli chodzi o stosunek zasad do satysfakcji. Powinien być w sumie wyżej na tej liście, bo absolutnie kocham tą grę i zagram o każdej porze dnia i nocy, ale nie da się też nie zauważyć, że współczesne gry trochę rozwinęły pomysły z El Grande i zapewniają trochę większą gimnastykę umysłową. Niemniej – Arcydzieło i jak sobie pomyślę, jak bardzo lubię w to grać, to aż żałuję, że nie mogę tego umieścić wyżej.
14. WILDLANDS – Znakomity hand managment i lekki skirmish na planszy. Doskonała zabawa dla wszystkich, którzy lubią szybką zadymę na planszy. Do niedawna była to ulubiona gra moich przyjaciół, ale ostatnio nie wychodzi nam umawianie się na wspólne granie.
15. TYTANI – Mocno konfrontacyjne area control z nieustającymi potyczkami. Jedna z niewielu gier, w których konflikt rozstrzygany na kostkach nie wydaje się być czystym fartem. W zasadzie to gra stoi konfliktem i jak ktoś nie lubi bitki, to będzie się bardzo źle bawił. W tej grze TRZEBA atakować. W każdym razie jest tu coś, co bardzo lubię, czyli moc fajnego kombinowania, ostre przetasowania na planszy i kapitalne emocje.
16. WENDAKE – Wojny bobrowe na terenie wielkich jezior. Połączenie eurasa z area control i grą wojenną, napędzane bardzo sprytnym, acz totalnie abstrakcyjnym mechanizmem wyboru akcji. Kocham tematykę, zresztą tło historyczne oddane jest tu z szacunkiem i powagą, oraz absolutnie fascynuje mnie tu przestrzenny puzzelek. Danilo Sabia jest geniuszem!
17. PAX PAMIR 2ND ED – Uwielbiam Pamira! To nie tylko gra. To doznanie. I wspaniała podróż przez karty w sumie nieznanej w naszym kręgu kulturowym historii. Nie jest to gra dla każdego, bo chociaż jest to najmniej abstrakcyjny moim zdaniem PAX (obok „PAX Viking’), to nadal jest to mocno suche przestawianie znaczników na planszy. Kocham i gram zdecydowanie za rzadko. Mam w planach lekturę poleconych w instrukcji książek, ale jakoś nie mam ostatnio czasu.
18. TORTUGA 2199 – Rewelacyjny deckbuilder z planszą i kontrolą obszarów. Dla mnie w ogóle to jest chyba najlepszy deckbuilder ever. Ponownie – nie dla każdego. Dużo tutaj negatywnej interakcji i bardzo dużo przeciągania liny. Jak ktoś tego nie lubi, to będzie się przy Tortudze źle bawił. No i niestety to kolejna gra w mojej kolekcji, która w zasadzie wymaga pełnego składu. Na trzech da się grać, ale jest trochę za luźno. Zagrałbym w to kiedyś w piątkę!
19. DAIMYO: REBIRTH OF THE EMPIRE – Zaskakująco ciekawa mechanicznie gra. Niby jest to tylko wyścig by być wyżej nad innymi na suwaczkach, ale osiągnąć można to na kilka sposobów. Całość napędza kościany draft i obok Grand Austria Hotel, jest to moim zdaniem najciekawsza gra, która używa tej mechaniki. Jest tu jednak mnóstwo negatywnej interakcji, sporo przetasowań, więc raczej wielbiciele klasycznego euro dostaną tutaj gonga w nos i pójdą gdzie indziej. Dla mnie to rewelacyjny miks mechanik i chociaż jest tutaj wymieszane absolutnie wszystko ze wszystkim, to bardzo fajnie to działa, a decyzje potrafią palić zwoje.
20. GUGONG – Mój ulubiony cięższy euras. Każda partia to fajna gimnastyka intelektualna i sporo emocji. Największy spadek na liście obok ZSKL, ale fakt jest taki, że ostatni raz grałem w to ze trzy lata temu, a i ostatnio preferuję gry z większą dozą negatywnej interakcji nad suchym euro. Pewnie, jak w to zagram, to znowu trafi do ścisłej topki.
21. EVERDELL – Wszyscy znają, więc nie będę się tu rozpisywał. Cudowna gra! Po ostatnich rozgrywkach nawet zastanawiałem się, czy nie umieścić Everdella wyżej, no ale to jest jedna z tych gier, w które jak gram to bawię się znakomicie, ale nie dostarcza niestety aż takich emocji, ani tak ciekawych decyzji, by znaleźć się w top 20.
22. RUINATION – Postapokaliptyczne area control, mocno inspirowane rozwiązaniami z Kemeta, w którym punkty zdobywa się głównie za walkę. Podobnie, jak w przypadku Tytanów – świetnie rozwiązana walka na kościach. Obydwie gry mają zresztą sporo punktów styku, ale o ile w Tytanach pozycja na planszy ma znaczenie, o tyle w Ruination gracze mogą się napierdzielać bez względu na odległość. To w zasadzie wojna na noże w ciasnej windzie. Dotarły właśnie do mnie najnowsze dodatki z Kickstartera, które mocno rozbudowują dosyć prosty trzon rozgrywki, poprawiono w wielu miejscach balans, więc jest duża szansa, że Ruination ostatecznie wbije się do drugiej dwudziestki.
23. ZAMKI SZALONEGO KRÓLA LUDWIKA – Przez wiele lat mój numer 1. Nadal uwielbiam, kocham i szanuję. Niestety obecnie to dla mnie trochę za lajtowy tytuł. Nie generuje takich emocji, ani nie dostarcza takiego zastrzyku adrenaliny, jak dowolne area control. To świetna gra i pewnie powinna być wyżej, ale dzisiaj jednak wolę przy planszówkach siedzieć na krawędzi fotela i doświadczać większych emocji.
24. YEDO DELUXE MASTER SET – Uwielbiam Lords of Waterdeep! Yedo jest w zasadzie sukcesorem LOW. Więc dlaczego preferuję je bardziej? Powodów jest kilka. Po pierwsze – Kołderka jest tutaj zdecydowanie krótsza. Dużo więcej tu głębi, dużo więcej trudnych decyzji i fajnej antycypacji ruchów przeciwników. Sam worker placement, szczególnie ze specjalistami, jest dużo ciekawszy. Po drugie - dużo więcej tu emocji, a to dzięki rozbudowanej interakcji i to na różnych obszarach. Mega podoba mi się część licytacyjna, bardzo ciekawie rozwiązano handel pomiędzy graczami i do tego dużo więcej wrednych zagrań. I wreszcie po trzecie – można tutaj skroić rozgrywkę pod preferencje grupy. Chcemy grać pokojowo – wybieramy konkretne pakiety kart. Chcemy sobie podrzynać gardła i gwałcić chomiki – wybieramy pakiety z negatywną interakcja i obserwujemy jak przyjaźń i stosunki towarzyskie płoną w ogniu piekielnym.

Świetna gra, przy której zawsze bawię się doskonale, chociaż unikam jednak najostrzejszego pakietu kart z totalnym „Take That”.
25. AUZTRALIA – Wypadła z pierwszej dwudziestki, bo powtórzyłem sobie gry, w które dawno nie grałem i jakoś uznałem, że są jednak ciutek lepsze. To nadal absolutnie przegenialna gra kolejowa Wallace’a, z kapitalnie wykreowanym klimatem Cthulhu. Nadal nie zagrałem w wariant One vs Many i mam nadzieję, że on spowoduje, że gra trafi do ścisłego top 10.
26. ARK NOVA – W sumie to sam się sobie dziwię, że nie umieściłem jej wyżej, bo bardzo lubię i cenię. Ba! Nawet uważam, że jest ciekawiej skrojoną grą niż taka Terraformacja i dostarcza dużo cięższych decyzji. A jednak... Nie sprawia mi takich samych pokładów przyjemności co TM, czy LoV. Ta gra po prostu jest za długa, do tego łatwo tutaj o zamulanie i nawet przy trzech graczach, czas oczekiwania na swoją kolejkę potrafi być gigantyczny. Zawsze chętnie zagram, bardzo lubię, doceniam, ale nie jest to materiał na pozycję w pierwszej dwudziestce.
27. ENDEAVOR: WIEK ŻAGLI – Bardzo dobry miks mechanik z doskonałym stosunkiem narzutu zasad do głębi. Szybka, dynamiczna, emocjonująca rozgrywka z bardzo fajną dramaturgią. Nowa wersja niestety nie posiada tak fajnej interakcji i równie emocjonującego wyścigu. Gram zdecydowanie za rzadko, bo pewnie byłaby wyżej.
28. GRAND AUSTRIA HOTEL – Do momentu wyjścia Daimyo to był mój ukochany draft kościany. GAH byłaby zdecydowanie wyżej na liście, gdyby nie paskudna, tak totalnie paskudna oprawa Klemensa Franza. I chociaż bardzo odpicowałem swój egzemplarz, to będę pierwszym, który kliknie „kup”, jak pojawi się nowa edycja na wypasie. Jak zamiast Franza będzie Menzel, to gra poszybuje do góry na mojej liście. Cóż... To jedyny przypadek, w którym wygląd przegrywa z mechaniką, a gra cierpi na tym mocno.
29. PODWODNE MIASTA – Z tą grą mam bardzo dziwne przygody. Mam za sobą rozgrywki, po których wychwalałem PM pod niebiosa i twierdziłem, że to najlepszy euras wszech czasów, a mam i takie, po których chciałbym wyrzucić pudło z grą za okno.

Wiem, że doświadczeni gracze twierdzą, że w tej grze losowy dobór kart jest bez znaczenia i można wygrać dobierając straszną kupę i to nie pod kolor, ale ja jestem żywym przykładem, że jest inaczej. Mam za sobą partie, w których dosłownie wszystko idzie jak po grudzie, a mam i takie, gdzie wszystko się ładnie zazębia i kombi, a cała rozgrywka jest niczym letnia, morska bryza. No i przez tak szeroki wachlarz doświadczeń, nie jestem w stanie umieścić Podwodnych Miast wyżej. Wiem, ta gra tak ma, że rzeźbi się z tego, co podejdzie, ale co zrobić, jak czasem wszystko idzie pod górkę? I z tego samego powodu boję się też Arcs.
30. FRESCO: BIG BOX – O ostatnie miejsce w zestawieniu walczyło kilka tytułów. I po głębszym zastanowieniu stwierdziłem, że najlepiej bawię się przy Fresco, bo jest w nim najwięcej emocji, a i interakcja jest na dużo ciekawszym poziomie. Kapitalny euras, ze świetnym systemem wysyłania pracowników o określonej godzinie. Polecam każdemu, kto twierdzi, że starsze worker placementy są mniej pomysłowe!
Na sam koniec podsumowania kilka tytułów, już bez opisów, których jeszcze nie ma w moim zestawieniu, ale mają bardzo duże szanse się w nim pojawić. Po postu liczba rozgrywek jest jak na razie zbyt mała, bym z absolutną pewnością potrafił przyznać im konkretne miejsce na liście wszech czasów..
Potencjał na top 10:
FALL OF LUMEN
MYSTHEA
DOMINARE
Potencjał na top 20:
CHANTS FOR THE OLD ONES
TAWANTINSUYU
THE LAST KINGDOM
Potencjał na top 30:
ICAION
PAX VIKING