Re: [Warszawa] AGRESOR Piątek Inżynieria Środowiska PW
: 14 sty 2012, 17:48
Kuba – świetne humorystyczne podsumowanie. Jeszcze bym dodał "To on jest cylonem, to on, to on, to on".
Bardzo emocjonująca rozgrywka (aż wypieków dostałem). Graliśmy na 6 osób i w takiej rozgrywce bardzo prawdopodobne jest że 2 lub 3 spośród uczestników okaże się w końcu zdrajcami (agentami obcej rasy) i w ostatecznym rezultacie wygrywają oni lub pozostali prawdziwi ludzie.
Wylosowałem rolę elitarnego pilota myśliwskiego, syna admirała, który to admirał okazał się potem wrogim agentem Cylonów. Inny gracz wypełniający kolejną ważną rolę prezydenta też okazał się potem zdrajcą. Kolejny agent to drugi elitarny pilot – a latałem z nim w drużynie i nawet zanim ujawnił prawdziwą twarz uratowałem go w kosmosie przed ciężkimi ranami (on jak traf kiepsko rzucał kostką i nie zestrzelił żadnych wrogich myśliwców – jego rasy).
Przez to, że zdecydowałem się pełnić rolę „strażnika w kosmosie” czyli zapewniać maksymalną osłonę myśliwską przeciw wrogim okrętom i kolekcjonowałem do tego odpowiednie karty na ręku zostałem głównym podejrzanym co do bycia wrogim agentem. Mało brakowało a zostałbym wtrącony do więzienia. Takie karty posiadane i dobierane przez każdego gracza w tej grze służą przecież też do niedopuszczania do powstawania kryzysów (każdy z graczy może dokładać w pewnym momencie karty do puli i gdy ich suma ma odpowiednią wartość kryzys nie następuje) i ja właśnie raz poskąpiłem na to moich kart.
Ta etykieta podejrzanego nie odstępowała mnie aż do końca gry, aż do momentu gdy ostatni wrogi agent ujawnił się (a nawet i po tym wydarzeniu).
W czasie gry zniszczyłem bardzo wiele wrogich myśliwców a wiele swoich uratowałem odpowiednio zagrywając karty wykorzystując moje specjalistyczne karty walki.
W jednej z akcji bojowych, gdy kart już nie stało zostałem rany i przeniesiony do lazaretu i w tym momencie zostałem przekazane została przekazana mi godność admirał, bo ten poprzedni pokazał prawdziwą twarz.
W samej końcówce, gdy już tak blisko było do dokonania ostatniego skoku w nadprzestrzeń, kończącego grę zwycięstwem ludzi pechowo wylosowane karty wydarzeń spowodowały pojawianie się kolejnych fal wrogich statków wojennych wzmocnione także zagrywaniem specjalnych kart przez wrogich graczy. Walczyłem jak lew w kosmosie ale niestety wrogowie dosłownie zalewali przestrzeń i nie starczyło mi bojowych kart – dostałem się znów do lazaretu. Straciliśmy wszystkie statki cywilne.
Ale i tak niewiele brakowało by nasz pancernik zdołał uruchomić napęd przestrzenny i wygrać. Niestety w tym momencie wrogie okręty mając coraz mniej cywilnych celów skupiły swą potęgę ognia na naszym pancerniku i bardzo pechowo zostało trafione pomieszczenie z napędem i aby dokonać skoku należałoby go naprawić. To zadanie powiodło się i znów byliśmy o krok od zwycięstwa. Niestety kolejne uderzenia wrogich okrętów znów spowodowały uszkodzenie napędu. Nasza trójka ludzi w tym momencie znalazła się w szpitalu. Ostatkiem sił, wykorzystując odpowiednią kartę „rozkaz prezydencki” zdołałem „uruchomić” jednego z nas by dokonał naprawy okrętu lecz to na nic zdało się bo kolejne fale pocisków tym razem wyeliminowało cały okręt.
W tym momencie przydałaby się choć 1 seria atomówek, by wygarnąć je w obcych, ale wszystkie niestety były one lekkim ruchem palca na przyciskach atomowych zmarnowane na samym początku rozgrywki. Zniszczyły wprawdzie 2 statki bazy ale tamte były jeszcze „zielone” i ja siedząc w swym myśliwcu ale jakże napałerowany kartami bojowymi pewnie poradziłbym sobie z nimi sam.
Pierwszy raz byłem w tej grze pilotem i poznałem jakie on ma duże możliwości pod warunkiem, że ma odpowiednie czerwone karty. I zobaczyliśmy jak szybko przypieczętowuje się los pancernika ludzi po wyeliminowaniu statków cywilnych i ostrzale powodującym uszkodzenia pomieszczeń na okręcie oraz raniących postaci.
Pilot powinien mieć odpowiedni potencjał na ręce i w początkowej fazie przygotowań do kolejnego skoku znaleźć się w kosmosie.
Jeszcze nie raz i też w tym składzie chciałbym się spotkać na bezdrożach kosmosu.
Bardzo emocjonująca rozgrywka (aż wypieków dostałem). Graliśmy na 6 osób i w takiej rozgrywce bardzo prawdopodobne jest że 2 lub 3 spośród uczestników okaże się w końcu zdrajcami (agentami obcej rasy) i w ostatecznym rezultacie wygrywają oni lub pozostali prawdziwi ludzie.
Wylosowałem rolę elitarnego pilota myśliwskiego, syna admirała, który to admirał okazał się potem wrogim agentem Cylonów. Inny gracz wypełniający kolejną ważną rolę prezydenta też okazał się potem zdrajcą. Kolejny agent to drugi elitarny pilot – a latałem z nim w drużynie i nawet zanim ujawnił prawdziwą twarz uratowałem go w kosmosie przed ciężkimi ranami (on jak traf kiepsko rzucał kostką i nie zestrzelił żadnych wrogich myśliwców – jego rasy).
Przez to, że zdecydowałem się pełnić rolę „strażnika w kosmosie” czyli zapewniać maksymalną osłonę myśliwską przeciw wrogim okrętom i kolekcjonowałem do tego odpowiednie karty na ręku zostałem głównym podejrzanym co do bycia wrogim agentem. Mało brakowało a zostałbym wtrącony do więzienia. Takie karty posiadane i dobierane przez każdego gracza w tej grze służą przecież też do niedopuszczania do powstawania kryzysów (każdy z graczy może dokładać w pewnym momencie karty do puli i gdy ich suma ma odpowiednią wartość kryzys nie następuje) i ja właśnie raz poskąpiłem na to moich kart.
Ta etykieta podejrzanego nie odstępowała mnie aż do końca gry, aż do momentu gdy ostatni wrogi agent ujawnił się (a nawet i po tym wydarzeniu).
W czasie gry zniszczyłem bardzo wiele wrogich myśliwców a wiele swoich uratowałem odpowiednio zagrywając karty wykorzystując moje specjalistyczne karty walki.
W jednej z akcji bojowych, gdy kart już nie stało zostałem rany i przeniesiony do lazaretu i w tym momencie zostałem przekazane została przekazana mi godność admirał, bo ten poprzedni pokazał prawdziwą twarz.
W samej końcówce, gdy już tak blisko było do dokonania ostatniego skoku w nadprzestrzeń, kończącego grę zwycięstwem ludzi pechowo wylosowane karty wydarzeń spowodowały pojawianie się kolejnych fal wrogich statków wojennych wzmocnione także zagrywaniem specjalnych kart przez wrogich graczy. Walczyłem jak lew w kosmosie ale niestety wrogowie dosłownie zalewali przestrzeń i nie starczyło mi bojowych kart – dostałem się znów do lazaretu. Straciliśmy wszystkie statki cywilne.
Ale i tak niewiele brakowało by nasz pancernik zdołał uruchomić napęd przestrzenny i wygrać. Niestety w tym momencie wrogie okręty mając coraz mniej cywilnych celów skupiły swą potęgę ognia na naszym pancerniku i bardzo pechowo zostało trafione pomieszczenie z napędem i aby dokonać skoku należałoby go naprawić. To zadanie powiodło się i znów byliśmy o krok od zwycięstwa. Niestety kolejne uderzenia wrogich okrętów znów spowodowały uszkodzenie napędu. Nasza trójka ludzi w tym momencie znalazła się w szpitalu. Ostatkiem sił, wykorzystując odpowiednią kartę „rozkaz prezydencki” zdołałem „uruchomić” jednego z nas by dokonał naprawy okrętu lecz to na nic zdało się bo kolejne fale pocisków tym razem wyeliminowało cały okręt.
W tym momencie przydałaby się choć 1 seria atomówek, by wygarnąć je w obcych, ale wszystkie niestety były one lekkim ruchem palca na przyciskach atomowych zmarnowane na samym początku rozgrywki. Zniszczyły wprawdzie 2 statki bazy ale tamte były jeszcze „zielone” i ja siedząc w swym myśliwcu ale jakże napałerowany kartami bojowymi pewnie poradziłbym sobie z nimi sam.
Pierwszy raz byłem w tej grze pilotem i poznałem jakie on ma duże możliwości pod warunkiem, że ma odpowiednie czerwone karty. I zobaczyliśmy jak szybko przypieczętowuje się los pancernika ludzi po wyeliminowaniu statków cywilnych i ostrzale powodującym uszkodzenia pomieszczeń na okręcie oraz raniących postaci.
Pilot powinien mieć odpowiedni potencjał na ręce i w początkowej fazie przygotowań do kolejnego skoku znaleźć się w kosmosie.
Jeszcze nie raz i też w tym składzie chciałbym się spotkać na bezdrożach kosmosu.