Tym razem spotkanie z lżejszymi tytułami. Chcąc się podporządkować zamiarowi rozegrania partyjki w Quartermaster Generala, wystartowaliśmy z dwoma prostymi grami, debiutującymi na spotkaniach: Holdfast North Africa 1941-1942 oraz Battle for Stalingrad.
Co do nowej odsłony Holdfasta uczucia są bardzo mieszane. A właściwie nie mieszane, tylko wstrząśnięte: gra wygląda na niedopracowaną. O ile pierwszą część, rosyjską, wciąż uważam za świetny tytuł, prosty, nieźle oddający przebieg wydarzeń, a jednocześnie emocjonujący, o tyle North Africa ani nie oddaje rzeczywistego przebiegu wydarzeń, ani nie wyzwala większych emocji. Z tego co później czytałem, przebieg naszej partii był tożsamy z doświadczeniami innych graczy, opisanymi na BGG. Próba rushu Niemcami, stosunkowo szybko powstrzymana przez jednostki brytyjskie. Front coraz wolniej przesuwa się w kierunku Tobruku, wreszcie grzęźnie na wysokości tej miejscowości, bez możliwości osiągnięcia przełamania, wreszcie do głosu zaczynają dochodzić Brytyjczycy i przechylają szalę na swoją korzyść. Przy czym 2/3 gry to wojna okopowa na wysokości Tobruku. Ani tak to nie wyglądało (przynajmniej w tej fazie wojny), ani nie ma tu emocji, tak charakterystycznych przecież dla gier o tematyce północnoafrykańskiej.
Niemcy nie mają wystarczającej ilości zasobów (RP), ale boli przede wszystkim Malta, która potrafi zabrać prawie połowę niemieckich RP w całej turze, przez co ataki niemieckie są ograniczone. Front jest bardzo wąski (chyba 7 heksów szerokości), a jednostek dużo, przez co zwyczajnie brak przestrzeni operacyjnej. Dodatkowo łatwość ruchu strategicznego ułatwia odbudowę frontu. Oskrzydlenia i odcięcia od zaopatrzenia bardzo utrudnione. Brakuje czegoś takiego jak w Russia, kiedy tempo gry regulowane było fajnie przez pogodę i strategiczne ofensywy stron (zima 1941 i +10 RP dla Sowietów, wiosna 1942 +10 RP dla Niemców). Tutaj punktów RP jest mało, no i autor gry nie modeluje za ich pomocą żadnych ofensyw itp. Zagram jeszcze (teraz tylko obserwowałem), żeby wypróbować nieco inne podejście (plus może Home Rule o rezygnacji lub znaczącym osłabieniu efektu Malty), ale jednak widać, że coś nie wyszło...
[Tak w ogóle, o działaniach Afrika Korps mamy trzy gry o zróżnicowanym stopniu trudności: Holdfast, nieco bardziej złożony Rommel in the Desert, wreszcie najbardziej złożony No Retreat; North African Front. Kiedyś możemy sobie zrobić spotkanie pustynne, bo front ciekawy, a gry (no, poza Holdfastem, niestety...) podobno bardzo dobre.]
Gdy doszedł Rafał, rozłożyliśmy na chwilę Battle for Stalingrad (DVG). Gra podobno jest tak skonstruowana, że Niemcy wygrywają znacznie częściej niż Rosjanie, ale chętnie przekonam się o tym samodzielnie, bo zdecydowanie jest coś emocjonującego w tym tytule. poza tym gra jest lekka do noszenia, rozkłada się w 3 minuty a składa w 2, zasady ma proste, więc spokojnie może służyć jako wypełniacz czy tytuł zastępczy.
Wreszcie przyszedł czas na Quartermaster Generala, na którego - ze względu na liczbę graczy (4) i pewną presję czasową - zdecydowaliśmy się w wersji gołej (znaczy się, nie że my goli graliśmy, tylko że bez dodatku). I to była chyba moja najgorsza partia w QG. Grałem Niemcami, dostałem startową rękę z pięcioma kartami Economic Warfare i zdecydowałem się zagrać pod usunięcie z talii Brytyjskiej 8 kart. Teoretycznie takie uszczuplenie brytyjskiej talii powinno mieć pozytywny dla faszystów wpływ na rozgrywkę, ale - jak sie okazało - takiego wpływu nie miało. Brytyjczyk szybko wystawił się bowiem w Australii i w Indiach i praktycznie przez całą grę kosił 6 pkt, a wyciąć go stamtąd nie było jak. Przy bardzo słabym punktowaniu Włochów (przez połowę gry ledwie 2 pkt/tura), Japonii zagrożonej z trzech stron (zobaczcie na zdjęcia) i wymuszonym przyjętą taktyką odłożeniu ofensywy niemieckiej przeciwko Sowietom lub Anglikom, Alianci od początku gry zyskali stałą przewagę, która z tury na turę tylko powiększali. W efekcie poddaliśmy się coś koło 15 tury, po osiągnięciu 30pktowej przewagi. Teraz widzę, że powinienem sobie jednak wymienić rękę (odrzucenie economic warfare na początku i w I turze), żeby próbować jednak dobrać karty ofensywne, no ale cóż...
Następnym razem chciałbym jednak zagrać już z dodatkiem
Andy - > ano przytulnie dosyc, bo tez i taka przytulna knajpa. Stół nadający się do grania mają tylko jeden, za to duży (rozkładany) i dobrze oświetlony. Spokojnie nawet do 8 osób może grac w dwie duże gry (czyli np CoH i CC). Poza tym chodzimy tam już od lat, znamy właściciela, także trochę jak w domu się czujemy
Za tydzień zapraszam do Gdańska
