Na początek Blood Bowl: Team manager.
Opis gry:
Świata młotka nie znam za dobrze, ale klimat gry w football amerykański, gdzie zamiast przyłożenia piłki liczy się przyłożenie zawodnikom drużyny przeciwnej, najlepiej tak żeby nie wstali, a jak przy okazji zgarnie się piłkę to też fajnie, jest dość łatwy do załapania.
Na środku stołu lądują 3 artykuły prasowe, tan kto wykaże się w starciu największą siłą zostanie opisany przez dziennikarzy i zgarnie fanów (VPki), nowych zawodników, albo nowy sprzęt dla drużyny (kartki z bonusmami). W każdej turze rozgrywa się też turniej (tu dla odmiany biją się wszyscy na raz a nie jedna para) albo specjalne wydarzenie zmieniające zasady starcia w danej rundzie. Ostatnia runda zawsze kończy się tytułowym Blood Bowlem czyli turniejem o masę VPków... a przepraszam fanów.
Sam mechanizm starcia jest prosty. Drużyna to deck - trochę jak w dominionie. Na początku tury dobiera się 6 kart zawodników. Potem każdy po kolei przydziela po zawodniku do starcia. Po 6 turach sumuje się siłę/sławę/wartość w gwiazdce, kto ma więcej zgarnia lepszą nagrodę, przegrany słabszą. Zawodnicy oprócz siły mają specjalne zdolnosci, w tym możliwość zabierania sobie piłki (marne 2 gwiazdki przy podliczeniu), tłuczenia innych (utrata piłki i dodatkowo pierwsza rana to spadek formy, następna kontuzja i usunięcie z boiska, ale przy słabym rzucie to agresor może się uszkodzić) oraz oszukiwania (losowy żeton odkrywany na koniec starcia, czasem przyciągnie fanów, czasem doda siłę, ale czasem sędzia usunie zawodnika z boiska). Oraz magiczna strzałka - dobierz kartę, wyrzuć kartę - pozwalająca lepiej zarządzać ręką i przebijać się szukając mocniejszych kart.
Wygrane starcia to VPki, nowi zawodnicy - dorzucani do talii - oraz przedmioty które dają VPki albo jakąś dodatkową zdolność, najczęściej raz na turę.
Ocena:
Generalnie sama gra jest ciekawa, klimat czuć, ale losowość jest kosmiczna. W ostatniej rundzie niby nie miałem szans ale naoszukiwałem ile wlezie (losowe żetony) i dobrze losowałem kartki zgarniając puchar (o który toczyły się ciężkie boje za 7 VP) i trafiając popsutą kartę (2VP za zrekrutowanego zawodnika - 8VP... więcej niż puchar...) wyszedłem na remis z liderem, o jeden pkt przed następnym graczem (który powinien chyba wygrać bo nie liczył sobie kliku pkt za zdolność, ale trudno to było ustalić po podliczeniu)
Chaos duży. Sporo kingmakingu (czytaj interakcji) bo o ile spory o nagłówki toczą tylko 2 drużyny które zaklepią sobie miejsce pierwsze o tyle puchar to wolna amerykanka, a jak przy jakimś starciu będą zaciekłe boje to siłą rzeczy gdzie indziej będzie luźniej.
Pierwszy gracz mocno poszkodowany - zwłaszcza jak chce zgarnąć ta niefortunną piłkę, bo każdy ma potem ruch i moze go skontrować...
Jakoś mi nie podeszło, choć w sumie grało mi się dobrze, ale wolę gry które bardziej premiują umiejętności a są mniej chaotyczne.
I za dużo FFG w FFG, gra jest generalnei dość prosta, ale tradycyjnie są jakieś głupie przypadki brzegowe do sprawdzania w instrukcji i dziwne interakcje prostych zdolności w stylu (brutal: zabierz piłkę po trafieniu, obrońca: przyjmij na siebie celny cios, karat wydarzenia: ataki mają 2 kostki zamiast jednej...)
5/10
Potem karciane Monopoly, które okazało się w sumie nie takie złe. Prosta lekka losowa gra karciana, która jest dokładnie tym co obiecuje. Gra nie jest dobra, ale jak na coś z Monopoly w nazwie pozytywne zaskoczenie. Trzeba zebrać 3 komplety dzielnic w danym kolorze. Jakieś karty do podbierania, mechanizm zbierania opłat od innych który nie działa. Karty popsute i niezbalansowane. Ale gra jest lekka, szybka i się szybko kończy, co jest jej największą zaletą. Jako alternatywa dla wojny bardzo dobry tytuł

[nastawienie wszytko zmienia i faktycznie grało mi się dobrze]
2/-10