Dotarłem po 17-tej... a i tak graczy na tyle mało było, że musiałem czekać jeszcze przeszło godzinę, nim zaczęliśmy grać.
Najpierw partia Navegadora - w tak szaleńczym tempie, że chwilami gracze nie wiedzieli, czy wykonują swój ruch z tej, czy poprzedniej kolejki

. Mimo, iż chyba żaden ruch nie trwał dłużej, niż 10 s. (a większość krócej), a wszyscy biegli do jak najszybszego zakończenia, potrwało blisko 1,5 h. Udało mi się wygrać. Podtrzymuję opinię - gra przyjemna, ale jako lekko-śrenida, poniekąd rodzinna - acz trzeba zwracać uwagę, jak się trendy podczas gry rozwijają i do tego dostosować strategię.
Potem jeszcze Mykerinos, tym razm z Nilem

. Stary mistrz Jax (

) zdołał raz jeszcze obronić prymat (byłem aż 6 punktów za nim). Nie tylko umiejętnie walczył o kafle i budował komba z postaci, ale też z talentem wyczuwał, które obszary jemu dadzą najwięcej nie budząc zainteresowania rywali. Co ciekawe, wygrał w ogóle nie walcząc o Nil. Staszek koncertowo położył początek - mówię o tym dlatego, że jego późniejsza mordercza pogoń i całkiem niezły wynik zasługują na szacunek!
Było dziś sporo szorstkiej, męskiej przyjaźni - chwilami musiałem się bardziej skupiać na sprawnym odcinaniu sie docinakrzom, niż graniu... ale skoro wszyscy tak podchodzili, to chyba oznacza dobrą zabawę. Dopiero pod koniec zrobiło się bardziej... przyjaźnie, kiedy niektórzy zaczęli z rozmarzeniem (

) rozpoznawać innych po zapachu

Z pewną jednak ulgą stwierdzam, że w tej konkurencji w ogóle nie startowałem...
Dziękuję wszystkim