Nippon, czyli legionowski interes na Wyspach
Początek był jedną wielką niewiadomą, jak to zwykle bywa przy pierwszych krokach stawianych na nieznanych lądach. Legionowianie pojawili się na horyzoncie jakby z Nikąd (to taka malutka wysepka na drodze z Legionowa do Japonii). Gdy już przybili do poszarpanego, acz wybrzuszonego brzegu, pierwszym stwierdzeniem nie było „
Gdzie te słynne wiśnie”, lecz -
Jak Żyć ?
Napomknę, że było tych wysp kilka, czyli teoretycznie mogliby się nimi podzielić, ale powiedzieli słynne NIE ! Ledwo co przypłynęli, to już swoje strefy wpływu planowali, a później wcielali w życie ze skośnym uśmiechem na ustach :/
Jedno nie ulegało wątpliwości, tam na dalekich wyspach, należało być pracowitym. Przecież to właśnie z Wysp, wywodzi się reprezentowany coraz liczniej na świecie typ pracoholika. A pracy tam było co niemiara. A co po pracy robi legionowianin na obcej ziemi ? Konsoliduje się, tak modnie to nazwali. Nie da się ukryć, że płacili godziwie, w każdym razie na wyzysk różnokolorowej ludności nikt otwarcie poskarżyć się nie śmiał.
Nagrody kluczem do sukcesu ! Pod takim hasłem legionowski wyścig przemysłowy trwał na Wyspach. Czy była to ich ziemia obiecana ? Bez wątpienia. Fabryki budowali i towarem handlowali, póki środowiska nie podtruli tym węglem nieszczęsnym. W każdym razie przemysł na Wyspach pozostawili po sobie różnoraki i rozwinięty znacznie. Jeden to z osadników legionowskich żarówki energooszczędne już w XIX wieku produkował (taki nowoczesny patent z Polski przywiózł

Inny to papierem zarzucił rynek lokalny, a że pisać nie umiał to inna sprawa (fakt, „papierowe-peerelowskie-dłuuugie” wspomnienia w życiu miał).
Za japońską potrójną niewiadomą, czyli słynnym XXX skrywało się legionowskie PPP: Pójść, Pojechać, Popłynąć ? Pływać jakoś nikt z Legionowian nie miał ochoty, pewnie to i za sprawą długiej morskiej podróży z dalekiego kraju, co wiadomo chorobą morską się u niektórych mocno objawia. A skoro już mowa o pływaniu, to jak powszechnie wiadomo, moda na Wyspach oryginalne ma kroje. Oni tam lubią te swoje kimona, szlafroki. Wiedząc o tym legionowska niewiasta płynąc na daleki wschód o jedwabny szlak zahaczyła i im tej tkaniny pół statku nawiozła. No i słusznie zrobiła, bo jedwabisty interes rozkręciła !
Potem, gdy było już za późno, okazało się, że należało postawić na żelazne tory. W końcu legendarne futurystyczne japońskie PKP też od czegoś zaczynało. Wzorem legionowskiego rozwoju infrastruktury dworcowej z XXI wieku, ukierunkowanie swojego przemysłowego życia na właściwe tory skutkowało pomykaniem w parowozie z prędkością futurystyczną, czyli szybciej niż nasze Pendolino obecnie.
I choć po japońsku w końcu czytać ni pisać się nie naumieli, to, inwencji legionowianom nie brakowało, początkowo może bardziej wiedzy - kiedy, - ile gotówki czy węgla pozyskać. I tak mijały dekady, kwitły wiśnie, trzęsła się czasem wyspiarska ziemia, a finał był taki, że jak mawiają naoczni świadkowie, legionowska niewiasta stworzyła Shinkansen, a pozostali osadnicy z biało-czerwonego kraju skończyli marnie, jeden ponoć popełnił Seppuku a drugi Harakiri.