V edycja Pionka - gliwickich spotkań z grami planszowym
- bazik
- Posty: 2408
- Rejestracja: 16 mar 2006, 22:03
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 1 time
- Been thanked: 7 times
absolutnie rewelacyjna impreza. warszawskie planszowkony 'masowoscia' nie podskakuja ani troche. u nas to spotkanie kumpli bardzo lokalne, pionek to konwent pelna geba. ogromne podziekowania dla wszystkich 'pomaranczowych koszulek' - to w duzej mierze wasza sprawa ze calosc miala taki masowy i rodzinny charakter.
btw. samochod do warszawy - benzyna 280 pln/ilosc ludzi, czas dojazdu 3:30 (od 6:00 do 9:30) czas powrotu 3:20 (od 17:15 do 20:35). czasami niewiele krocej (dobra, 2 razy krocej) wracam z pracy do domu...
btw. samochod do warszawy - benzyna 280 pln/ilosc ludzi, czas dojazdu 3:30 (od 6:00 do 9:30) czas powrotu 3:20 (od 17:15 do 20:35). czasami niewiele krocej (dobra, 2 razy krocej) wracam z pracy do domu...
Miejmy nadzieje, ze Pionek nigdy nie stanie sie konwentem z gatunku fantastycznych, na ktorych mialem nieszczescie bywac.bazik pisze:pionek to konwent pelna geba. ogromne podziekowania dla wszystkich 'pomaranczowych koszulek' - to w duzej mierze wasza sprawa ze calosc miala taki masowy i rodzinny charakter.
W sensie - masa ludzi, kupa pieniedzy za wstep i zero atrakcji...

Gdyby budowniczowie autostrad i dróg ekspresowych w Polsce mieli takie tempo jak my przy budowie katedry to na kolejny Pionek, nawet z najdalszych zakątków kraju, możnaby dojechać dużo szybciejKorzeń pisze:Ja bawiłem się świetnie, zwłaszcza na końcówce grając z chłopakami w "Filary ziemi" na czas.

Zawsze gdy zauważysz, że jesteś po stronie większości zatrzymaj się i zastanów.
magazyn
magazyn
Wiadomo, że należy w tym miejscu podziękować wszystkim za wszystko
( oko do Van Hoovera i Kononowicza) więc czynię to z nieukrywaną przyjemnością.
Wydawało się, że Pionek podczas swojej IV edycji osiągnął już swój najwyższy lot i teraz wystarczy już tylko go utrzymać. Ale to co w zasadzie wydawało się niemożliwe stało się faktem - było jeszcze lepiej niż na poprzednich spotkaniach !! Czy to za sprawą starych znajomych (a imię ich "milijon"
, których z oczywistych powodów nie będę wymieniał - i tak każdy wie o kim mowa
), czy też za sprawą nowo - nawróconych na jedyną słuszną drogę co kwartalnych spotkań w Gliwicach (znanych od miesięcy ale poznanych w realu właśnie teraz). Fantastyczne to uczucie, takie przedstawianie się obcemu gościowi "Al jestem" i usłyszenie w odpowiedzi "Hej, a ja Bazik, a ja Jax" i szybka radosna konsternacja, ze w sumie zna się ludzi bo przegadało się z nimi sporo na GG i wreszcie można skonfrontować swoje wyobrażenia
.
Atmosfera iście familijna, rozgrywki przepyszne, gier poznanych tabun, 2 wygrane i gro tych ..., no jak im tam ... miejsc w peletonie
. Jak zwykle odjechany konkurs wiedzy planszówkowej prowadzony przez niezastąpionego Ignacego (swoją drogą Ignacy nie myślałeś o zmianie profesji lub o drugim etacie kabareciarza ?
) No i jak zwykle zasyp (jeśli jest coś takiego
) nagród.
Aaa i zapomniałbym o grze Pionka, dosłownie porażającej swym napięciem co poniektórych uczestników
. Żałuję, że nie dane mi było zagrać w wersję hardcorową. Zaiste napięcie wśród graczy musi sięgać zenitu ;o).
Podziękowania należą się również wszystkim ekstremalnym graczom, którzy zdecydowali się na spanie w Rybniku w domku bez stałego ogrzewania (spieszę z wyjaśnieniem, że były 3 kaloryfery elektryczne i 1 wielki gazowy). Dzięki za wspólne rozgrywki do 3 nad ranem (okazałem się świetnym gospodarzem bo dałem się złoić w co tylko się dało
).
Warszawko, Krakusy i Nowa Rudo, dzięki i zapraszom zajś za trzi miesiące
I tu małe ogłoszenie :
"Kto zapomniał granatowe skarpetki, proszony jest o przyznanie się do winy. Przewidywany zwrot znalezionego dobra.
Nie przewiduję jednak zwrotu zapomnianych 2 puszek piwa i 1 butelki (też piwa
) Z przyczyn obiektywnych pozwoliłem sobie na małą degustację tuż po powrocie do domu
).
No to nasz duchowy przywódco znasz już datę kolejnego zlotu ?
.

Wydawało się, że Pionek podczas swojej IV edycji osiągnął już swój najwyższy lot i teraz wystarczy już tylko go utrzymać. Ale to co w zasadzie wydawało się niemożliwe stało się faktem - było jeszcze lepiej niż na poprzednich spotkaniach !! Czy to za sprawą starych znajomych (a imię ich "milijon"



Atmosfera iście familijna, rozgrywki przepyszne, gier poznanych tabun, 2 wygrane i gro tych ..., no jak im tam ... miejsc w peletonie



Aaa i zapomniałbym o grze Pionka, dosłownie porażającej swym napięciem co poniektórych uczestników

Podziękowania należą się również wszystkim ekstremalnym graczom, którzy zdecydowali się na spanie w Rybniku w domku bez stałego ogrzewania (spieszę z wyjaśnieniem, że były 3 kaloryfery elektryczne i 1 wielki gazowy). Dzięki za wspólne rozgrywki do 3 nad ranem (okazałem się świetnym gospodarzem bo dałem się złoić w co tylko się dało

Warszawko, Krakusy i Nowa Rudo, dzięki i zapraszom zajś za trzi miesiące

I tu małe ogłoszenie :
"Kto zapomniał granatowe skarpetki, proszony jest o przyznanie się do winy. Przewidywany zwrot znalezionego dobra.

Nie przewiduję jednak zwrotu zapomnianych 2 puszek piwa i 1 butelki (też piwa


No to nasz duchowy przywódco znasz już datę kolejnego zlotu ?

.
Bierz ze soba. Zlozymy sie po 10 PLN to akurat po gozdziku dla kazdej pani wyjdzie.ja_n pisze:Utrudniacie mi sprawy na maksa. Jakim cudem mam się urwać z domu na Pionka akurat w Dzień Kobiet? I zostawić żonę i córkę na cały weekend?aswiech pisze:Zapytalem Ignacego;) 8. marca - niesie wiesc gminna. Oczywiscie kolega Trzewik musi sprawe potwierdzic...

-
- Posty: 239
- Rejestracja: 31 paź 2007, 18:30
- Lokalizacja: Gliwice
A przy obecnej proporcji Pań i Panów planszówkowiczów to nawet dużo mniejsza kwota wystarczy - no chyba, że Ignacy specjalnie ten 8 marca zaplanował żeby ww. proporcje poprawićaswiech pisze:Zlozymy sie po 10 PLN to akurat po gozdziku dla kazdej pani wyjdzie.

Zawsze gdy zauważysz, że jesteś po stronie większości zatrzymaj się i zastanów.
magazyn
magazyn
- Nataniel
- Administrator
- Posty: 5293
- Rejestracja: 03 cze 2004, 20:46
- Lokalizacja: Gdańsk Osowa
- Been thanked: 6 times
- Kontakt:
Pionek - REWELACJA!! Krotka relacja:
Aby pojawic sie na Pionku musialem wsiasc o polnocy w pociag do Wwy, a wczesniej o 22.00 w autobus... W Wwie spotkalem Bazika i Ole, z ktorymi szybko i bezpiecznie dotarlismy samochodem na miejsce - tuz przed godzina 10.00, wiec dotarcie na impreze zajelo mi prawie 12 godzin! Ale warto bylo!!
Na miejscu bardzo mile powitanie - ekipa slaska (Trzewik, Merry, Multi, Tiju, Kredens crew), ekipa z Lublina (Dusza, Kwiatosz, Matti), ekipa z Wwy (za dlugo by ich wyliczac) i z Wrocka / Krakowa (jeszcze wiecej
). Do tego sporo osob, ktore dopiero pierwszy razu udalo mi sie poznac - wczesniej znanych tylko z numerka GG i avatara na forum. I dzieciaki - naprawde sporo dzieciakow i ich rodzicow - czad!
Gier zatrzesienie, chociaz ja jak zwykle lubie grac w to co przywiozlem - a wiec gralem w Agricole (3 partyjki, wszystkie przegrane z kretesem), Im Jahr Des Drachen (win!), Pitchcara (2. miejsce w turnieju!). Z nowosci poznalem Lightning czy jak sie nazywa ta elektroszokowa zabawka (super!), Darjeeling (fajna, chociaz dla mnie chyba zbyt abstrakcyjna, do sprobowania jeszcze), King Me! (glupia
), Diamant (totalnie nie dla mnie), gra w kosci z robakami (nie pamietam tytulu - strasznie glupia
), Once Upon A Time (rewelka! dla mnie odkrycie konwentu!). Nie zdazylem zagrac w La Citta ani Brassa, na ktore mialem ochote 
Wieczorem zrobilismy wyskok do knajpki - calkiem smacznej i z duzymi stolami. Szkoda, ze czesc osob zrejterowala do Rybnika od razu (zabierajac ze soba moja torbe z ubraniami
), dla mnie najwazniejszy jest wlasnie taki integracyjny element imprezy. Wieczor minal w przemilej atmosferze, w koncu wyladowalem w redakcji Portalu na nocleg (dostanie sie tam nie obylo sie bez przygod). Coz, nie bede opisywal jak wyglada redakcja... Szkoda tylko, ze nie mialem ze soba wtedy kamery
.
Rano znow na Pionek, niestety tylko 4 godzinki. Super sniadanie by Trzewik - buleczki + serek / dzemik (WIELKIE DZIEKI!) a potem Agricola i Pitchcar. Udalo mi sie pokazac jak sie w Gdansku jezdzi - tylko z powodu pechowego startu uciekla mi Tiju (gratulacje!), wiec musialem zadowolic sie druga pozycja (chociaz zaraz po starcie wygladalo na to, ze dojade ostatni
).
Potem biegiem na dworzec, spoznienie pociagu i po polnocy w domku (tym razem tylko 11 godzin).
Podsumowujac bylo REWELACYJNIE. O ile mi sie uda, to w marcu tez sie pojawie i bede sciagal znajomych! Koniec
Aby pojawic sie na Pionku musialem wsiasc o polnocy w pociag do Wwy, a wczesniej o 22.00 w autobus... W Wwie spotkalem Bazika i Ole, z ktorymi szybko i bezpiecznie dotarlismy samochodem na miejsce - tuz przed godzina 10.00, wiec dotarcie na impreze zajelo mi prawie 12 godzin! Ale warto bylo!!
Na miejscu bardzo mile powitanie - ekipa slaska (Trzewik, Merry, Multi, Tiju, Kredens crew), ekipa z Lublina (Dusza, Kwiatosz, Matti), ekipa z Wwy (za dlugo by ich wyliczac) i z Wrocka / Krakowa (jeszcze wiecej

Gier zatrzesienie, chociaz ja jak zwykle lubie grac w to co przywiozlem - a wiec gralem w Agricole (3 partyjki, wszystkie przegrane z kretesem), Im Jahr Des Drachen (win!), Pitchcara (2. miejsce w turnieju!). Z nowosci poznalem Lightning czy jak sie nazywa ta elektroszokowa zabawka (super!), Darjeeling (fajna, chociaz dla mnie chyba zbyt abstrakcyjna, do sprobowania jeszcze), King Me! (glupia



Wieczorem zrobilismy wyskok do knajpki - calkiem smacznej i z duzymi stolami. Szkoda, ze czesc osob zrejterowala do Rybnika od razu (zabierajac ze soba moja torbe z ubraniami


Rano znow na Pionek, niestety tylko 4 godzinki. Super sniadanie by Trzewik - buleczki + serek / dzemik (WIELKIE DZIEKI!) a potem Agricola i Pitchcar. Udalo mi sie pokazac jak sie w Gdansku jezdzi - tylko z powodu pechowego startu uciekla mi Tiju (gratulacje!), wiec musialem zadowolic sie druga pozycja (chociaz zaraz po starcie wygladalo na to, ze dojade ostatni

Potem biegiem na dworzec, spoznienie pociagu i po polnocy w domku (tym razem tylko 11 godzin).
Podsumowujac bylo REWELACYJNIE. O ile mi sie uda, to w marcu tez sie pojawie i bede sciagal znajomych! Koniec

= Artur Nataniel Jedlinski | GG #27211, skype: natanielx =
= Festiwal gier planszowych w Gdyni - GRAMY! =
= Festiwal gier planszowych w Gdyni - GRAMY! =
- jax
- Posty: 8140
- Rejestracja: 13 lut 2006, 10:46
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 97 times
- Been thanked: 258 times
Potwierdzam wszelkie zachwyty powyzej. Fajna impreza i super ludzie. Fajnie bylo odnowic znajomosci i poznac nowych ludzi znanych dotad tylko z nicka. Nie chcialbym tu robic wyliczanek zeby kogos nie pominac, ale musze, po prostu musze wspomniec przynajmniej o dwu osobach: przesympatycznym i bardzo goscinnym Alu (wielkie dzieki!) i rownie fantastycznym Wojtku - wc. Pobyt w domku Ala z wc i z ekipa krakowska i granie do poznej nocy to bylo tez dokladnie to o co chodzilo.
Super robote odwalala ekipa w pomaranczowych koszulkach (Multi, korzen i Goor, no i oczywiscie trzewik
).
O grach jakos mniej mi sie chce pisac - w pociagu furore robilo Once upon a time (dobry sklad byl), na Pionku poznalem m.in. Lightning Shock Extreme (na szczescie refleks mialem ok, wiec nie przezywalem zbytnich tortur), La Citta, Darjeeling i inne. Odkryciem byl dla mnie Galaxy Trucker. Wprawdzie nie gralem ale wysluchalem zasad (swoja droga genialnie wytlumaczonych przez sympatycznego Roberta - Czecha) i popatrzylem na rozgrywke. Zamawiam, choc wczesniej nie planowalem.
Powrot pociagiem o 17:00 odbyl sie sprawnie i bez wiekszych przygod. Towarzystwo Sztefana, kapustki i Gosi nie pozwalalo sie nudzic
Do zobaczenia za 3 miesiace!
Super robote odwalala ekipa w pomaranczowych koszulkach (Multi, korzen i Goor, no i oczywiscie trzewik

O grach jakos mniej mi sie chce pisac - w pociagu furore robilo Once upon a time (dobry sklad byl), na Pionku poznalem m.in. Lightning Shock Extreme (na szczescie refleks mialem ok, wiec nie przezywalem zbytnich tortur), La Citta, Darjeeling i inne. Odkryciem byl dla mnie Galaxy Trucker. Wprawdzie nie gralem ale wysluchalem zasad (swoja droga genialnie wytlumaczonych przez sympatycznego Roberta - Czecha) i popatrzylem na rozgrywke. Zamawiam, choc wczesniej nie planowalem.
Powrot pociagiem o 17:00 odbyl sie sprawnie i bez wiekszych przygod. Towarzystwo Sztefana, kapustki i Gosi nie pozwalalo sie nudzic

Do zobaczenia za 3 miesiace!

- cezner
- Posty: 3180
- Rejestracja: 30 wrz 2005, 20:26
- Lokalizacja: Opole
- Has thanked: 14 times
- Been thanked: 120 times
Eee tam głupia, wcale taka głupia nie jestNataniel pisze:
gra w kosci z robakami (nie pamietam tytulu - strasznie glupia)

Dzięki wszystkim za grę i no i wielkie dzięki Pomarańczowym Koszulkom.
Ja miałem zaszczyt zagrania w duuużo gier "dla dziewczynek". Robaki czyli Heckmeck to był prawdziwy hicior

A zakończyłem Pionka kolejną gra "dla dziewczynek" czyli Filou. Trzewik już nam prawie stół zabierał bo właśnie wybijała 18:00

- stalker
- Posty: 2594
- Rejestracja: 24 cze 2004, 23:14
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 32 times
- Been thanked: 13 times
Khm to ja...Al pisze:"Kto zapomniał granatowe skarpetki, proszony jest o przyznanie się do winy. Przewidywany zwrot znalezionego dobra.

ale się naszukałem zanim sobie uświadomiłem, gdzie je położyłem o 3 nad ranem...
Lukasz M. Pogoda | w biblioteczce | zainteresowało mnie
Warszawskie spotkania projektantów i testerów gier planszowych. Chcesz pomóc w testowaniu lub masz swój projekt? Monsoon Group pomoże! Informacje na forum tutaj. Zapraszamy!
Warszawskie spotkania projektantów i testerów gier planszowych. Chcesz pomóc w testowaniu lub masz swój projekt? Monsoon Group pomoże! Informacje na forum tutaj. Zapraszamy!
- Nataniel
- Administrator
- Posty: 5293
- Rejestracja: 03 cze 2004, 20:46
- Lokalizacja: Gdańsk Osowa
- Been thanked: 6 times
- Kontakt:
Fotek nie mam, ale postaram sie jak najszybciej wrzucic material filmowy!Van_Hoover pisze:Gdzie są foty?! Dzielić się fotami proszę, nie skąpić (ale fotami z pionka a nie skarpetek)
= Artur Nataniel Jedlinski | GG #27211, skype: natanielx =
= Festiwal gier planszowych w Gdyni - GRAMY! =
= Festiwal gier planszowych w Gdyni - GRAMY! =
stalker pisze:ale się naszukałem zanim sobie uświadomiłem, gdzie je położyłem o 3 nad ranem...
Hłe, hłe, wziąłem lupę i i tak to odzczytałem

Luzik skarpetki wyślę kurierem

A tak serio to szykuje się wysyłka do Wawy, to może zadam je do niej, jeśli oczywiście chłopaki nie będą miec nic przeciwko temu

.
- stalker
- Posty: 2594
- Rejestracja: 24 cze 2004, 23:14
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 32 times
- Been thanked: 13 times
Alu, Twoja dbałość o moje skarpetki (choćby całkiem nowe) jest doprawdy godna podziwu -- bardzo dziękuję 
A tu zdjęcia -- bynajmniej nie skarpetek, ale bez podpisów. Jak ktoś się chce pobawić, to może przekopiować do Picasa lub flickera i podpisać.

A tu zdjęcia -- bynajmniej nie skarpetek, ale bez podpisów. Jak ktoś się chce pobawić, to może przekopiować do Picasa lub flickera i podpisać.
Lukasz M. Pogoda | w biblioteczce | zainteresowało mnie
Warszawskie spotkania projektantów i testerów gier planszowych. Chcesz pomóc w testowaniu lub masz swój projekt? Monsoon Group pomoże! Informacje na forum tutaj. Zapraszamy!
Warszawskie spotkania projektantów i testerów gier planszowych. Chcesz pomóc w testowaniu lub masz swój projekt? Monsoon Group pomoże! Informacje na forum tutaj. Zapraszamy!
No cóż...
Ja też muszę napisać kilka słów przede wszystkim po to żeby uczcić organizatorów i ludzi, którzy przyczynili się do powstania i trwania fenomenu jakim już od roku jest pionek.
Raport mniejszości, część pierwsza.
Tym razem wybrałem się na pionka sam. Jola, moja najdroższa druga połowa, postanowiła zostać w domu tłumacząc, że zima (?), że zimno (??), że daleko (???), że śnieg może spaść (????) itp. Jednym słowem - nie chciało jej się i tyle. Miało to jednak dobre strony. Podróż (samochód, tylko ja w środku) minęła szybko i w miłej atmosferze. Zamiast wysłuchiwać standardowych uwag („zwolnij”, „trzymaj kierownicę obiema rękami”, „patrz przed siebie”, „nie zasypiaj”) włączyłem sobie (głośno, głośno, a jakże) kapitalną trójkową audycję „rock’n’roll historia powszechna” Metza i Ferencego. Już samo to nastroiło mnie radośnie na cały weekend, a przecież wszystko było przede mną.
Na miejsce dotarłem coś tak koło 10.30. Pierwsze co uderzyło mnie już przed wejściem i na korytarzu to wielkie tłumy ludzi! W porównaniu z 4. pionkiem ilość osób na korytarzach była ogromna! Jednak im wyżej wchodziłem tym było luźniej. Chwilę potem okazało się, że tego dnia odbywały się normalne zajęcia lekcyjne i te tłumy to byli po prostu uczniowie i nauczyciele szkoły, która mieści się w tym samym budynku
Ale na pionkowej sali ruch też był już spory. Od razu wpadłem na magmę z całą wrocławską ekipą, na trzewika naszego wielkiego Dobroczyńcę, na folka, tak jak ja osamotnionego, na klemę z którym wpadliśmy sobie w objęcia (co z daleka musiało wyglądać na walkę dwóch niedźwiedzi) i oczywiście na sympatycznych ludzi w pomarańczowych koszulkach, którzy wyglądali jak pracownicy pizzerii Scavo z „Gotowych na wszystko”
Chwilkę potem miałem wreszcie szansę spotkać osobiście następnych wielkich naszego światka – bazika i nataniela. Są w tej szczęśliwej sytuacji, że z sieci znają ich wszyscy i wszyscy chcieli ich poznać osobiście. Gdy do nich podszedłem i się przywitałem na ich twarzach gościł wyraz zakłopotania „chłopie nie znam cię”. Jednak gdy spojrzeli na mój identyfikator wyraz ich twarzy natychmiast zmieniał się na „niestety chłopie, dalej cię nie kojarzę”. Taki los maluczkich, ot co
Znów minęło parę chwil i już siedzieliśmy (bazik, folko, klema, ja jako tło) przy pierwszej grze. Była to cafe international. Pomarańczowa Ola wytłumaczyła nam pobieżnie zasady i ruszyliśmy z kopyta. Już po 10 minutach zaczęliśmy grać zgodnie z regułami i do końca wszystko przebiegło bez przestojów. Gra fajna, ale bez jakichś sensacji. Widać że wydana ładny czas temu (ze względu na jakość wykonania). Najwięcej radości sprawiało nam zgadywanie czy dana postać to Chińczyk czy Chinka oraz pilnowanie aby przy stolikach nie tworzyły się związki homoseksualne. Dzięki tej grze folko poznał kolejne SdJ do swojego artykułu. Mam nadzieję, że nie zapomni w nim podziękować swoim współgraczom za niezapomniane chwile spędzone w internacjonalnej kawiarence.
W międzyczasie na sali pojawiali się kolejni znajomi, dojechał Kraków ze uikiem, staxem i rathim, drugi Kraków z andre i mój przyjaciel Al, do którego moja żona wydzwania, żeby przestał sprzedawać mi gry.
Za moment na stół wjechało danie główne – agricola. Do naszej czwórki dosiadł się Al a bazik zaczął tłumaczyć reguły. Co ciekawe, nie miał pomarańczowej koszulki. Kilka dni wcześniej zamówiłem swój egzemplarz tej gry, więc sami rozumiecie, że bardzo chciałem żeby gra mi się spodobała. Na szczęście przyszło mi to bez trudu. Ogromna ilość ładnych choć prostych drewnianych elementów, żetonów, plansz, kart i naprawdę proste zasady (graliśmy w wersję rodzinną, bo wszyscy na pionku to jedna wielka rodzina). Wszyscy oprócz bazika graliśmy pierwszy raz, więc nic dziwnego że to on wystąpił w roli profesora. Rozłożył nas wszystkich na łopatki, na końcu gry miał dwa razy więcej punktów niż drugi gracz (o dziwo to byłem ja). Wśród nas było 2 tłumaczy instrukcji (klema i Al), którzy jednak zgodnie przyznali, że nic a nic im to nie pomogło. Było to zresztą widać w grze
Za to w związku z tym podczas gry była masa rozmów na temat tłumaczenia poszczególnych zwrotów, nazw, określeń itp. Już widać, że pewno znajdzie się sporo osób które będą jęczeć i marudzić, że coś tam im się nie podoba w tłumaczeniu (mogę w ciemno obstawiać kilka nicków). Ja jednakowoż chylę czoła przed robotą jaką wykonali, ich znojem, zaangażowaniem, dobrymi pomysłami i energią jaką w to wpompowali. A poza tym któż inny mógłby przetłumaczyć wiejską scenę gdzie odbywają się kuglarskie popisy jako „sztukę użytkową”
I znów w międzyczasie na sali pojawił się następny rzut znakomitości z ja_n-em, jaxem, sztefanem stalkerem i kwiatoszem.
Następną grą, w jaką zagrałem (a może bardziej następną jaką pamiętam) był year of the dragon – udało mi się dosiąść do warszawsko-gdańskiego stołu (Ola żona bazika, ja_n, nataniel, jax, ja jako tło). Grałem w to wcześniej 2 razy (2 razy bęcki od Joli), ale teraz reprezentowałem całą południową Polskę, dlatego od razu wysforowałem się na prowadzenie stosując niezwykłą strategię brania akcji z książeczkami. Po 3 miesiącach wszyscy byli daleko za mną w tyle, a potem... już nie pamiętam jak było
W roli profesora wystąpił Nataniel, który spokojnie od pierwszej rundy realizował swoją świetną taktykę i wygrał z wyraźną przewagą. Ja poległem jak leszek miller, który nieważne jak zaczynał, ważne jak skończył. Nawet jax, który wyraźnie został w progach startowych, spacerkiem minął mnie na długo przed końcem rozgrywki. Po takim łomocie gra zawsze trochę traci na atrakcyjności. A ja spędziłem nad swoim egzemplarzem dobrych kilkanaście godzin
Niezniechęcony porażką zostałem w tym przemiłym gronie i zagraliśmy w podobnym składzie (bez jaxa, ja jako tło) w tygrys i eufrat. Tak naprawdę do tej pory grałem w to tylko 2 razy 2 lata temu – zaraz po zrobieniu w naszym standardowym noworudzkim 4-osobowym składzie („łeeee, słabe, nie wiem o co chodzi, daj spokój, niepotrzebnie to robiłeś, zagrajmy w pociągi, osadników albo puerto rico”) i drugi raz z Jolą („nie gram z tobą więcej, ta gra jest fatalna, ograłeś mnie, nie znoszę jej”). I tak t&e zakończył żywot w nowej rudzie. Teraz miałem szansę zagrać w poważnym gronie. I co? I gra okazała się oczywiście bardzo dobra. Ola wygrała 1 punktem, pokazała nam kto tu rządzi
A potem... no właśnie co było potem? Dziura w pamięci
Al przypomniał mi że graliśmy jeszcze m.in. w kury zjadające robaki. Nic dziwnego że nic nie pamiętam, bo tradycyjnie wystąpiłem jako tło. Tuż przed każdym moim rzutem jakaś niewidzialna ręka wymazywała ze wszystkich kostek robaki, tak więc wyrzucałem same oczka, co w tej grze daje niewiele, żeby nie powiedzieć nic. A potem to już chyba powoli trzeba było się zbierać.
Jedyną wadą pionka jest to, że trwa tylko do 18. Po tej godzinie trzeba się zmywać z sali i szukać nowego lokum. My mieliśmy lokum – mieliśmy jechać w sile 10 chłopa do Ala do Rybnika na wieczorne i nocne granie. Ale jak do podejmowania decyzji jest więcej niż 3 osoby, to sami wiecie jak to wygląda. Lobby krakowskie chciało do Rybnika, lobby warszawsko-gdańskie chciało do knajpy. Ja z Alem robiliśmy za szoferów więc naszym jedynym zadaniem było niepicie
Ostatecznie ustaliliśmy, że jeden woźnica (wc) zabiera Kraków do Rybnika i czyni honory gospodarza domu, drugi idzie z resztą do knajpy. Zapakowaliśmy wszystkie bagaże (w tym torbę nataniela, który oczywiście miał dojechać z Alem później) do auta i ruszyliśmy w trasę. Jechałem z uikiem (stax, rathi i morciba jechali za nami drugim samochodem), jak zwykle gadaliśmy sobie o różnych fajnych rzeczach. Jest takie powiedzenie pasujące do tego – podróże kształcą 
Dojechaliśmy bez przygód, zrobiliśmy poważne zakupy w cerfurze i byliśmy gotowi do inwazji na domek Ala. Tam wszystko było już przygotowane na powitanie takiej chmary gości. Niezastąpiona, kochana Kaja przygotowała 10 posłań (ale samej Kai nie było, stwierdziła słusznie że nie będzie jedyną dziewczyną w tak samczym gronie), było żarełko, napitki i... temperatura w okolicy 3 stopni, wcale nie jestem przekonany że powyżej zera. Zaraz jednak roznieciliśmy domowe ognisko w kilku miejscach i zrobiło się przytulnie. My jednak zamiast zanucić harcerską pieśń siedliśmy znowu do gier. Właściwie to Kraków siadł, ja poszedłem odwiedzić brata i moich troje bratanków, którzy mieszkają jakieś 200m od domu Ala
Po powrocie z rodzinnej wizyty zastałem zamkniętą furtkę, musiałem więc podjąć ryzyko ciężkiego pokaleczenia i połamania nóg przy próbie przedarcia się przez ostre jak brzytwa i wysokie jak mury obronne ogrodzenie. Udało się bez większych strat. Po drodze okazało się że nataniel postanowił spać w Gliwicach w Portalu i w związku z tym został bez kamery, bez śpiwora, szmat na zmianę i wszystkich innych rzeczy jakie wpakował mi do bagażnika. Ale natanielu, do kogo pretensje?
Sam prosiłeś żeby Ci zabrać bagaż, potem zaciągnąłeś pół rybnickiego składu do knajpy, a potem zostawiłeś ich i zostałeś w Gliwicach więc teraz się nie skarż i ciesz się że nie miałeś czkawki przez całą noc 
Wieczór oczywiście upłynął na ostrym graniu. Kraków najpierw tłukł w tichu a potem bawił się swoją nową zabaweczką czyli galaxy truckerem - każdy chyba miał własny egzemplarz, ale o dziwo zagrali tylko jednym
Cała pozostała piątka – Al, jax, stalker, sztefan i ja jako tło – zaczęliśmy od notthingham. To kolejna gra która akurat drogą lądową szła do mnie z Rebela i w którą miałem szansę zagrać po zakupie ale przed otrzymaniem własnego egzemplarza. Fajna, szybka prosta gierka, żadnych uwag. Jax nas ograł mimo że niewiele mi zabrakło, żeby go pokonać. Sytuację tę skwitował stwierdzeniem „obawiałem się stalkera, sztefana i Ala, ale tego że Ty będziesz drugi to w ogóle nie podejrzewałem”. Patrzcie, wystarczy raz skompromitować się w roku smoka i wszyscy cię mają za tło i chór starców.
Następnie padło na timbuktu. Zabrałem ze sobą 2 wielkie pudła gier a to była dopiero pierwsza z nich która została użyta. Oczywiście zagraliśmy w wersję hard – bez zapisywania (była tak gdzieś północ po całym dniu jazdy, grania i sporych wrażeń). Zaczęliśmy poruszać naszymi karawanami a bezwzględni, przebiegli złodzieje łupali nam co się dało. Nie wszystkim nam. Po pierwszych 2 przystankach jasno było widać, że jax jest wróżbitą jakimś albo jasnowidzem. Z wielbłądów spadło mu tylko to co sam z łaski oddał żeby przejść się gdzieś indziej niż mu każą. Zachowywał zresztą spokój jakby naprawdę wiedział że jest nietykalny, nieomylny i naznaczony do zwycięstwa
Jednak potem coś się losowi odwidziało i szanse się wyrównały. Ostatecznie to ja zostałem mistrzem beduinów, co pozwoliło mi odzyskać siły i zaproponować kolejną grę.
Al, któremu złodzieje zostawili coś koło 4 towarów uznał że dosyć, Kraków też poszedł szykować się spać, a na stół wjechało ra. Nie wiem jakim cudem udało mi się namówić warszawiaków na tę grę. Stalker jeszcze przed rozpoczęciem wyglądał jakby nie spał przez ostatnie 72 godziny i jedyne o czym marzył to natychmiastowe bliskie spotkanie z łóżkiem, spokój jaxa był aż nazbyt spokojny, sztefan był tak dobry że się zgodził na partyjkę, ale nie jestem przekonany że granie w tym momencie było jego największym marzeniem. Pierwsze ciągnięcia wyglądały jakby wszyscy grali za karę. Patrząc na mych współgraczy chciałem już ze 2 razy zaproponować żebyśmy skończyli jeszcze w pierwszej erze, ale tak jakoś... W trakcie rozgrywki wszyscy się rozbudzili i naprawdę można ją uznać za udaną. Ra jest nieobliczalną grą. Tak było i tym razem. W każdej erze inny rozwój sytuacji... Ech, fajna gra i tyle. Wygrał zdaje się jax, który znów od początku zachowywał spokój osoby, która z godnością przyjmuje na siebie brzemię nieustających zwycięstw.
Zrobiła się 2.30, w pokoju w którym graliśmy (duże pomieszczenie ze stołami rozłożonymi w ten sposób, że bez problemu może usiąść przy nich ze 20 osób) położył się spać morciba, cóż było robić... Wyciągnąłem więc mój egzemplarz time is money, ten z tytusami, pamiętacie?
Warszawiacy grali pierwszy raz, musieli wprawdzie uznać moją wyższość, ale poszło im znakomicie. Wyniki mieli w okolicy 600, co dla debiutantów jest naprawdę świetnym wynikiem. Tym bardziej że wszyscy, którzy w danym momencie nie turlali kostkami, starali się przeszkadzać jak tylko umieli temu, który akurat zajęty był liczeniem w pamięci do 20 (raz i, dwa i, trzy i, cztery i, ...). Oczywiście przy okazji przeszkadzali biednemu morcibie, który w tych ultraniedogodnych warunkach starał się wyrwać nocy odrobinkę snu...
A potem wybiła trzecia nad ranem i czas był położyć się choć na kilka godzinek, bo przecież od rana czekały na nas nowe gry, nowe zwycięstwa i porażki, zapisywanie nowych kart historii i różne takie...
c.d.n.
Ja też muszę napisać kilka słów przede wszystkim po to żeby uczcić organizatorów i ludzi, którzy przyczynili się do powstania i trwania fenomenu jakim już od roku jest pionek.
Raport mniejszości, część pierwsza.
Tym razem wybrałem się na pionka sam. Jola, moja najdroższa druga połowa, postanowiła zostać w domu tłumacząc, że zima (?), że zimno (??), że daleko (???), że śnieg może spaść (????) itp. Jednym słowem - nie chciało jej się i tyle. Miało to jednak dobre strony. Podróż (samochód, tylko ja w środku) minęła szybko i w miłej atmosferze. Zamiast wysłuchiwać standardowych uwag („zwolnij”, „trzymaj kierownicę obiema rękami”, „patrz przed siebie”, „nie zasypiaj”) włączyłem sobie (głośno, głośno, a jakże) kapitalną trójkową audycję „rock’n’roll historia powszechna” Metza i Ferencego. Już samo to nastroiło mnie radośnie na cały weekend, a przecież wszystko było przede mną.
Na miejsce dotarłem coś tak koło 10.30. Pierwsze co uderzyło mnie już przed wejściem i na korytarzu to wielkie tłumy ludzi! W porównaniu z 4. pionkiem ilość osób na korytarzach była ogromna! Jednak im wyżej wchodziłem tym było luźniej. Chwilę potem okazało się, że tego dnia odbywały się normalne zajęcia lekcyjne i te tłumy to byli po prostu uczniowie i nauczyciele szkoły, która mieści się w tym samym budynku

Ale na pionkowej sali ruch też był już spory. Od razu wpadłem na magmę z całą wrocławską ekipą, na trzewika naszego wielkiego Dobroczyńcę, na folka, tak jak ja osamotnionego, na klemę z którym wpadliśmy sobie w objęcia (co z daleka musiało wyglądać na walkę dwóch niedźwiedzi) i oczywiście na sympatycznych ludzi w pomarańczowych koszulkach, którzy wyglądali jak pracownicy pizzerii Scavo z „Gotowych na wszystko”

Chwilkę potem miałem wreszcie szansę spotkać osobiście następnych wielkich naszego światka – bazika i nataniela. Są w tej szczęśliwej sytuacji, że z sieci znają ich wszyscy i wszyscy chcieli ich poznać osobiście. Gdy do nich podszedłem i się przywitałem na ich twarzach gościł wyraz zakłopotania „chłopie nie znam cię”. Jednak gdy spojrzeli na mój identyfikator wyraz ich twarzy natychmiast zmieniał się na „niestety chłopie, dalej cię nie kojarzę”. Taki los maluczkich, ot co

Znów minęło parę chwil i już siedzieliśmy (bazik, folko, klema, ja jako tło) przy pierwszej grze. Była to cafe international. Pomarańczowa Ola wytłumaczyła nam pobieżnie zasady i ruszyliśmy z kopyta. Już po 10 minutach zaczęliśmy grać zgodnie z regułami i do końca wszystko przebiegło bez przestojów. Gra fajna, ale bez jakichś sensacji. Widać że wydana ładny czas temu (ze względu na jakość wykonania). Najwięcej radości sprawiało nam zgadywanie czy dana postać to Chińczyk czy Chinka oraz pilnowanie aby przy stolikach nie tworzyły się związki homoseksualne. Dzięki tej grze folko poznał kolejne SdJ do swojego artykułu. Mam nadzieję, że nie zapomni w nim podziękować swoim współgraczom za niezapomniane chwile spędzone w internacjonalnej kawiarence.
W międzyczasie na sali pojawiali się kolejni znajomi, dojechał Kraków ze uikiem, staxem i rathim, drugi Kraków z andre i mój przyjaciel Al, do którego moja żona wydzwania, żeby przestał sprzedawać mi gry.
Za moment na stół wjechało danie główne – agricola. Do naszej czwórki dosiadł się Al a bazik zaczął tłumaczyć reguły. Co ciekawe, nie miał pomarańczowej koszulki. Kilka dni wcześniej zamówiłem swój egzemplarz tej gry, więc sami rozumiecie, że bardzo chciałem żeby gra mi się spodobała. Na szczęście przyszło mi to bez trudu. Ogromna ilość ładnych choć prostych drewnianych elementów, żetonów, plansz, kart i naprawdę proste zasady (graliśmy w wersję rodzinną, bo wszyscy na pionku to jedna wielka rodzina). Wszyscy oprócz bazika graliśmy pierwszy raz, więc nic dziwnego że to on wystąpił w roli profesora. Rozłożył nas wszystkich na łopatki, na końcu gry miał dwa razy więcej punktów niż drugi gracz (o dziwo to byłem ja). Wśród nas było 2 tłumaczy instrukcji (klema i Al), którzy jednak zgodnie przyznali, że nic a nic im to nie pomogło. Było to zresztą widać w grze


I znów w międzyczasie na sali pojawił się następny rzut znakomitości z ja_n-em, jaxem, sztefanem stalkerem i kwiatoszem.
Następną grą, w jaką zagrałem (a może bardziej następną jaką pamiętam) był year of the dragon – udało mi się dosiąść do warszawsko-gdańskiego stołu (Ola żona bazika, ja_n, nataniel, jax, ja jako tło). Grałem w to wcześniej 2 razy (2 razy bęcki od Joli), ale teraz reprezentowałem całą południową Polskę, dlatego od razu wysforowałem się na prowadzenie stosując niezwykłą strategię brania akcji z książeczkami. Po 3 miesiącach wszyscy byli daleko za mną w tyle, a potem... już nie pamiętam jak było


Niezniechęcony porażką zostałem w tym przemiłym gronie i zagraliśmy w podobnym składzie (bez jaxa, ja jako tło) w tygrys i eufrat. Tak naprawdę do tej pory grałem w to tylko 2 razy 2 lata temu – zaraz po zrobieniu w naszym standardowym noworudzkim 4-osobowym składzie („łeeee, słabe, nie wiem o co chodzi, daj spokój, niepotrzebnie to robiłeś, zagrajmy w pociągi, osadników albo puerto rico”) i drugi raz z Jolą („nie gram z tobą więcej, ta gra jest fatalna, ograłeś mnie, nie znoszę jej”). I tak t&e zakończył żywot w nowej rudzie. Teraz miałem szansę zagrać w poważnym gronie. I co? I gra okazała się oczywiście bardzo dobra. Ola wygrała 1 punktem, pokazała nam kto tu rządzi

A potem... no właśnie co było potem? Dziura w pamięci

Al przypomniał mi że graliśmy jeszcze m.in. w kury zjadające robaki. Nic dziwnego że nic nie pamiętam, bo tradycyjnie wystąpiłem jako tło. Tuż przed każdym moim rzutem jakaś niewidzialna ręka wymazywała ze wszystkich kostek robaki, tak więc wyrzucałem same oczka, co w tej grze daje niewiele, żeby nie powiedzieć nic. A potem to już chyba powoli trzeba było się zbierać.
Jedyną wadą pionka jest to, że trwa tylko do 18. Po tej godzinie trzeba się zmywać z sali i szukać nowego lokum. My mieliśmy lokum – mieliśmy jechać w sile 10 chłopa do Ala do Rybnika na wieczorne i nocne granie. Ale jak do podejmowania decyzji jest więcej niż 3 osoby, to sami wiecie jak to wygląda. Lobby krakowskie chciało do Rybnika, lobby warszawsko-gdańskie chciało do knajpy. Ja z Alem robiliśmy za szoferów więc naszym jedynym zadaniem było niepicie


Dojechaliśmy bez przygód, zrobiliśmy poważne zakupy w cerfurze i byliśmy gotowi do inwazji na domek Ala. Tam wszystko było już przygotowane na powitanie takiej chmary gości. Niezastąpiona, kochana Kaja przygotowała 10 posłań (ale samej Kai nie było, stwierdziła słusznie że nie będzie jedyną dziewczyną w tak samczym gronie), było żarełko, napitki i... temperatura w okolicy 3 stopni, wcale nie jestem przekonany że powyżej zera. Zaraz jednak roznieciliśmy domowe ognisko w kilku miejscach i zrobiło się przytulnie. My jednak zamiast zanucić harcerską pieśń siedliśmy znowu do gier. Właściwie to Kraków siadł, ja poszedłem odwiedzić brata i moich troje bratanków, którzy mieszkają jakieś 200m od domu Ala

Po powrocie z rodzinnej wizyty zastałem zamkniętą furtkę, musiałem więc podjąć ryzyko ciężkiego pokaleczenia i połamania nóg przy próbie przedarcia się przez ostre jak brzytwa i wysokie jak mury obronne ogrodzenie. Udało się bez większych strat. Po drodze okazało się że nataniel postanowił spać w Gliwicach w Portalu i w związku z tym został bez kamery, bez śpiwora, szmat na zmianę i wszystkich innych rzeczy jakie wpakował mi do bagażnika. Ale natanielu, do kogo pretensje?


Wieczór oczywiście upłynął na ostrym graniu. Kraków najpierw tłukł w tichu a potem bawił się swoją nową zabaweczką czyli galaxy truckerem - każdy chyba miał własny egzemplarz, ale o dziwo zagrali tylko jednym

Cała pozostała piątka – Al, jax, stalker, sztefan i ja jako tło – zaczęliśmy od notthingham. To kolejna gra która akurat drogą lądową szła do mnie z Rebela i w którą miałem szansę zagrać po zakupie ale przed otrzymaniem własnego egzemplarza. Fajna, szybka prosta gierka, żadnych uwag. Jax nas ograł mimo że niewiele mi zabrakło, żeby go pokonać. Sytuację tę skwitował stwierdzeniem „obawiałem się stalkera, sztefana i Ala, ale tego że Ty będziesz drugi to w ogóle nie podejrzewałem”. Patrzcie, wystarczy raz skompromitować się w roku smoka i wszyscy cię mają za tło i chór starców.
Następnie padło na timbuktu. Zabrałem ze sobą 2 wielkie pudła gier a to była dopiero pierwsza z nich która została użyta. Oczywiście zagraliśmy w wersję hard – bez zapisywania (była tak gdzieś północ po całym dniu jazdy, grania i sporych wrażeń). Zaczęliśmy poruszać naszymi karawanami a bezwzględni, przebiegli złodzieje łupali nam co się dało. Nie wszystkim nam. Po pierwszych 2 przystankach jasno było widać, że jax jest wróżbitą jakimś albo jasnowidzem. Z wielbłądów spadło mu tylko to co sam z łaski oddał żeby przejść się gdzieś indziej niż mu każą. Zachowywał zresztą spokój jakby naprawdę wiedział że jest nietykalny, nieomylny i naznaczony do zwycięstwa

Al, któremu złodzieje zostawili coś koło 4 towarów uznał że dosyć, Kraków też poszedł szykować się spać, a na stół wjechało ra. Nie wiem jakim cudem udało mi się namówić warszawiaków na tę grę. Stalker jeszcze przed rozpoczęciem wyglądał jakby nie spał przez ostatnie 72 godziny i jedyne o czym marzył to natychmiastowe bliskie spotkanie z łóżkiem, spokój jaxa był aż nazbyt spokojny, sztefan był tak dobry że się zgodził na partyjkę, ale nie jestem przekonany że granie w tym momencie było jego największym marzeniem. Pierwsze ciągnięcia wyglądały jakby wszyscy grali za karę. Patrząc na mych współgraczy chciałem już ze 2 razy zaproponować żebyśmy skończyli jeszcze w pierwszej erze, ale tak jakoś... W trakcie rozgrywki wszyscy się rozbudzili i naprawdę można ją uznać za udaną. Ra jest nieobliczalną grą. Tak było i tym razem. W każdej erze inny rozwój sytuacji... Ech, fajna gra i tyle. Wygrał zdaje się jax, który znów od początku zachowywał spokój osoby, która z godnością przyjmuje na siebie brzemię nieustających zwycięstw.
Zrobiła się 2.30, w pokoju w którym graliśmy (duże pomieszczenie ze stołami rozłożonymi w ten sposób, że bez problemu może usiąść przy nich ze 20 osób) położył się spać morciba, cóż było robić... Wyciągnąłem więc mój egzemplarz time is money, ten z tytusami, pamiętacie?

A potem wybiła trzecia nad ranem i czas był położyć się choć na kilka godzinek, bo przecież od rana czekały na nas nowe gry, nowe zwycięstwa i porażki, zapisywanie nowych kart historii i różne takie...
c.d.n.
są ludzie którzy nie chcą połknąć bakcyla planszówek
takim trzeba wpychać go do gardła
takim trzeba wpychać go do gardła
- stalker
- Posty: 2594
- Rejestracja: 24 cze 2004, 23:14
- Lokalizacja: Warszawa
- Has thanked: 32 times
- Been thanked: 13 times
Jak ktoś woli fotki z flickra: http://www.flickr.com/photos/lmpogoda/s ... 428041207/
Tam można łatwo dopisywać komentarze.
Tam można łatwo dopisywać komentarze.
Lukasz M. Pogoda | w biblioteczce | zainteresowało mnie
Warszawskie spotkania projektantów i testerów gier planszowych. Chcesz pomóc w testowaniu lub masz swój projekt? Monsoon Group pomoże! Informacje na forum tutaj. Zapraszamy!
Warszawskie spotkania projektantów i testerów gier planszowych. Chcesz pomóc w testowaniu lub masz swój projekt? Monsoon Group pomoże! Informacje na forum tutaj. Zapraszamy!
Kilka zdjęć z Pionka... niestety po kilku grach zapomniałem że mam aparat 
http://picasaweb.google.pl/Adam.folko.Kaluza/Pionek5

http://picasaweb.google.pl/Adam.folko.Kaluza/Pionek5