Wczorajsze spotkanie w naszym sympatycznym gronie, wzbogaconym o koleżankę Magdę, przebiegało pod znakiem gier lżejszych: Wiarusów i Quartermaster Generala.
W Wiarusów udało się nawet wreszcie wygrać, i ponownie przytrafiło mi się to w składzie pięcioosobowym i po rozegraniu pierwszej rundy prawie na czysto (tzn. właściwie wszyscy użyli swoich zdolności specjalnych w pierwszej misji, dzięki czemu zeszliśmy z wielu kart i potem do końca udawało się w miarę spokojnie kontrolować sytuację). Wydaje się, że powinniśmy w 5 osób grać jednak z 30-kartową talią doświadczeń. Inaczej jest chyba za łatwo.
Tyle o wiarusach i czym prędzej przechodzę do Quartermaster Generala, rozgrywka w którego (wersja podstawowa, bez dodatków) była chyba jedną z najciekawszych w całej historii naszych spotkań. Rozpoczęło się mocno, bo już w pierwszej kolejce Maciek, grający Niemcami, wyszukał sobie w talii i wyłożył Blitzkrieg, dzięki czemu atakował i budował swoje armie w jednej turze. Co prawda kosztem jednej karty, ale dawało mu to na początku niesamowitego, ofensywnego kopa. Jako gracz sowiecki, postawiłem na statusy umożliwiające szybsze budowanie, ale próby kontrataków spełzły na niczym - po kilku turach Niemcy byli w Moskwie i na Ukrainie, biorąc co turę 6-7 pkt.
Spokojnie, ale bardzo przytomnie rozpoczął gracz brytyjski (Sławek), od razu wystawiając armie w Indiach i Australii (ta w dalszej fazie gry została zdobyta przez Japonię), dzięki czemu od początku UK nieźle punktowało. Japonia (Janek) tradycyjnie ruszyła na Chiny i na Pacyfik, też od początku nieźle punktując.
Gracz amerykański (Magda) już w drugiej turze wystawiła wojsko w Seczuanie, przez co USA kasowało spokojnie 6 pkt/runda.
Szybkie postępy Niemców i wyzerowanie punktowe Sowietów, a także konsekwentne punktowanie przez Włochów sprawiły jednak, że Oś rozpoczęła dość mocny odjazd w punktach. W okolicach połowy gry ich przewaga nad Aliantami dotykała kończącej grę wartości 30 punktów, momentami (przed kolejką USA) ją nawet przekraczając. Pomimo - jak się wydawało - doskonałej sytuacji - w tych wielkich zwycięstwach kiełkował już zaczątek późniejszej porażki.
Przede wszystkim gracz niemiecki mocno się na Sowietach wykrwawił. konieczność ciągłej walki z wciąż odradzającymi się krasnoarmiejcami sukcesywnie zmniejszała liczbę kart w talii niemieckiej. Dzięki statusowi umożliwiającemu pozostawanie bez zaopatrzenia, Sowieci mogli się nie obawiać odcięcia od zaopatrzenia, nieustannie stwarzając dla Niemców zagrożenie [nastąpiła tu z mojej strony pewna pomyłka i małe zamieszanie, ale bez większych konsekwencji dla całej rozgrywki, choć Maciek będzie mieć pewnie inne zdanie
]. Eventem Sowieci usunęli także armię japońską w Chinach, co skwapliwie wykorzystali Amerykanie, powiększając swój zarobek do 8 pkt/runda. Po cichu do akcji w Europie włączyli się Brytyjczycy, jak to Maciek określił: 'Skubiąc niemiecką łydkę". Prawda była jednak taka, że tym skubaniem udało się Brytyjczykom zaangażować kolejne kilka kart niemieckich i dać trochę oddechu Sowietom. Brytyjskie działania doprowadziły w końcu do usunięcia Niemców i Włochów z Europy Zachodniej, Italii. Wciąż jeszcze Oś zachowała jednak ok 20-punktową przewagę w punktach.
I w tym momencie Magda (USA) trąciła mnie ramię i pokazując kartę "Zmiana teatru działań" zapytała: "Czy mogę wystawić się tutaj?", po czym jej palec powędrował w kierunku włoskiego buta.
Byliśmy uratowani
W oczyszczonej z Włochów Italii wylądowała armia amerykańska wraz z towarzyszącą jej flotą, ściągnięte wprost z Pacyfiku. W kolejnej turze sąsiadujące z Italią Niemcy padły ofiarą burzy ogniowej (Nalot "Firestorm" - odrzucenie 7 kart), co skróciło ich zasoby do zaledwie dwóch kart na ręce. USA zbierały z planszy po 10 punktów, a Sowieci mogli przejść wreszcie do kontrofensywy swoimi ostatnimi sześcioma kartami (z których 3 to Land battle
). Ostatecznie, mimo podwójnej obsady Ukrainy i Europy Wschodniej przez Niemców i Włochów, udało się Armii Czerwonej odzyskać Moskwę i zacząć robic jakieś małe punkciki (2 PZ/runda), a co ważniejsze - usunąć Włochów z Ukrainy i odciąć ich tym samym od zaopatrzenia. Turę później spadli z mapy z braku zaopatrzenia. Brytyjczycy zajęli Niemcy, a Amerykanie uparcie bombardowali oba kraje członkowskie Osi, dzięki statusowi umożliwiającemu Amerykanom zagranie z discardu dowolnej karty kosztem czterech.
W krótkim czasie Niemcy bez kart stały się jedynie obserwatorem wydarzeń (ok 14 tury), Włosi z pusta talią i ręką zostali wyeliminowani kilka tur później, a Alianci (choć ostatecznie z Włoch musieli się ewakuować), zbierali sporo punktów i usuwali też punkty Osi. O dziwo - do końca w grze z kartami była Japonia, zbierając niezłe punkty do końca, ale nie miało to już żadnego znaczenia. W 19 turze przegoniliśmy oś, ostatecznie wygrywając chyba kilkunastoma punktami.
Doskonała partia.
QG wciąż nie potrafi nam się znudzić.
Właściwie każdy gracz zrobił co mógł i zagrał bardzo dobrze. Sowietów uratowały statusy z budowaniem i zaopatrzeniem. Niemcy grali naprawdę dobrze i agresywnie, Włosi i Japończycy też. Bardzo mądrze poczynał sobie Sławek, grając Brytyjczykami, i Magda - Amerykanami (grała bardzo samodzielnie). Ja, przy takiej ofensywie niemieckiej, nie dałem się Niemcom zupełnie wyeliminować, na końcu dokładając także cegiełkę do zwycięstwa.
Za tydzień Caffe Anioł!
PS
Janku, powodzenia w wyprawie i wracaj na kolejne rozgrywki