Już się szykowałem, żeby podzielić się z Wami pewnym zmartwieniem, ale dwie dzisiejsze rozgrywki zmieniły sytuację.
Przypomnę punkt wyjścia: trzech kompletnych noobów w dziedzinie LCG pogrywa sobie domowo, na razie samym core setem, wyłącznie taliami predefiowanymi. Rozegraliśmy około dziesięciu partii, w różnych składach osobowych, każde z nas grało róznymi stronami i róznymi frakcjami. I jak dotąd WSZYSTKIE gry zakończyły się zwycięstwem korporacji! Najpierw nas to śmieszyło, ale potem zaczęło niepokoić. Jakichś większych błędów z dziedziny reguł już raczej nie robimy, ale zaczęliśmy się martwić, że grając runnerami każde z nas popełnia jakieś koszmarne błędy taktyczne, nie zauważa możliwych zagrań etc.
Pierwsza dzisiejsza rozgrywka tylko pogłebiła niepokój: prowadząc Jinteki raczej bez problemów pokonałem przestępcę. Ale potem zamieniliśmy się taliami i... znów wygrałem!
Moja przeciwniczka nie była tym zachwycona, ale oboje odetchnęliśmy z ulgą: jednak da się wygrac runnerem!
Grając Gabrielem bardzo dbałem o utrzymanie zasobów finansowych na odpowiednim poziomie i jednocześnie starannie kontrolowałem poziom gotówki korporacji. Zacząłem agresywnie i starałem się nie odpuszczać aż do końca. Odkryłem, jak ważne jest utrzymywnie tempa gry. Np. atakowałem HQ na zmianę bezpośrednio i z boku, przez archiwa, powodując rozpraszanie wysiłków obronnych Jinteki i drenując pieniądze korporacji. Kombinowałem na różne sposoby, i na ogół się udawało. Wygrałem 7:0!
I love this game!